Zawsze możesz nadać imię temu kabanowi i poświęcić trochę czasu na poganianie za nim (jak to się niektórym zdarzało ). Zazdroszczę emocji podczas holu, bo n na pewno były niemałe!
Bliskie spotkania trzeciego stopnia - nasze przegrane i inne historie
#241 OFFLINE
Napisano 16 kwiecień 2014 - 20:48
#242 OFFLINE
Napisano 16 kwiecień 2014 - 20:59
Kijek Rewelacjaa Pieknie amortyzował odjazdy ryby szkoda jedynie przez tą zyłke 0.16 jeszcze po wyjezdzie pstragowym to lekko stryrana byla . Ale jak myślicie co to mogło być ?
#243 OFFLINE
Napisano 17 kwiecień 2014 - 08:46
#244 OFFLINE
Napisano 17 kwiecień 2014 - 19:33
Opis taki emocjonujący jakby kolega miał przynajmniej na szpulce plecionkę 0,25 mm - a tu niteczka żyłka 0,16 To i większy klonek mógłby przetrzeć na kamykach i urwać. Dzięki za opis - poprawia humor.
#245 OFFLINE
Napisano 08 maj 2014 - 21:47
Ja dziś jak codzień wybrałem sie na rzeke w celu złowienia jakiejkolwiek ryby, co od 2 tygodni nie jest takie proste bo na rzece zycia nie widać.
Po przybyciu koło 18:30 znów zastałem ta sama wode co na ostatnich wyprawach, czyli płynie woda i to by było na tyle, ani uklejka sie nie rzuci..
Wziąłem tylko jaziowy kij wiec rzucam co tam mam w pudełku, smużaki wobki w pół wody, i sdr-y i nic,w sumie nic nowego od jakiegos czasu nic sie u mnie nie dzieje.
W pewnym momencie moim oczom ukazuje sie piekne zebranie jaśka( nie małego na pewno,sądzac bo falkach na wodzie), no i już sie cisnienie podniosło, nadzieje odżyły wiec rzucam dalej, w ruch idą smuzaki, smuże,smuże i nic, nastepnie ida wobki w pół wody i dalej to samo. Na koniec decyduje sie na coś co po dnie poszura,
I tak rzucam i rzucam i dalej nic.
Przerwa... fajka i chwila obserwacji rzeki, patrze na zegarek i widze ze robi sie późno,mysłe dobra jeszcze kilka rzutów i jade na jezioro spróbowac sie z boleniem który ostatnio dał mi sporo do przemysleń..
No i rzut sdr-em w nurt i powoli ciagne do siebie, w pewnym momencie IRI Lucki wygina sie w palak i z kołowrotka zaczyna wychodzić zyłka w zastraszającym tempie,ryba od razu idzie z pradem, zaczynam dokręcac hamulec, po zabku i niestety zadnej róznicy, podnosze kij do samej góry i patrze gdzie żyłka wchodzi, ryba jest dobre 50m odemnie, decyduje sie na kolejne dokrecenie hamulca, już na granicy wytrzymałości zyłki 0,16( dino) i dalej nic. Wiem ze kolejne 2 zabki to bedzie po zawodach i tak tez sie stało, już na wyprostowanym patyku zyłka peka i jest po imprezie.
Kocia morda i rozmyslam co to mogło być, szkoda, ryba poszła z wobkiem( 2,5cm), mam nadziej ze szybko sobie z nim poradzi. Stawiam na sumka lub karpia za kapot,albo i za ryj bo tez juz w tych okolicach łowiłem, latawca raczej wykluczam, bo zwykle najpierw pod prad ida,a i radziłem sobie z tymi rybami pod 70cm na delikatniejszym sprzecie.
