Byłem, zobaczyłem i w cuda uwierzyłem
To był wogóle dzień cudów, bo zaczęło się pobiciem mojego dorszowego PB, a skończyło na 2:0 z Niemcami, czego niestety nie mogłem oglądac na żywo w związku z drogą powrotną do domu...
A na poważnie to łowiło się tego dnia ciężko (czyt. splątania i zaczepy), a to w związku ze zmiennym dryfem i (niestety) mocno podpitym towarzystwem na pokładzie. Do południa baaardzo słabo, ale na im głębszą wodę się kierowaliśmy tym wyniki szybko się poprawiały, a wisienkę na torcie stanowiło napłynięcie nad wraczek... wyszło może 7-8 rybek, ale każda dobrze powyżej 2 kg
I własnie przy tym wraczku pobiłem życiówkę 6,6 kg, 85 cm
Wodom hej!
M.