Trocie na Bornholmie
#41 OFFLINE
Napisano 11 luty 2022 - 18:44
- wojti80 lubi to
#42 OFFLINE
Napisano 12 luty 2022 - 09:49
Podpinam się pod pytanie .
Zaczynam przygodę z trociami , sprzęt skompletowany . Chętnie bym dołączył do jakiejś ekipy jeśli jest możliwość. Samemu jest to nie opłacalne..
Każda wyprawa kosztuje. Czy to zagraniczna czy krajowa. Nie każdemu jest dane mieszkać nad morzem Miałem wielką chęć ponownie wybrać się na Bornholm w tym roku. Mam szczególny sentyment do tej wyspy i to nie tylko z powodu ryb. Niestety z różnych powodów ekipa się "posypała" i trzeba poczekać chyba do przyszłego roku. Dobrze że voucher od Dancenter ważny do 2024r.
#43 OFFLINE
Napisano 12 luty 2022 - 10:13
- wojti80, strary, dziobak1967 i 2 innych osób lubią to
#44 OFFLINE
Napisano 12 luty 2022 - 15:58
Marzec, kwiecień to spokój i cisza. Mała ilość turystów. Głównie wędkarze ganiający za trocią. Fajne knajpki ze swoimi klimatami. Dla mnie odskocznia od dnia codziennego połączona z pasją wędkowania w morzu. Cóż chcieć więcej mając ponad 50 na karku.
- Slavobeer, wojti80, strary i 2 innych osób lubią to
#45 OFFLINE
Napisano 14 luty 2022 - 09:49
Witam kolegów.
Po 3-letniej przerwie, wybieram się na Bornholm, w terminie 18/19-26.03.2022. Chętnie zabiorę 2 kolegów, ponieważ z wieloletnich obserwacji wynika, że ekipa 3 osobowa, jest optymalna. Wyjazd z Krakowa, A4, S3, jest również opcja zabrania kogoś "po drodze". Nie orientowałem się jeszcze w kosztach, ale myślę, że 2 tysie na głowę, załatwią sprawę.
Tęskno za tymi klimatami, luksusowy domek, kominek, Polaków nocne rozmowy, tydzień totalnego resetu, za stosunkowo nie duże pieniądze. A jeszcze jak się sreberko zawiesi, cóż dodać...?
Byłem już ponad 20 razy, polecam każdemu.
Pozdrawiam.
- popper, salmon1977, wojti80 i 10 innych osób lubią to
#46 OFFLINE
Napisano 20 luty 2022 - 04:32
Witam kolegów.
Po 3-letniej przerwie, wybieram się na Bornholm, w terminie 18/19-26.03.2022. Chętnie zabiorę 2 kolegów, ponieważ z wieloletnich obserwacji wynika, że ekipa 3 osobowa, jest optymalna. Wyjazd z Krakowa, A4, S3, jest również opcja zabrania kogoś "po drodze". Nie orientowałem się jeszcze w kosztach, ale myślę, że 2 tysie na głowę, załatwią sprawę.
Tęskno za tymi klimatami, luksusowy domek, kominek, Polaków nocne rozmowy, tydzień totalnego resetu, za stosunkowo nie duże pieniądze. A jeszcze jak się sreberko zawiesi, cóż dodać...?
Byłem już ponad 20 razy, polecam każdemu.
Pozdrawiam.
- salmon1977 lubi to
#47 OFFLINE
Napisano 31 marzec 2022 - 07:08
#48 OFFLINE
Napisano 31 marzec 2022 - 14:30
Witam kolegów.
Po 3-letniej przerwie, wybieram się na Bornholm, w terminie 18/19-26.03.2022. Chętnie zabiorę 2 kolegów, ponieważ z wieloletnich obserwacji wynika, że ekipa 3 osobowa, jest optymalna. Wyjazd z Krakowa, A4, S3, jest również opcja zabrania kogoś "po drodze". Nie orientowałem się jeszcze w kosztach, ale myślę, że 2 tysie na głowę, załatwią sprawę.
Tęskno za tymi klimatami, luksusowy domek, kominek, Polaków nocne rozmowy, tydzień totalnego resetu, za stosunkowo nie duże pieniądze. A jeszcze jak się sreberko zawiesi, cóż dodać...?