Qrna ze to człowiek lata z ciezkim spinem to nic sie nie uwiesi, i zawsze najwielksze kabany siadają na UL
#246 OFFLINE
Napisano 25 lipiec 2014 - 21:51
Dzisiaj najszybszy wypadzik na rybki w sezonie. Około godziny 21 wybrałem się na wieczorne zandery w centrum miasta. Chwilę później byłem nad wodą. Rozkładam na spokojnie kij, zakładam przynętę i udaję się na pierwszą miejscóweczkę. Schodzę i już chcę oddawać pierwszy rzut, kiedy to czuje niezwykle bolesne ukłucie w udo, patrzę pod nogi i nic nie widzę, patrzę obok siebie i widzę - rój os, setki os które zaciekle mnie atakują, a ja tylko czuję kolejne niezwykle bolesne ukłucia, mimo że na sobie miałem cały długi strój wraz z kamizelką i czapką z daszkiem. Zaczyna się szybka ucieczka na górę, musiałem się wygramolić na główną drogą. Otrzepując się, strącając kolejne osy (wyglądało to niczym taniec) i jednocześnie się rozbierając, przemierzam kolejne dziesiątki metrów, a część napastników nadal mnie goni, część nadal mam na sobie. Ukłuć już nie czuję, adrenalina robi swoje. Jestem już jakieś 50 metrów od gniazda, rozebrany do samych majtek, upocony i co by nie mówić nieźle przestraszony. Strącam ostatnie sztuki z siebie i dobijam te leżące na ziemi kaloszem. Przypominam, że w dalszym ciągu jestem w centrum miasta, na głównej oświetlonej drodze. Ludzie patrzą się na mnie jak na świra (nie dziwi mnie to specjalnie, w końcu jestem prawie, że nagi a i niezłe tańce odstawiałem). To już chyba koniec, jestem bezpieczny. Ciuchy dokładnie wytrzepuję, ubieram się i lecę do domu na oględziny. Jest godzina 21.15, a ja jestem już w domu. Na ryby wybierałem się około 21. Całość więc działa się niezwykle szybko. Zapalam światło i liczę. Nie ma tragedii. Skończyło się na 11 niezwykle trafionych, głębokich użądleniach i kilkunastu miejscach prób kiedy to długie grube spodnie i koszulka z bluzą uchroniły mnie od kolejnych ciosów przez, które nie zawsze żądło tak ładnie się przebijało. Żyję! Teraz tylko wapno i lekka dezynfekcja. Mogło być znacznie gorzej... Szkoda jedynie tego, że drobnica była dziś wyjątkowo aktywna więc i jakiś zanderek z pewnością był by na chodzie.
- Gobio Gobio, Sylwek1981, xyzzvpc i 2 innych osób lubią to
#247 OFFLINE
Napisano 25 lipiec 2014 - 22:05
sorki ale jakoś mi się skojarzyło:
Wraca umęczony (nawet pogryziony ) facet do domu a żona pyta:
-gdzie byłeś?
-jak to gdzie, na rybach!
-złapałeś coś?
-nie...mam nadzieję, że nie?!
- mefik, xyzzvpc, malcz i 4 innych osób lubią to
#248 OFFLINE
Napisano 25 lipiec 2014 - 22:20
Dzisiaj najszybszy wypadzik na rybki w sezonie. Około godziny 21 wybrałem się na wieczorne zandery w centrum miasta. Chwilę później byłem nad wodą. Rozkładam na spokojnie kij, zakładam przynętę i udaję się na pierwszą miejscóweczkę. Schodzę i już chcę oddawać pierwszy rzut, kiedy to czuje niezwykle bolesne ukłucie w udo, patrzę pod nogi i nic nie widzę, patrzę obok siebie i widzę - rój os, setki os które zaciekle mnie atakują, a ja tylko czuję kolejne niezwykle bolesne ukłucia, mimo że na sobie miałem cały długi strój wraz z kamizelką i czapką z daszkiem. Zaczyna się szybka ucieczka na górę, musiałem się wygramolić na główną drogą. Otrzepując się, strącając kolejne osy (wyglądało to niczym taniec) i jednocześnie się rozbierając, przemierzam kolejne dziesiątki metrów, a część napastników nadal mnie goni, część nadal mam na sobie. Ukłuć już nie czuję, adrenalina robi swoje. Jestem już jakieś 50 metrów od gniazda, rozebrany do samych majtek, upocony i co by nie mówić nieźle przestraszony. Strącam ostatnie sztuki z siebie i dobijam te leżące na ziemi kaloszem. Przypominam, że w dalszym ciągu jestem w centrum miasta, na głównej oświetlonej drodze. Ludzie patrzą się na mnie jak na świra (nie dziwi mnie to specjalnie, w końcu jestem prawie, że nagi a i niezłe tańce odstawiałem). To już chyba koniec, jestem bezpieczny. Ciuchy dokładnie wytrzepuję, ubieram się i lecę do domu na oględziny. Jest godzina 21.15, a ja jestem już w domu. Na ryby wybierałem się około 21. Całość więc działa się niezwykle szybko. Zapalam światło i liczę. Nie ma tragedii. Skończyło się na 11 niezwykle trafionych, głębokich użądleniach i kilkunastu miejscach prób kiedy to długie grube spodnie i koszulka z bluzą uchroniły mnie od kolejnych ciosów przez, które nie zawsze żądło tak ładnie się przebijało. Żyję! Teraz tylko wapno i lekka dezynfekcja. Mogło być znacznie gorzej... Szkoda jedynie tego, że drobnica była dziś wyjątkowo aktywna więc i jakiś zanderek z pewnością był by na chodzie.
identyczna sytuacja jak moja
jedno ,drugie ,trzecie ukucie - co jest ? patrzysz a tu osy obsiadły nogi i gryzą.. oj, pamiętam to...
