Przyznam, ze mimo że całe lata mieszkałem 2km od jednego z lepszych jezior w Irlandii, nigdy tematu jeziorowej muchy tak naprawdę nie wziąłem na warsztat. Winne multiplikatory, szczupaki i ogólne lenistwo. Jednak, jedno z najwspanialszych wspomnień, to widok ciumkających za wyspą pstrągów, pożerających "spent gnat" w jakiś kosmicznych ilościach. Fakt, ze w niektórych miejscach, gdy wiatr je nanosił, czy na jeziorze, czy poniżej - na Shannon, było wrażenie jak gdy kwitną topole - na wodzie pływał żółty kożuch.
Osobny temat, to buzzery, technika i muchy która znajomi z zachodniej Irlandii robią jakieś małe pogromki. Ten raz, gdy udało się mi w zeszłym sezonie wypłynąć na Corrib, dzięki uprzejmości Rocha wypełniony był fruwającymi buzzerami. Były wszędzie, a w wodzie, w wodzie pstrągi chlupały tu i ówdzie, niestety najmniejsze muchy jakie miałem tego dnia miały naście cm - wyprawa była na szczupaki...
Kilka razy zabrał mnie ze sobą Bigos, kilka razy pływałem z ludźmi z lokalnego klubu, ba, nawet z managerem z pracy
bo ta religia jednoczy ponad podziałami i muszę powiedzieć, że ma takie łowienie w sobie sporo z czarowania.
Ja niestety mam w sobie mało cierpliwości i typowa "napier...." wody, jak cudnie zostało Lough Style przezwane przez dzikich ludzi ze wschodu, dość szybko nuży monotonią. Odpowiednie napłynięcie łodzi to podstawa a później - za się, przed się, krótka pauza, i wybieramy - raz, dwa, trzy, cztery, pięć, posmużyć wierzchem, za się, przed się. Jestem przekonany, ze ktoś nie będący aż takim dyletantem w jeziorowym łowieniu jak ja, ma pewnie inne podejście do tego, jednak - dokładnie tego uczyli mnie lokalersi, łowiący tak z dziada-pradziada. Sami ta metodę określali jako średnio skuteczną po za określonymi porami - głównie wylotem majówki.
Na buzzery łowiłem max kilka razy, więc nic nie wiem na ich temat. Łowienie na suchą to większa frajda, ale trzeba umieć znaleźć ryby, więc... na początek albo przewodnik, albo litościwy kolega.
Są jednak dwie odmiany, praktykowane tutaj stosunkowo rzadko, bo wymagające sporego poświęcenia. Znam kilka osób które tak łowią i celują głównie w grube ryby. Jest to łowienie w nocy na chrusty i przed świtem na Caenis. Znajomy z pracy sporo o tym opowiadał, jednak nigdy nie udało się wybrać na takie łowy.
Osobny temat, to ryby "nie muchowe" jak wzdręgi czy okonie. O ile w Irlandii nastawiani sie na nie to już jakaś ostateczna forma zrycia beretu, tuż przed odstrzałem sanitarnym, o tyle, jak wiadomo, w Polsce troszkę jest niedosyt dużych jezior o podłożu wapiennym z olbrzymią iloscią dzikich pstrągów i łososi, czyli - trzeba pogodzić się z tym co jest. Wzdręgi na muchę są dość wdzięczne, chętnie biorą, a jeśli jeszcze np moze przyjść do nich z wizytą, np bellyboatem, to juz szał zupełny.
Łowiłem na wszelkiej maści małe nimfy, ok #12. Głównie bażant z jakimś kołnierzem, ale też buzzery, złote główki itd. Z braku laku, by nie oszaleć zupełnie, jak letnie słońce praży - czemu nie. Ale zeby z pełną premedytacją golić jakiś hektar, co by je na muchę ułowić... to dośc pokraczna perspektywa.