Byłem już ponad 20 razy, polecam każdemu.
Pozdrawiam.
I jak? Udał się wypad?
#49 OFFLINE
Napisano 15 kwiecień 2022 - 12:41
Właśnie wróciłem z Bornholmu. Ta wyspa jest przez wielu wędkarzy uznawana za mekkę łowców morskich troci i z tym właśnie zamiarem – złowienia bałtyckiego srebra – wybraliśmy się trzyosobową ekipą na kwietniowy wędkarski wypad. Co ciekawe, wyprawa opóźniła się 2 lata! Tak…. Pandemia COVID-19 doprowadziła do tego, że dwukrotnie musieliśmy przekładać ten wyjazd! Masakra! W końcu się udało! W kwietniu 2022 roku pędziliśmy we trzech – Ja, Darek i Marcin – na tę niewielką duńską wyspę. Droga dłużyła się nieco. Najpierw polskie i niemieckie autostrady zaprowadziły nas do portu w miejscowości Sassnitz, a potem promem dotarliśmy do jednego z dwóch dużych miast na wyspie - Ronne. Domek mieliśmy zlokalizowany w zachodniej części Bornholmu w okolicy ciekawych miejscówek wokół największego miasta tej wyspy. Niestety natura mocno krzyżowała nam plany w trakcie tego wyjazdu. Praktycznie cały czas wiał zachodni lub południowo zachodni wiatr. Jego podmuchy grupo przekraczały 30 węzłów co przy wysokich, 2 metrowych falach uniemożliwiało nam wędkowanie na tak obiecującym wybrzeżu. Pierwszego dnia do domku zajechaliśmy raptem na chwilę. Pomimo długiej drogi – ruszyliśmy w Warszawy około 21.00 dnia poprzedniego – szybko przebraliśmy się w ciuchy do brodzenia, złożyliśmy zestawy i pojechaliśmy na dobrze znaną nam miejscówkę w okolicy miejscowości Gudhjem i Melsted. Jej ułożenie na północnym brzegu wyspy dawało nadzieję na nieco mniejsze fale. Po drodze zerknęliśmy jeszcze z nutką nadziei na zachodni brzeg w Hasle. Nic z tego! Fale z głośnym rykiem odbijały się od falochronów i głazów. Całkowity brak szansy na wejście do wody a o skutecznym rzucie już nie wspomnę. Na Gudhjem przywitała nas niewielka falka z nieco zachmurzonym niebem. Dwie godziny biczowania wody podłużnymi wahadłówkami i muchą na Spidolino nie przyniosły nawet puknięcia.
W pierwszych dniach woda była praktycznie martwa! Wszystko przez jej niską temperaturę. Wizyta w sklepie wędkarskim, drugiego dnia pobytu, potwierdziła nasze obawy. Temperatura wody wynosiła 3 – 3,5 °C. Niestety to zdecydowanie zbyt mało aby mówić o dobrych braniach. Przydałoby się 1,5 lub 2 więcej! Drugiego dnia szukaliśmy ryb w różnych miejscach. Nadal dostępny był jedynie północny kraniec wyspy. Szukaliśmy ryb przy klifach, portach, na skałach – bez efektu. Odrobinę nadziej wlał w moje serce niewielki kiełż, który wypadł z kępy morszczynu zaczepionego na kotwiczce. Może jednak coś się ruszy… Rozmawialiśmy z wędkarzami spotykanymi na parkingach i plaży. Byli to Duńczycy, Norwegowie, Niemcy. Każdy narzekał na bardzo słabe brania. Pojedyncze, małe trotki mieli tylko muszkarze. Na blaszki nie było nawet puknięcia.. No cóż… Dodatkowo pech nas nie omijał. Na jednej z dróg silny wiatr otworzył nam dachowy bagażnik i wyrwał jego kalpę. A mówiłem aby zamknąć go na klucz.. W drodze powrotnej szykowała się nieco ciasna atmosfera….