Użytkownik tibhar edytował ten post 25 lipiec 2014 - 22:25
#249 OFFLINE
Napisano 26 lipiec 2014 - 07:12
Dobrze że nie jesteś uczulony, ja przerabiałem wstrząs anafilaktyczny po ukąszeniu jednej sztuki.Dzisiaj najszybszy wypadzik na rybki w sezonie. Około godziny 21 wybrałem się na wieczorne zandery w centrum miasta. Chwilę później byłem nad wodą. Rozkładam na spokojnie kij, zakładam przynętę i udaję się na pierwszą miejscóweczkę. Schodzę i już chcę oddawać pierwszy rzut, kiedy to czuje niezwykle bolesne ukłucie w udo, patrzę pod nogi i nic nie widzę, patrzę obok siebie i widzę - rój os, setki os które zaciekle mnie atakują, a ja tylko czuję kolejne niezwykle bolesne ukłucia, mimo że na sobie miałem cały długi strój wraz z kamizelką i czapką z daszkiem. Zaczyna się szybka ucieczka na górę, musiałem się wygramolić na główną drogą. Otrzepując się, strącając kolejne osy (wyglądało to niczym taniec) i jednocześnie się rozbierając, przemierzam kolejne dziesiątki metrów, a część napastników nadal mnie goni, część nadal mam na sobie. Ukłuć już nie czuję, adrenalina robi swoje. Jestem już jakieś 50 metrów od gniazda, rozebrany do samych majtek, upocony i co by nie mówić nieźle przestraszony. Strącam ostatnie sztuki z siebie i dobijam te leżące na ziemi kaloszem. Przypominam, że w dalszym ciągu jestem w centrum miasta, na głównej oświetlonej drodze. Ludzie patrzą się na mnie jak na świra (nie dziwi mnie to specjalnie, w końcu jestem prawie, że nagi a i niezłe tańce odstawiałem). To już chyba koniec, jestem bezpieczny. Ciuchy dokładnie wytrzepuję, ubieram się i lecę do domu na oględziny. Jest godzina 21.15, a ja jestem już w domu. Na ryby wybierałem się około 21. Całość więc działa się niezwykle szybko. Zapalam światło i liczę. Nie ma tragedii. Skończyło się na 11 niezwykle trafionych, głębokich użądleniach i kilkunastu miejscach prób kiedy to długie grube spodnie i koszulka z bluzą uchroniły mnie od kolejnych ciosów przez, które nie zawsze żądło tak ładnie się przebijało. Żyję! Teraz tylko wapno i lekka dezynfekcja. Mogło być znacznie gorzej... Szkoda jedynie tego, że drobnica była dziś wyjątkowo aktywna więc i jakiś zanderek z pewnością był by na chodzie.
#250 OFFLINE
Napisano 26 lipiec 2014 - 07:42
NFZ podobno w pełni refunduje odczulanie, które w 100% zabezpiecza przed wstrząsem anafilaktycznym.
#251 OFFLINE
Napisano 23 sierpień 2014 - 12:10
Powinni jeszcze refundować nerwicę wynikającą z czekania w kolejkach.. ale tego się szybko nie doczekamy
Użytkownik puszek7 edytował ten post 23 sierpień 2014 - 12:11
- Dagon lubi to
#252 OFFLINE
Napisano 12 październik 2014 - 07:20
Od 22.30 do 24.00- zero. Tylko bobry jak rekiny krążyły w mojej miejscówce, ograniczając rzuty by którego nie podchaczyć...
Dwie godziny snu, o 2.30 byłem już po śniadanku, gotowy na polowanie. Biczowałem napływ poprzedzający rafę.
Gdy w myślach miałem już zmiane woba, pozostającą jeszcze w wodzie Rapale, COŚ zatrzymało.
Odruchowe zacięcie i...zaczep???
Po chwili zaczep ruszył.
Zaczął mocno testować sprzęt próbując spierniczać wzdłuż napływu w główny nurt.
Wyciągał plecione w zastraszającym tempie.
Tak ,,złego" odejścia jeszcze nigdy nie uświadczyłem!!!
