Zeszłego roku, tam gdzie lubiłem sobie czasem w wędką przycupnąć pływała wydra. Miała totalnie wywalone na moją osobę, podpyływała na wyciągnięcie ręki. Ponieważ łowie zazwyczaj daleko tj. 40-50m od tego gdzie stoję, to mi tak bardzo nie przeszkadzała. I nawet czasem coś przy niej złowiłem. Przywyczaiłem się do gadziny. Jak zwierza nie było to najczęściej gdzieś w okolicy pływał duży sum, bo się tłukł mocno i wtedy to już nic nie brało. Tak se razem w sezonie łowiliśmy aż pewnej nocy wlazłem do wody, w krótkich gaciach i rzucam pod drugi brzeg. Wydra gdzieś se pływała niedaleko, a niech se pływa. Noc jak cholera, ciemno. Nagle 20cm od mojej gołej nogi plusk, gejzer wody, zamieszanie i coś włochatego się o mnie ociera. Kurna, chyba tylko z rozdzieleni SN która akurat zaliczyła zwarcie wyp... szybciej. Energetycy zawodowi twierdzą że z niczego nie wyp. się szybciej jak ze zwartej rozdzielni. Przypuszczam że czas miałem podobny. Na brzegu świecę w wodę, a tam wydra pływa na pleckach w łapkach trzyma jakiegoś małego klenia i se ogryza. A ja prawie zawału dostałem. W tym roku zwierz wyprowadził się trochę wyżej, ale na wszelki wypadek do wody nie właże. Na innej miejscówce na kawałku patyka wieczorami siedzi sowa. Też ma totalnie na mnie wywalne a łowie nieraz ze 4 m od niej. Trochę mi zajęło zanim się przyzwyczaiłem do faktu że nieraz ląduje tuż nad moją głową i to praktycznie bezgłośnie, Dziwne uczucie bycia obserwowanym...
Jak jeszcze się dziki ze mną oswoją to już będę tam mieszkał na stałe, przynajmniej nie będę marudził że sezon ucieka pz
Użytkownik mayou edytował ten post 16 listopad 2023 - 21:03