Włączę się do dyskusji o rybo-stanie warszawskiej Wisły.
Mając 10 lat ,w Dniu Dziecka uprosiłem ojca żeby zabrał mnie z sobą na ryby. Czyli minęło 47 lat odkąd łowię w tej rzece. Nie będę nawiązywał do tamtych lat , bo to nie ma sensu .Interesujący jest czas bardziej współczesny , czyli cofnijmy się do roku 2011. Dlaczego ten rok , bo był to ostatni rok Wiślanej obfitości . Później było już tylko gorzej .
Pogrzebałem trochę w komputerze (pamięć już nie ta) i podam kilka gołych faktów z tego roku.Odniosę się tylko do jednego gatunku ryb, choć łowiliśmy oczywiście i inne.
W ciągu sezonu złowiłem dokładnie 169 boleni . W tym samym roku mój przyjaciel i towarzysz boleniowych wypadów złowił 217 boleni. Zaznaczam że liczyliśmy tylko ryby mające co najmniej 60 cm.
W następnym roku czyli 2012 z ledwością obaj przekroczyliśmy 100 boleni . Wtedy tłumaczyliśmy to że trafił się gorszy sezon. Jednak następne lata skorygowały nasze myślenie , bo co rok było gorzej.
Od dwóch lat ja łowienie boleni odpuściłem na rzecz innych ryb . Mój przyjaciel mocno walczył i zakończył zeszły sezon złowionymi 42 szt. ( cały czas mówimy o rybach powyżej 60 cm.)
Wnioski same się nasuwają.
Użytkownik Pisarz.......ewski Piotr edytował ten post 03 czerwiec 2018 - 18:14