Kombinowałem co należy zmienić w taktyce. Sprawdziłem już praktycznie wszystko co miałem w pudełkach spinningowych. Rzucałem podłużnymi a/la pilkeram od Cormorana i Jaxona, Woblerami Piotra Dziadury, Polspingowskimi Makrelami oraz tutejszymi Hansenami. Nic nie pomagało. Nie widziałem nawet spławu a przecież te ryby często pokazują swoją obecność. Na dodatek poślizgnąłem się na porośniętym glonami kamieniu i uderzyłem kołowrotkiem o skały. Trzeba było widzieć moją minę kiedy zobaczyłem na bagażniku dachowym, ze korbka od mojego Twinka jakoś dziwnie odstaje od normalnego ułożenia. Pól godziny kombinowałem jak dogiąć ją mając do dyspozycji dwie ręce, kombinerki i głowę. Dopiero zatrzask od bagażnika okazał się dobrym uchwytem do dźwigni. Ramię korby wyglądało jak po kontakcie z TIRem ale nadawało się do łowienia. Ot taki pech… Kolejna poranna sesja wędkowania nadal nie przyniosła ryby.
Trzeba było przerzucić się na muchę na spidolino. Nie lubię tej metody. Przypomina mi morski boczny trok. Ale czasami nie ma wyjścia. Zimna woda nie uruchomiła jeszcze stad tubisów i innych rybek wśród kamieni. Trzeba było zatem podać rybom coś małego a’la krewetka lub kiełż i bardzo wolno prowadzić na płytkiej, około metrowej wodzie. Na to pozwala jedynie mucha na pływającym spidolino. Trzeciego dnia przezbroiłem zestaw. Założyłem 30 g pływak, długi 3 metrowy przypon z FC z niewielkim Polar Magnusem. Tego dnia pojechaliśmy na popołudniowe wędkowanie bez Marcina, którego w domku zatrzymała praca i ból stopy. Najpierw łowiliśmy niedaleko ruin zamku. Widoki były piękne ale totalnie pusta woda. Na Gudhjem było już kilku wędkarzy. Tubylcy łowili na tradycyjną muchę oraz spidolino. Zajmowali prawą stronę łowiska z dużą, płytką rafą. Darek poszedł na skały naprzeciwko parkingu a ja udałem się od razu na lewo. Miejscówka była położona ponad 100 metrów w głąb morza. Była to płytka półka skalna otoczona głębokimi jamami. Aby tam dotrzeć potrzebowałam kilkunastu minut i dobrych okularów polaryzacyjnych aby nie ześlizgnąć się do głębokiej wody. Kij do brodzenia i neoprenowy pas ubezpieczały mnie dodatkowo. Po dotarciu na miejsce i wykonaniu kilku rzutów, gdzieś między szumem fal, usłyszałem krzyk Darka. Okazało się, że Duńczyk po prawej miał rybę na kiju. Niewielka trotka wylądowała właśnie w podbieraku i po kilku fotkach wróciła do Bałtyku. To dało mi odrobinę optymizmu. Jednak są! Może nieco płycej należy prowadzić muchę? Zacząłem obławiać dużą rafę na lewo ode mnie. Pływak raz po raz lądował to na lewo, to na prawo od wystających z wody skał. Co chwilę zerkałem przez prawe ramię na innych wędkarzy. Po chwili wędka u drugiego Duńczyka wygięła się w pałąk. Tym razem ryba była większa. Sporo czasu zajęło zanim długi przypon przy spidolino pozwolił mu na jej wylądowanie w podbieraku. Super! A u mnie nic! Zirytowany zacząłem rzucać na jeszce płytszą wodę wzdłuż brzegu. Teraz mój zestaw lądował koło falochronu portu i ściągałem go nad kilkom płytkimi rafkami. Jeden, drugi, dziesiąty rzut…. Nagle BACH! Mocne uderzenie wyrwało mnie z zamyślenia. Lekkie zacięcie i pulsujący ciężar zameldował mi sporą rybę na końcu zestawu. Tylko się nie zepnij! Proszę! Powoli zacząłem hol. Ryba wyraźnie młynkowała i odchodziła na głębszą wodę. Bliżej moich nóg, w krystalicznie czystej wodzie pokazał się spory, torpedowaty kształt. Oczywiście podbierak musiał zaplatać się w linkę od kija do brodzenia. A jak! Jeszcze dwa odjazdy i piękny 60-tak troci wylądował w podbieraku. Jeeeeest! Z dumą zaprezentowałem rybę. Srebrny samczyk z ładną kufką pięknie opalizował w wieczornym słońcu. Teraz czekała mnie ponad 50-cio metrowa przeprawa na brzeg. Po drodze oczywiście zjechałem po śliskich kamieniach w głęboki dół. Całe szczęście w pasie byłem owinięty ortopedycznym pasem neoprenowym, który nie pozwolił wlać się wodzie pod moją kurtkę. Jedynie w rękawie chlupała mi woda. Ale co tam! Miałem rybę! Szybka sesja zdjęciowa i troć dziarsko odpłynęła w fale Bałtyku. Byłem zadowolony. O to chodziło! Kolejne godziny nie przyniosły już żadnego brania – ani u nas, ani u Duńczyków. Dopiero w samochodzie poczułem nieco zimna i mokry rękaw pod kurtką. Wróciliśmy do domku. Było co świętować. Raptem jedna ryba ale w tych warunkach naprawdę cieszyła.
