Osobiście twierdzę, że odległościówka w roli spina sprawdza się doskonale, owszem nie jest to wędka dla fajtłapy albo emeryta bo się taki pogubi w pierwszym rzucie, dla ogarniętego łowcy jest to doskonałe narzędzie. Intensywne łowienie "żukowanie" nie jest dla opasłego basseta tylko dla sprytnego charta, wiem co mówię bo nie jeden fachowiec uciekł mi w połowie łowienia z jęzorem na klacie i mokrą od potu dupą. Obłowienie brukowanej główki to nie to samo co łowy na dzikiej rzece z dala od ścieżek itp... ale jak ktoś potrafi opanować obsługę match-a to doceni jego zalety także na uregulowanej, dużej rzece. Mam długie spiny, mam odległościówkę i używam tego według własnego uznania a nie z braku alternatywy. Zdaję sobie sprawę, że wędka 3,9-4,2m może sprawiać wielu osobom problemy ale Ci co używają, proszę się tym wcale nie przejmować.
Rozumiem, zaszeregowałeś mnie do grupy opasłych bassetów i fajtłap . Mam nadzieję, że nie masz takich przypadków więcej na Jerkbaicie .
Nie pretenduję do innej grupy, nie jestem fachowcem nawet, jeśli letnich kleni na przestrzeni wielu lat, w małych i dużych rzekach nieco połowiłem.
Fakt nie lubię się torturować, wykorzystuję sprzęt, który spełni powierzone mu zadanie. A że jest to spinning…
Podczas lat spędzonych na poszukiwaniu (tylko tą metodą) zdołałem poznać klenia z wielu sytuacji i chociaż niekiedy dziwi mnie, do jakiego stopnia rośnie ranga sprzętowych wymagań by złowić tę rybę…siedzę cicho z boku i słucham. Wszystkich rozumów nie zjadłem. Mam nadzieję nauczyć się jeszcze bardziej .
Kiedy jednak ktoś stwierdza i (napędza temat), iż do spinningu potrzebny mu "niemalże cztero metrowy" kij…proszę wybaczyć, moja wyobraźnia nie sięga takich długości .
Być może nie znalazłem na swojej wodzie takich sytuacji.
Starałem się jednak wyobrazić sobie najgorsze z możliwych warunków.
Jeżeli można osiągnąć żądaną odległość spinem, (co bez dodatkowych efektów i zabiegów nie udaje się innej konstrukcji i wykorzystaniu wędek) to…właśnie wtedy trzeba okazać się "przebiegłym hartem" .
Prezentowanie (według mnie) przynęty nie polega na znalezieniu odległej i niedostępnej miejscówki, po czym "siepanie", czym popadnie byle dotrzeć domniemanego punktu na wodzie. Gdyby te czterdzieści centymetrów miało w tym momencie takie znaczenie…nigdy nie byli byśmy ojcami . Można zrobić to zawsze inaczej a nie tkwić w przekonaniu, że tylko długi kij jest vademecum na nieprzemyślane podejście do łowiska. To w stosunku do dużych rzek i łowienia z brzegu.
Na malej zarośniętej rzece gdzie 2.4 grzęźnie szczytówką za każdym krokiem i podrzucenie między nawisami gałęzi już graniczy z rozpaczą…pragnę to zobaczyć.
A tak już na "odpięcie", ten letni kleń. Czy to czasem nie najprostszy przeciwnik, kiedy nic nie współpracuje? .