Pojawił się u mnie ogromny głód pisania, a więc łapcie Panowie opis moich dwóch ostatnich wypraw. Będzie dużo i konkretnie, myślę iż oprawa zdjęciowa również przypadnie Wam do gustu. Co prawda rybkom do forumowego minimum brakuje +/- 5cm, proszę więc, potraktujcie ich zdjęcia jako idealne do zlustrowania opowieści.
Piątek 15.06.2018
Miałem ostatnio urwanie głowy, ponad tydzień nie mogłem wyskoczyć nad wodę. Cały czas w głowie gdzieś nachodzi mnie plan aby spróbować zająć się tymi paskudnymi kleniami, które ostatnimi czasami jakby wymarły w mojej rzece. W piątek udało mi się wygospodarować trochę czasu. O godzinie 9 rano zameldowałem się na łowisku, plan był prosty : KLENIE, niestety woda zweryfikowała moje marzenia o grubej, 50cm klusce.
Po godzinie łowienia stwierdziłem iż pstrągom też należy się chwila uwagi. Testowałem nowe, rękodzielnicze woblery, po dość długim obławianiu odcinka, oraz wachlowaniu każdymi przynętami, miałem tylko jedno wyjście kropkowańca. Zrezygnowany postanowiłem wrzucić do wody przynętę Tomka Kolejorza, jest to imitacja jelca, dość długa, smukła oraz płyciutko schodząca, na pierwszą myśl kojarzy mi się bardziej z połowami boleni. Przeszedłem ciut wyżej, nad miejscówkę z której wyszedł pstrąg, zrobiłem dwa rzuty i zrezygnowany miałem już chować przynętę do pudełka, z głupoty zarzuciłem jeszcze raz i zacząłem twitchingować przynętą.... to był strzał w dziesiątkę! Niestety rybka spadła, przemaszerowałem kilkanaście metrów wyżej, rzut, twitch iiii siedzi!!! do czasu .... znów spadła. Taktycznie zmieniłem kotwice na solidniejsze, pomaszerowałem na kolejną miejscówkę i tutaj, na brzeg wyjechał 33cm potok. Rzeka w tym miejscu już wypłycała swój bieg, mniej więcej na 10-20cm głębokości. Nie było więc sensu obławiać tego odcinka. Wsiadłem na rower i pojechałem kilometr wyżej, na moje bankowe miejscówki. Tam udało mi się ustrzelić dwa nowe PB: 36 oraz 38 cm, niestety zdjęć nie wrzucam ponieważ nie wiem kto był bardziej zmęczony po holu, ja czy te ryby? Strzeliłem po jednej, mało estetycznej fotce i odesłałem je po dziadków. Na koniec dołowiłem jeszcze jednego malca, którego nawet nie mierzyłem. Na miejscówce gdzie stał ten 38cm kaban, miałem uderzenia co najmniej 3 różnych ryb!! Było to dla mnie dziwne ponieważ zawsze słyszałem iż pstrągi stoją pojedynczo. Całe opowiadanie mogłoby się tutaj zakończyć ale ... wczoraj, zachęcony wynikami dnia poprzedniego postanowiłem sprawdzić czy ten jelec Kolejorza to rzeczywiście killer na moje ryby!
Zdjęć z piątku nie mam, chciałem się zrelaksować, a nie cały czas sięgać po telefon.
Sobota 16.06.2018
Z samego rana musiałem podkleić ster w w.w woblerze, po prostu sobie skubaniec pękł, nawet nie wiem kiedy. Nad rzeką zameldowałem się standardowo, około godziny 9. Pierwsze rzuty do wody wskazywały na totalne fiastko tego dnia. Po 10 minutach, przesunąłem się w miejsce dość ważne dla mnie. To stamtąd wyszedł mi pierwszy w życiu pstrążek i uświadomił, że nad tą rzeką warto wrzucić coś pstrągowego do wody. Z tą rybą miałem już kilka razy kontakt, jednak cwaniaczek zawsze wygrywał ze mną, do czasu...
