I tu dochodzimy w zasadzie do sedna sprawy. Na ile moja ingerencja pozwala gwarantowi wypiąć się na swoje zobowiązania?
W przypadku zalta przypuszczalnie jeden z serwisantów był, nie wiem czy dobrze to zinterpretowałem, ale jakby zdumiony czy wręcz oburzony, ze kołowrotka sobie nie otworzyłem i nie rozkręciłem, wysmarowałem i voila - śmiga jak nowy, ogólnie zawracanie d... wręcz sugerując, ze tak powinienem postąpić. Na pytanie - co z gwarancją nie umiał odpowiedzieć.
Przypomina mi to równie pastewne zagrania np dealerów samochodowych - auto nie kupione w pl, nie ma gwarancji, albo np przejeżdżałeś za blisko i skasowałeś w nowym aucie lusterko. Wymieniłeś je samemu. Tydzień później w nowym aucie pada ci skrzynia biegów, albo na ten przykład by przy powierzchniach zostać - łuszczy się lakier na dachu. Z winy producenta, z powodu zastosowania złej technologii i kiepskich materiałów. Gwarancja anulowana, bo wymieniłeś lusterko. W dodatku nie przez producenta tylko szefa salonu, który jeszcze grozi ci zezłomowaniem auta jak nie będziesz wystarczająco szybko sp... To mniej więcej taka droga rozumowania.
Niby wszystko cacy, przecież klient dokonał samodzielnej naprawy. W zgodzie z podręcznikiem marketingowca cwaniaka kraju post sowieckiego.
Jednak niesmak po siusiakowym zagraniu raczej zostaje, czy nie?
Czy sklep może podjąć decyzję nie odsyłając towaru? Ot tak, sam z siebie, nie bo nie? "zamknąć sprawę ze swojej strony".
Zobaczę, czy uda się mi skontaktować z rzecznikiem praw konsumenta.
Z tego co wiem kilku takich "szefów" zostało porządnie naprostowanych przez tych ludzi, więc, może i tutaj będzie pozytywne rozwiązanie?