Waga ma kolosalne znaczenie,
ale waga w sensie nie sama masa łódki a masa startowa (łódka, silnik, zapasy, waga załogi).
Wg ogólnie rozumianej europejskiej szkoły projektowania podaje się np dokładne wymiary łódki i dokładną jej masę i....
No i problem w tym, że nikomu to jeszcze nic nie mówi.
Amerykanie natomiast unikają podawania różnych wielkości w liczbach bezwzględnych, a porównują wszystko ze wszystkim. Np powierzchnię żagla do powierzchni zmoczonej kadłuba, wagę do długości łódki itd itd...
Wg amerykańskiej szkoły najważniejsze są wszelkiej maści "ratios"
No właśnie waga do długości wodnicy konstrukcyjnej, zwana za oceanem "Displacementh lenght ratio", w skrócie DLR
Dla łódki ślizgowej powinna się zawierać w przedziale 100 do 180 (w jednostkach imperialnych)
https://en.wikipedia...nt–length_ratio
Problem w tym, że nie jest wcale łatwo się w tym zmieścić.
Np dla łódki o dlugości KLW=4 metry i DLR=180
masa startowa to 392 kg.
Do tego kolejna relacja, czyli stosunek masy do mocy. Najbardziej uniwersalna wielkość, to 10 kg/koń mechaniczny
Czyli potrzebujemy silnika 40HP
Dwusuwowa yamaha Enduro 40HP waży 77kg
Pozostaje 315kg na łódkę, bagaż, zapasy paliwa i załogę.......
Odejmijmy załogę w postaci dwóch ludzi z drobnym bagażem.......200kg
Na łódkę w takim przypadku zostaje 115kg i już widać, że całe zadanie jest praktycznie niewykonalne....
No dobra, to trzeba "trochę" ponaginać zasady. I cały problem sprowadza się do tego ile jest to "trochę"?
Te decyzje, w sensie co ile ma ważyć nie leżą w gestii projektanta, a w kwestii świadomego usera, który sam powinien umieć skonfigurować łódkę do własnych potrzeb.
Masa.
Płynąc na wiosłach, żaglach, małym silniku płyniemy w trybie wypornościowym. Oznacza to, że na dziobie tworzymy falę dziobową, następnie mamy dolinę fali i kolejny grzbiet fali.
Czyli rufą spływamy z tego grzbietu fali odzyskując część energii, którą straciliśmy na wytworzenie fali dziobowej.
Wszystko pięknie tylko czym szybciej jedziemy tym grzbiety fal są bardziej od siebie oddalone i nie mamy już z czego spływać... a więc zaczynamy pchać tylko potężne masy wody przed sobą.....
Żeby jechać szybciej musimy coś wykombinować, konkretnie to musimy wjechać na fale dziobową czyli wyjść w ślizg. Żeby to zrobić musimy wytworzyć siłę nośną wynoszącą kadłub w górę.
I tu bliżej jest nam do samolotu niż do innych grzecznych łodzi.
Mamy kolejne "ratio"
Tzw glide ratio czyli lift (siła nośna) to drag (opór) ratio....
Ogólnie zaraz po wejściu w ślizg jest to wartość ok 3
czyli na każde 3kg "liftu" mamy 1kg oporu.......
Czyli wnosząc na łódkę 60 kg akumulator fundujemy sobie dodatkowe 20 kg dragu........
Są na tym forum heretycy, którzy twierdzą, że waga nie ma znaczenia...
Ale ta teoria jest potwierdzona praktyką przez jakieś 100 lat i trzeba mieć, jak to mówił nasz były premier, naprawdę długiego ch... żeby to kwestionować.
Z tego powodu w naszych realiach zdarzają się łódki w stylu kabinowa 4 metry, która sama w sobie waży powiedzmy 500kg, napakowana akumulatorami, silnikami elektrycznymi itd.....
Staje się totalnym nielotem i większy silnik też tutaj nie pomoże.... Bo przy DLR = 300 i więcej stajemy się boją stacjonarną a nie maszyną latającą.
Dlatego w gestii świadomego usera jest tzw "sizing" czyli określenie ile łódki potrzebujemy?, jaka masa startowa? jaka moc? itd. itd.
Jest to moim zdaniem dużo ważniejsze niż "polska", "amerykańska"
A tak nawiasem mówiąc, jakie koledzy widzą konkretne braki polskich łódek aluminiowych, względem amerykańskich??