Porażająca siła. Statyczny odjazd okraszony pulsacyjnym akcentem... Próbuje kontrować hamulcem- a gdzie tam.
Po jakichś 30 sekundach holu, w świetle księżyca po raz pierwszy i ostatni widze ten Zaczep.
Wykonuje świecę robiąc niemałe zamieszanie na powierzchni. Co za widok!!! Jakbym marlina miał na haku...
W tym samym momencie kij wystrzeliwuje do pozycji ,,zasadniczej" zdzielając mnie plecionką po ryju,.
A ja z kocią mordą bije się z myślami, co to kur..wa ma być???
Plecionka 0,12mm, przypon 25cm/ 6kg i po zawodach?
Patrze na koniec zwiniętej plecionki- jakby chirurg uciął!
Wkur..wiony wiąże kolejny przypon, wobas na agrafke i ogień.
W międzyczasie z uświadczonej porażki pozostają tylko drżące łapy, puls 200 i przełykanie śliny.
Procedura taka sama- staranne obłowienie napływu.
Do 7 rano nic więcej się nie dzieje.
Kończąc polowanie, spotykam jeszcze kolegę z synem.
Dziele się wrażeniami.
Gadamy tak sobie, jednak w głowie kołuje jedna myśl- oby tylko mój Zapaśnik poradził sobie z wabiem...
#253 OFFLINE
Napisano 12 październik 2014 - 08:55
Szczupły? Bo obcinka i świeca na niego wskazują.
#254 OFFLINE
Napisano 12 październik 2014 - 10:06
Z początku holu pierwszą myślą był sumek.
Jednak jak ,,przedefilował" na ogonie, myśl ta uległa zmianie.
Noc jasna, książki można było czytać.
Takiej sylwetki nie ma żaden inny Narwiański Predator...
- Wojtek B. lubi to
#255 OFFLINE
Napisano 12 październik 2014 - 11:42
To ładny musiał być. Pewnie się gdzieś będzie kręcił w okolicy.
#256 OFFLINE
Napisano 12 październik 2014 - 13:07
Jednak po odejściu jakie zrobił i świecy, domniemam, że należy do TYCH sporawych ;-)
Możliwe, że jest gdzieś w pobliżu miejsca spotkania.
Ale z racji ekstremalnej niżówki na Narwi, zapewne zaglądał tam tylko w nocy.
Zaglądał, póki nie trafił na Rapale.
Oby szybko i bez utraty zdrówka się jej pozbył.
To jest teraz najważniejsze...
#257 OFFLINE
Napisano 06 wrzesień 2015 - 22:50
Dzisiaj po 20 wracałem z ryb i miałem dużo szczęścia. Na drogę wyskoczył mi Łoś. Wbiegł, zatrzymał się na środku jezdni - jakby oślepiony oraz zaskoczony całą sytucacją. Gdyby się nie zatrzymał najechał bym go i czołówka. Padało i było ślisko - hamowania nie było.. wszystko trwało sedkundę,dwie..
- Maciek Rożniata lubi to
#258 OFFLINE
Napisano 07 wrzesień 2015 - 05:00
To jest najgorsze bo po innych kierowcach to bardziej wiadomo czego się spodziewać a zwierzę widząc światła głupieje... kiedyś zając wybiegł mi na drogę i zaczął biec w stronę świateł... zdarzały się też Łosie i Jelenie... Najczęściej nie ma czasu na reakcję...
#259 OFFLINE
Napisano 07 wrzesień 2015 - 09:07
Na betonowej drodze pod elektrociepłownią żerańską doszło kiedyś do podobnego wypadku. Podobna sytuacja; wieczór, jedzie auto, a na drogę, zamiast łosia, wypada zdezorientowany światłami dzik. Wypada i stoi. Tutaj kierowca popełnił błąd, bo zatrąbił, co sprawiło, że odyńcowi stan zaskoczenia przeszedł w popłoch i ruszył, jak stał, przed siebie. W sumie nic się nie stało, ale mijając auto trochę o nie zawadził i kasę na blacharza trzeba było wyłożyć.
#260 OFFLINE
Napisano 07 wrzesień 2015 - 09:15
(trochę żartem i trochę nie) Idąc 3 dni temu z kumplem na ryby zobaczyłem na płocie napis du.. . Klepnąłem i pól wędkowania drzazgi wyjmowałem. Jak już wracaliśmy kumpel zobaczył na płocie napis c... Jak załadował to do dziś drzazgi wyciąga
Użytkownicy przeglądający ten temat: 4
0 użytkowników, 4 gości, 0 anonimowych