Jeżeli sugerujesz się wyglądem, to nie patrz na wagę. 200 g to nie jest masa, która zmęczy Twój nadgarstek. Przy dłuższym wędzisku może to być nawet zaletą.
Prawda, z którą się zgadzam. Jednak nikt nie miałby nikomu za złe, gdyby CC BFS ważył np. 170 g. Inna prawda też jest taka, że wagę okrąglaków jakoś inaczej się odczuwa, może przez zwartą budowę, może z innego powodu, ale ja tak to właśnie czuję. Cieszą gabaryty, małe gabaryty, więc będzie dobrze.
..."np.: banalny w wyglądzie płaski i lekki czy piękny okrągły, ale cięższy? Dopóki nie zainteresowałem się CC BFS, życie było prostsze, bo w grę wchodził albo Aldebaran BFS, albo Daiwa SS Air. Teraz patrzenie na nie nie daje mi cienia radości"...
Całe nasze życie składa się z dyskusji o gustach. Czyż nie?
Nie lepiej kupic cale trio i miec problem z glowy?
Adrian, taka rada to byłaby stosowniejsza w przypadku poszukiwania kochanki
A z jakim kijem myślisz CC BFS sparować?
Długa droga przede mną, ale wypadałoby odpowiedzieć, że z takimi, z którymi będzie dobrze współpracował, które też zapewnią odpowiednią obsługę ulubionych przynęt. Co tu dużo gadać, na jednym kiju się nie skończy. Życie, wędkarskie życie. Zakup multiplikatora to większy wydatek, więc przyjdzie i czas na kije
Jedno jest pewne, do klasycznych kołowrotków już nie wrócę, nie ma takiej możliwości. Nie da się, po prostu się nie da! Myślałem, że będzie inaczej, że będę nadal tak łowił lekkimi przynętami, ale już nie potrafię. A żałuję, bo wpakowałem się w spinningowe kije, nowe kije, które teraz leżą zmumifikowane w tubach...
Nagle dobre kołowrotki zaczęły pracować bardzo ciężko i głośno. Co za czort? Zawsze tak było? Przecież kiedyś byłem zachwycony... Nagle człowiek nie potrafi trafić palcami w kabłąk, a gdy trafi, to nie potrafi go otworzyć. A gdy otworzy, to nie potrafi utrzymać linki na paluchu... Prowadzenie przynęty też okazuje się męka, bo wydaje się, że linka drze, przecina rolkę kabłąka (idealnie pracującą...), a obracający się kabłąk wprawia całe wędzisko w dzikie spazmy, które odbierają przyjemność łowienia.
Cóż, jeśli ktoś spróbuje castingu i polubi go, doceni, to już nie ma odwrotu, bo ta gładkość, to czucie, ta łatwość oddawania rzutów, poręczność, lekkość zestawu! Dlatego też kombinuję, żeby łowić w ten sposób przy pomocy lekkich przynęt, których trochę się uzbierało - jak wielu z nas. Mówiąc szczerze, to już raczej wolałbym zrezygnować z łowienia okoni, niż znów łowić je klasycznym zestawem spinningowym...
Jestem w o tyle dobrej sytuacji, że rzadko kiedy zbroję okoniowe gumki w główki o wadze mniejszej niż 2-3 g (ze wskazaniem na 3 g), więc mój multiplikator nie musi być wytworem NASA po tuningu u Adriana, wystarczy mi fabryczna, uznana konstrukcja. A woblery? Cóż, jeśli jakieś modele nie będą chciały latać, to się z nimi rozstanę (nie fizycznie, raczej symbolicznie, bo trafią do "sarkofagu"). Wniosek prosty, żeby rzucać dalej, nie będę zwiększał masy agrafki.
Jak kupować, to kupować, albo coś dobrego, albo wcale, pomijając półśrodki, bo później tylko człowiek się irytuje i przeklina sam siebie. Mam wiele innych powodów, żeby nie przepadać za sobą, wiec nie ma potrzeby mieszania w to wędkarstwa. Jestem cierpliwy (nie kituj, nie jesteś!), będzie dobrze.