Mnie poskładało lumbago, więc ostatnie dwa tygodnie miałem absencję nad wodą. Ale wczoraj już nie wytrzymałem i wyowijany w gorsety - dośpyrlałem się nad Wisłę.
Łowieniem tego nazwać nie można... Roztaczając woń maści z kamforą (działa na komary!) wlazłem do wody po kolana, i rzucałem sobie spod kija, spławiałem woblerka i w spowolnionym tempie ściągałem do siebie. Na rzut z za pleców nie odważyłem się, coby nie obsrać spodniobutów
I tak sobie, w emeryckim tempie, w akompaniamencie stękania i jęków - wydłubałem małego klonka i dwa bolenie około 50 na oko. Coś tam też przywaliło w cykadkę przy dnie, ale spadło po chwili. Wytrzymałem półtora godziny. Ale i tak - fajnie było!
448635111_1204459637221434_7701840170602967535_n.jpg 12,43 KB 8 Ilość pobrań
448479340_493331006462506_820024524401970109_n.jpg 7,01 KB 8 Ilość pobrań
Pozdrawiam, Andrzej