Zdarzyło się coś, w co do dzisiaj nie wierzyłem!
Moja dość mocna, japońska żyłka 0,22mm okazała się za słaba na pstrąga! Na zupełnie otwartej wodzie, bez zawad w pobliżu!
Znalazłem ostatnio "na oko" atrakcyjny, głęboki odcinek rzeki. Ale po poprzednim obłowieniu, wyglądał jak Dżoenna Krupa-piękny i pusty. Mimo wszystko postanowiłem dzisiaj tam zajrzeć. Do południa zgodnie z oczekiwaniami, przyjemny spacer bez dotknięcia. Po wielu zmianach przynęt,zaczepiłem na agrafkę woblerka-niepozoraka. Jakiś bez wyrazu, praca ledwo wyczuwalna i nieproporcjonalnie malutki do tych głębokości.
I to było TO! Dodatkowo zmieniłem nieco sposób prowadzenia przynęty. Po dwóch pustych przeciągnięciach, w trzecim rzucie przytrzymanie na środku, bez wyraźnego uderzenia. Odruchowo zacinam. Przez pół sekundy żadnej reakcji, zaczep? Jednak najpierw szczytówka, a za chwilę cały kijek up18gr, aż po dolnik spokojnie pulsuje. Ryba najpierw płynie w górę kilkanaście metrów, robi spokojny zwrot, zjazd w dół i pod drugi brzeg. Spokojnie pływa po całym stanowisku od brzegu do brzegu, i w górę i w dół. Wrażenie podobne jak holowanie kilkunastokilogramowego suma na sandaczowy kij. Nie mogę nic więcej zrobić. Żyłka 0,22 gwiżdże na wietrze a ja się modlę by kotwiczka wytrzymała. Po kilku minutach (może 5, może7-straciłem poczucie czasu)płynie w moim kierunku i nagle zatrzymuje się. Jedno mocne szarpnięcie i wędka umiera!
Koniec walki! Spokojnie z bezsilnym ale gorzkim uśmiechem, wyciągam woblerek zapięty na patyku, z rozgiętym 1 grotem. Siadam na brzegu i lekko drżącymi rękami podnoszę kubek z herbatą do ust. Nie wierzyłem, że taaaką rybę zatnę kiedyś na tej wodzie. Co prawda, do tej pory największe złowione przeze mnie kropki sięgały 55 cm, ale ich hol trwał max 1,5-2 minuty. Ten był dużo większy. Żadnego młynkowania, kotłowania, wyskoków. Tylko spokojna wędrówka w pół wody po stanowisku. Bez odrobiny paniki. Jak sum.
Zbieram się dalej i zaliczam za chwilę branie-stuknięcie. Ryba nie zacięta. Kawałek niżej następne branie. Wyraźne puknięcie kwituję zacięciem. Ryba po dwóch bujnięciach jednak spada, oceniam na średniaczka, tak 40-50cm. Po kilku kolejnych rzutach, jedyny woblerek-niepozorak grzęźnie w zaczepie. Zapłacił z nawiązką, ok. pół godz wrażeń, jakie chciałoby się mieć częściej. Przeszukuję pudełka i zapinam jakieś inne spokojnie pracujące przynęty. Do końca notuję już tylko 1 delikatne pacnięcie, zacięcie bez skutku.
Kluczem do sukcesu okazała się przynęta. Inne nie skutkowały. Zamawiam zapasik niepozoraków i będę dalej próbował tam łowić. W głowie tkwi jeszcze ta przegrana walka.
Czy kiedyś jeszcze GO oszukam? Będę próbował.