Kolejny dzień przywitał nas pochmurną i wietrzną aurą. Postanowiliśmy pojechać na tzw. Lotnisko. Miejscówka trudna ale darząca grubymi rybami. Wielkie głazy i głęboka woda ściągają tam okazałe trocie. Lubię tam wędkować. Dwa lata temu trafiłem tam kilka fajnych ryb. Dodatkowo ten klimat lądujących we mgle samolotów jest niesamowity. Dojechaliśmy na miejsce i po kilkunastu minutach marszu zeszliśmy nad wodę koło tzw. slipu. Wszedłem na dobrze znany mi język z głazów i zacząłem obławiać sporą zatokę przede mną. Kolejny rzut tym razem wzdłuż kamieni i mocny strzał! Poczułem pulsujący ciężar, trzy lub cztery młynki i ten cholerny luz na plecionce….. Spadła…. Kurcze! Może będzie kolejna? Kolejne rzuty nic nie dały. Wiatr po godzinie był tak silny, że musieliśmy się zebrać z powrotem. Dodatkowo pech nadal prześladował Darka. Tym razem dopadły obie filcowe podeszwy od jego butów do brodzenia. Nie było sensu dalej go męczyć. Każdy kamyczek odczuwał niczym turecki fakir! Udaliśmy się do sklepu wędkarskiego na zakupy. Co jeszcze nas doświadczy….?
Następne dni to ciągła walka z żywiołem bez chociażby jednego kontaktu z rybą. Wysokie fale, deszcz lub nawet śnieg skutecznie odbierały nam chęci do walki. Dwa ostatnie dni miały być w moim wykonaniu jedynie wędkowaniem porannym. Popołudniu wzywała mnie praca zdalna. Chłopaki jechali nad wodę a ja spędzałem długie godziny przed komórką i laptopem, który oczywiście też odmówił posłuszeństwa. Jak pech to pech! Takie przypadki chodzą nie parami a stadami! Jednego dnia udało mi się szczęśliwie skończyć pracę nieco wcześniej. Darek z Marcinem chwilę wcześniej wrócili zmarznięci i mokrzy od deszczu a pogoda oczywiście poprawiła się jak tylko przekroczyli drzwi domku. Zacząłem nerwowo chodzić po domku. Pozostały jakieś 2 godziny dnia zatem szybko przebrałem się i namówiłem Darka na krótki wypad nad pobliskie Hasle. Zajechaliśmy nad wodę i zlustrowaliśmy fale rozbijające się o skały. „Na dwoje babka wróżyła..”. Jak to mówi przysłowie… Ostrożnie weszliśmy w wodę. Ledwie dało się ustać. Fale co chwila sprawdzały czy aby któraś noga nieco nie straciła kontaktu z podłożem. W końcu odpuściłem rzucanie w kipiel pełnego morza i spojrzałem na wąską zatokę za falochronem prowadzącą do portu. Może tam się uda? Wszak tonący brzytwy się chwyta… Stanąłem na kamiennym umocnieniu i zacząłem rzucać w wejście do zatoki. Tutaj przynajmniej dało się prowadzić zestaw. Co 3 - 4 rzut na haku wisiał jednak glut z poderwanych z kamieni zielsk. Popatrzyłem w prawo. Tam już naprawdę było mało przestrzeni. Wąska zatoka przypominał bardziej jeziorko niż Bałtyk. No nic… I tam trzeba rzucić. Zestaw wylądował koło dużego kamienia obrośniętego trzcinami. Jeden, drugi obrót korbką. Siedzi! Mocny strzał obwieścił rybę na końcu zestawu. Tylko się nie zepnij!!! Ten niewielki 50 cm srebrniaczek nie był może kolosem ale dał mi mocnego kopa pozytywnej energii. Szybka fotka ze statywu – oczywiście Darek już poszedł do samochodu a nie zabrał ze sobą telefonu z domku – i rybka pięknie odpłynęła w fale zatoki. Warto walczyć do ostatniej chwili! Znowu uśmiech zawitał na moje twarzy.