Ustawiłem się na przeciwległym brzegu do miejscówki, ciut wyżej nad nią, szybki rzut pod stromą burtę drugiego brzegu i zaczynamy pokaz tańca "strzelonego" jelczyka, dwa obroty korbką, dwa podbicia, dwa obroty, dwa podbicia i strzał, naprawdę konkretne pieprznięcie w przynętę. Ryba dość długo szalała w wodzie, hol był wyjątkowo długi, na brzegu okazało się, iż jest to moja dotychczas najgrubsza sztuka. Miarka pokazała równiutkie 35 centymetrów.
Wariat po małej reanimacji popłynął do swojego domku, ta ryba ma u mnie ogromny szacunek ze względu na to że jako pierwsza pokazała mi się w tej trudnej rzece.
Tutaj bohater całego zamieszania (GDYBY KTOŚ MIAŁ TAKI NA SPRZEDAŻ TO CHĘTNIE KUPIĘ):
Przemarsz przez miejscówki nie dawał kolejnych kontaktów, kiedy doszedłem do miejsca gdzie dzień wcześniej spadł mi pierwszy kropek, nad moją głową rozegrał się niezwykły spektakl. Miałem okazję obserwować przelot czterech samolotów wojskowych z okresu II W.Ś, naprawdę widok zapierał dech w piersiach.
Kiedy samoloty zniknęły z pola mojego wzroku, po dwóch rzutach zaciąłem rybkę która dzień wcześniej w tym miejscu mi spadła z felernych kotwic. Wypiąłem ją w wodzie i popędziłem dalej. Przebyłem prawie kilometr w dół rzeki, bez żadnego kontaktu. Gdzieś koło godziny 11 wróciłem do miejsca gdzie zawsze zaczynam. Na koniec żyłki założyłem obrotówkę D.A.M'a w rozmiarze 1, paletka imitowała kolor pstrąga. Zupełnie bez wiary rzuciłem przynętę daleko przed siebie, gdzie woda sięga co najwyżej do pasa. Gdzieś w połowie drogi czuję przytrzymanie, już myślę jak wejść do wody aby odczepić przynętę, gdy nagle zaczep odżywa. Ryba strasznie szalała mimo swoich rozmiarów( 34cm). Mam bardzo poważne przypuszczenia, że złowiłem go dzień wcześniej, rozmiar, miejscówka a nawet zdjęcia się zgadzają.
Kilka kilometrów wyżej, prawie godzinę później byłem w miejscu którego jeszcze dokładnie nie zwiedziłem, rzeka w tym miejscu zakręca o 90*. Zakręt jest bardzo płytki, wody nie ma nawet po kostki. Początek i koniec zakrętu dopiero mają jakąś sensowną głębokość a nawet ryby, ale to temat na inną historię bo nie miałem wystarczająco dużo czasu na obłowienie tych miejscówek. Miałem tam na kiju przez chwilę niewielkiego kropka, niestety skubaniec spadł. Mój czas na wędkowanie się powoli kończył. Postanowiłem powoli wracać i cyknąć kilka fotek tego malowniczego miejsca.
Te dwa dni wędkowania pozwoliły mi się naprawdę zrelaksować i oderwać od pędzącej rzeczywistości. Ta malownicza rzeka ma przede mną jeszcze wiele tajemnic, które chciałbym odkryć. Cieszy mnie ogromna populacja pstrągów na tym odcinku, nie spotykam też dużo wędkarzy którzy mogliby wybić tą rybę. Martwię się jednak, że te pstrągi jest złowić łatwiej niż okonia czy klenia...nie wróży to nic dobrego na przyszłość. Postaram się w najbliższym czasie poświęcić dużo swojej uwagi tej wodzie i jej mieszkańcom, liczę na ryby z 5 na przodzie.
Trzymajcie kciuki!
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"