W końcu udało się wygospodarować dzień wolny, w codziennym "wyścigu szczurów" na wyprawę nad "wielką wodę" niektórzy wtajemniczeni wiedzą o jakiej wodzie mowa pakuję sprzęt do łódki, wypływam i dwadzieścia metrów później sceneria jak u Spielberga. Po chwili staję w miejscu, cisza na wodzie zero wiatru i gęsta mleczna mgła, nie słychać warkotu silników, jakbym był sam, tylko czasami mewa wyłoni się z otchłani a ja usiłuję po głębokości jak i tym co pokazuje echo ustalić gdzie mogę się znajdować. Kotwiczę na głębokości 2,8 normalnie było by koło 4m ale spory upust wody daje się we znaki, otwieram pudełko i stoję przed odwiecznym dylematem co na pierwszy ogień decyzja pada na perłę z czarnym grzbietem, po dłuższej chwili bez efektywnej pracy zastanawiam się nad zmianą koloru, lecz daję jeszcze jedną szansę perełce ostatni rzut i "woda się otwiera" w prawdzie nie duży bo na oko to do wymiaru jeszcze brakuje, ale jak bardzo dodaje otuchy i nadziei biorąc pod uwagę że jestem sam na łodzi w otaczającej pustce. Do południa jeszcze kilka kontaktów, lecz nic nie wyjeżdża z wody, jedynie optymizmem napawa fakt, że zaczęło lekko powiewać i zasłona ustępuje. Teraz można spokojnie przemieszczać się w poszukiwaniu zanderków, napływam na kolejną dobrze zapowiadającą się miejscówkę, tym razem decyzja padła na "indiańskiego wodza" pierzastego przyjaciela na którego na moim bajorku często lądują sandałki i decyzja okazała się jak najbardziej słuszna, melduje się pierwszy ponad wymiar, nie jest to nie wiadomo jaki okaz, ale za to wariat bo trochę wodę pomieszał , siada jeszcze kilka króciaków i czas na przemieszczenie. Chwilowy brak kontaktu z rybami mobilizuje do zmiany koloru na bardziej "oczojebny" pod nogami około 2,5m środowisko nie zbyt przyjazne dla pierzastego skoczka z uwagi na czepliwe dno ale ryzyko opłaciło się już w pierwszych rzutach w drugim podbiciu nareszcie mocne uderzenie i siedzi od razu czuć i widzę po przygiętej wędce że to nie pistolet, po podprowadzeniu bliżej łodzi odjeżdża jeszcze parę razy a ja chcę przynajmniej zobaczyć co dało tyle emocji, po chwili wykłada się na boki najeżony pan sandacz, lecz nie tak duży jak myślałem po sile jaką pokazał tego dnia miałem jeszcze kilka krótkich na tego samego kusiciela, tak więc wyprawę uważam za udaną i może uda mi się jeszcze wyskoczyć nad "dużą wodę"
Pozdrawiam
20181022_154240.jpg 48,13 KB 63 Ilość pobrań
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 30 październik 2018 - 10:52