Jak czytam ten wątek to czasami mam wrażenie że nie ma nic ważniejszego w tej zabawie niż długość.Kiedyś też tak troszkę do tematu podchodziłem,nie będę ściemniał.Ślepa uliczka.Zawsze znajdzie się ryba która pokaże się za daleko,nieważne na jakim poziomie tunningu i zaawansowania technicznego będzie zestaw który mamy w ręce.Napierdalając nieprzytomnie za tym co się pokazało daleko robimy rzeczy bez sensu.Zakładając za duże obciążenia aby sięgnąć powodujemy że prezentacja przynęty nie jest kompletnie taka jak powinna być.Co z tego że dorzuciliśmy gdzie chcieliśmy jeśli nie jesteśmy tam w stanie sensownie zagrać wabikiem?
Fakt że te odległościowe wysiłki jak dla mnie zaburzają przyjemność i radochę z zabawy lekkim castem jest oczywisty i pomijam go.
Po prostu,sa ryby i miejsca których się nie da sięgnąć i tyle .
Na tą melodię jeden fajny i pasujący przykład mi się przypomniał.Kupę lat temu,jeżdziłem jeszcze na zawody.Jakieś drużynowe Mistrzostwa Okręgu czy Rejonu,czy coś tam,Warta niedaleko Obornik Wlkp.Sam koniec czasu zawodów,schodzę już na bazę.Przy samym namiocie pod którym siedziały Prezesy i inne figury kilku gości nieprzytomnie i z wywieszonymi jęzorkami wali blachami w nurt,ile fabryka dała.Wielki szczupak się pokazał na środku mówią.Z 25 lat temu to było,o łowieniu bolków ekspresem nikt nie słyszał(w ogóle o łowieniu bolków na spina nikt nie słyszał).Oczywiście ch...a złowili .odszedłem kawałek dale,w tej samej klatce na napływ rzuciłem Morsa 2 w kolorze miedzi(bvył dla mnie wtedy killerem na wszystko,zawsze miałe m z 10 w pudełkach )W drugim rzucie złowiłem szczupaka,pod 70cm-ta ryba dała nam II miejsce w zawodach.Miotacze blach mieli miny które trudno opisać.Poboczna anegdotka ale trochę w temacie
Użytkownik drag edytował ten post 04 grudzień 2019 - 09:09