Ostatni dzień nie dał nam żadnej ryby. W ogóle nikt ze spotkanych wędkarzy nie miał nic. Rzuty we wczorajszej zatoce przypominały walkę z wiatrakami. Co drugi kończył się trafieniem w brzeg… Groteska! Przez falochron co chwilę przebijała bryza i resztki fal. Trzeba było kończyć. W sobotę rano zapakowaliśmy samochód i ruszyliśmy do domu. To był trudny wyjazd, z małą liczbą brań i ciągłym kombinowaniem ale przecież nie tylko o ryby chodzi w wędkarstwie. Tutaj było to wszystko z tej znakomitej otoczki naszego hobby: wyprawa, przygoda, piękne widoki, wieczorne dyskusje przy czymś mocniejszym, kupa śmiechu.. Mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane zawitać na kamienistym Bornholmie.
fale.jpg 92,14 KB 23 Ilość pobrań hasle.jpg 123,53 KB 24 Ilość pobrań
Troćka.jpg 51,42 KB 23 Ilość pobrań Na skałach.jpg 52,96 KB 24 Ilość pobrań
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
- Guzu, mario, Ruki i 42 innych osób lubią to
#50 OFFLINE
Napisano 16 kwiecień 2022 - 11:56
- Paweł Bugajski lubi to
#51 OFFLINE
Napisano 18 luty 2023 - 19:59
Jako że za ponad miesiąc jadę po raz pierwszy na wyspę to może ktoś coś napisze.
Prosiłbym o wskazówki w łowieniu na blachy i woblery aczkolwiek "spierdolino" będę też próbował
Sprzęt do brodzenia?
Wiem że kij do brodzenia to podstawa
Buty? Kolce?
Łowie na morskich plażach u nas kilkanaście lat a tam podobno glonicha jakieś są?
Teoretycznie wiem ale.....
Dzięki z góry za porady
- popper i gulf lubią to
#52 OFFLINE
Napisano 18 luty 2023 - 20:53
Jako że za ponad miesiąc jadę po raz pierwszy na wyspę to może ktoś coś napisze.
Prosiłbym o wskazówki w łowieniu na blachy i woblery aczkolwiek "spierdolino" będę też próbował
Sprzęt do brodzenia?
Wiem że kij do brodzenia to podstawa
Buty? Kolce?
Łowie na morskich plażach u nas kilkanaście lat a tam podobno glonicha jakieś są?
Teoretycznie wiem ale.....
Dzięki z góry za porady
Glonicha na kamlotach.
Buty do brodzenia podkuj. Nawet najtańszymi kolcami do opon crossowych - trzymają się i butów i skał bardzo dobrze. Z tym nie ma żartów, podczas brodzenia po skałach i kamieniach.
Użytkownik Kokosz edytował ten post 18 luty 2023 - 20:53
- gaweł lubi to
#53 OFFLINE
Napisano 18 luty 2023 - 21:58
Glonicha na kamlotach.
Buty do brodzenia podkuj. Nawet najtańszymi kolcami do opon crossowych - trzymają się i butów i skał bardzo dobrze. Z tym nie ma żartów, podczas brodzenia po skałach i kamieniach.
