Przeprowadziłem swoisty test, czy oraz jak za pomocą belly boat można próbować przedostawać się na rafy, kiedy stan wody utrudnia lub wręcz uniemożliwia brodzenie / dojście do wytypowanych miejscówek.
Jako środek transportu pływadełko wypadło ok, problematyczne okazało się odpowiednie ustawienie i łowienie z niego w bardzo silnym nurcie (kotwica/ciężarek sunęła nieco po gliniastym dnie, wyścielonym co jakiś czas dużymi kamieniami i głazami, że w pewnym momencie przy próbie wyjęcia ciężarka, ten mi się urwał...pękł metalowy element 😞 ).
Jako cel łowów wytypowałem dziś brzanę. Wziąłem też zestaw sumowy, ale na wodzie okazało się, że przynęty zostawiłem w bagażniku.
Celu nie udało się przechytrzyć, uwiesił się tylko mikro sandacz (wyhaczony w wodzie) i także drobny klenik. Pani Basia - cwaniara pokazała się w pełnej okresie dokładnie w miejscu gdzie przez prawie godzinę ślamazarnie stukając o podwodne kamienie prowadziłem swoje woblerki. Na kiju wyczułem ewidentne obcierki o ryby, ale na moje nie były to brania.
Na wodzie w okolicy łowiska (w bezpośreniej bliskości) były dwie jednostki pływające (pontony), nad brzegami zaobserwowałem również kilku łowiących.
Podczas powrotu, przy przenoszeniu szpeju do auta (musiałem zrobić dwie rundy,) udało mi się zamienić dwa zdania z najbardziej doświadczonym Łowcą na tym odcinku, pozdrawiam raz jeszcze Piotrze 😉