Takie mam, właśnie
Thx
#54 OFFLINE
Napisano 20 luty 2023 - 10:39
Paweł, poszukaj tego - https://bogdangawlik...-Brodzenia.html
Prawdziwa wygoda, składany, do paska, pływający
- Fatso, gaweł i Luckyguliver lubią to
#55 OFFLINE
Napisano 20 luty 2023 - 18:36
Paweł, poszukaj tego - https://bogdangawlik...-Brodzenia.html
Prawdziwa wygoda, składany, do paska, pływający
Mam go Bartku.
Bez tego już na kamienie się nie ruszam
#56 OFFLINE
Napisano 20 luty 2023 - 18:47
- gaweł lubi to
#57 OFFLINE
Napisano 20 luty 2023 - 19:28
- gaweł lubi to
#58 OFFLINE
Napisano 25 luty 2023 - 12:16
To i ja dorzucę swoje 5 groszy w kwestii kija do brodzenia ponieważ go nie używam…wiem, ze to może być kontrowersyjne stanowisko ale moja strategia dla mnie się sprawdza w 100%. Jako muszkarz wielokrotnie brodzę w rwących rzekach i trudnym podłożu i moja strategia jest następująca:
1. Absolutna podstawa to dobre buty z kolcami - tu nie ma kompromisów, dobry but „trzymający” w kostce zapewnia stabilne brodzenie na każdym podłożu.
2. Kijek to dla mnie tylko zbędny ciężar do dźwigania a do tego podczas łowienia plącze się a niego linka. Miałem, spróbowałem i natychmiast się go pozbyłem. Jeśli mam trudny odcinek i potrzebuję kija to zawsze coś na brzegu znajdę (zawsze mam przy sobie nóż). Na Bornholmie tez łowię bez kijka. Nigdy (odpukać) przez 30 lat wędkowania nie zaliczyłem gleby ;-) Teraz już 50 lat na karku i po prostu bardziej dbam o kondycję i ogólną sprawność bo tego nie zastąpi żaden kijek.
Użytkownik gladki edytował ten post 25 luty 2023 - 12:19
- popper i gaweł lubią to
#59 OFFLINE
Napisano 25 luty 2023 - 16:28
To i ja dorzucę swoje 5 groszy w kwestii kija do brodzenia ponieważ go nie używam…wiem, ze to może być kontrowersyjne stanowisko ale moja strategia dla mnie się sprawdza w 100%. Jako muszkarz wielokrotnie brodzę w rwących rzekach i trudnym podłożu i moja strategia jest następująca:
1. Absolutna podstawa to dobre buty z kolcami - tu nie ma kompromisów, dobry but „trzymający” w kostce zapewnia stabilne brodzenie na każdym podłożu.
2. Kijek to dla mnie tylko zbędny ciężar do dźwigania a do tego podczas łowienia plącze się a niego linka. Miałem, spróbowałem i natychmiast się go pozbyłem. Jeśli mam trudny odcinek i potrzebuję kija to zawsze coś na brzegu znajdę (zawsze mam przy sobie nóż). Na Bornholmie tez łowię bez kijka. Nigdy (odpukać) przez 30 lat wędkowania nie zaliczyłem gleby ;-) Teraz już 50 lat na karku i po prostu bardziej dbam o kondycję i ogólną sprawność bo tego nie zastąpi żaden kijek.
Taaak. Jak miałem 5 dych to też na Rozewiu bez kija skakałem.
Teraz niestety amortyzatory do wymiany są bo czas sobie leci, banalnie Tik Tak
#60 OFFLINE
Napisano 25 luty 2023 - 22:23
Taaak. Jak miałem 5 dych to też na Rozewiu bez kija skakałem.
Teraz niestety amortyzatory do wymiany są bo czas sobie leci, banalnie Tik Tak
Wiadomix, czasu nie oszukamy ;-) Możemy tylko utrzymywać się jak najdłużej w dobrej kondycji fizycznej, na tyle na ile się da. A będziemy się martwić jak będzie problem Pozdrawiam.
- gaweł lubi to
Użytkownicy przeglądający ten temat: 2
0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych