Bliskie spotkania trzeciego stopnia - nasze przegrane i inne historie
#21 OFFLINE
Napisano 15 wrzesień 2010 - 20:46
#22 OFFLINE
Napisano 16 wrzesień 2010 - 19:22
#23 OFFLINE
Napisano 16 wrzesień 2010 - 19:49
#24 OFFLINE
Napisano 16 wrzesień 2010 - 19:59
#25 OFFLINE
Napisano 16 wrzesień 2010 - 20:58
Znajomy, z którym wtedy łowiłem, pływając rekreacyjnie łódką w sierpniu po tym jeziorze widział dwie trotki 50-60cm kręcące się na płytkiej wodzie pod nawisem gałęzi. Udało mu się nawet podpłynąć do nich na około 10m, ale zdjęcia już nie zdążył cyknąć.
#26 OFFLINE
Napisano 17 wrzesień 2010 - 14:48
To właśnie takie zdarzenia u mnie mają miejsca właśnie przy łażeniu za okoniem ,klenio jaziem, być może to że na ciężko spędziłem wiele godzin i brania powiedziałbym były słabe, na tydzień trzy, czasami cztery sztuki, później coraz to gorzej z wąsatym, Sumując: na dziesięć brań sumka osiem wybierało właśnie przynęty do 3cm - nie większe, gdzie większość była poza moim zasięgiem żerowały na głębokiej wodzie a drop shota czy bocznego nie lubię tak więc zostawały mi te co były na płytkiej wodzie, praktycznie rok w rok jest tak że żerują na takim pokarmie, w danym miejscu być może wynika to z danego pokarmu występującego w danym miejscu, lub w tym czasie było dużo narybku, ewentualnie był nauczony żerować na takim a nie innym pokarmie
Zresztą w małą rybkę p***e wszystko, od płoci po suma
@Tornado ja ci wierzę bo tak kiedyś było i tak właśnie się łowiło, to samo tyczy się Troci w odrze w latach 90 było ich masę i to TROC po 10,12kg nie było rzadkością a dziś mało kto o tym powie, nie wiem, czy ktoś pamięta te czasy jak podrywami wyciągali je na elektrowni worami wynosili
#27 OFFLINE
Napisano 20 wrzesień 2010 - 22:18
Z podbierakiem mam podobne odczucia. Było to w roku 2001, w goracym lipcu.
Namietnie penetrowłem wtedy dzikie rejony srodkowej Narwi. Woda w stanie nizowym pozwalała dobrac sie co do lepszych miejscowek srodrzecznych.
Jedna taka wytypowałem podarzajac rowerem wzdłuz rzeki. Przykuły ma uwage zawirowania na srodku Narwi. Postanowiłem w stroju letnim dostac sie tam i ocenic łowisko. To była prostka wychodzaca z łuku zakretu. Pierwsze 20 m okazało sie zamulonym kawalkiem wody porosnietym roslinnoscia. Wode marszczyła jakas stara rafa, usypana rownolegle do brzegu. Po wyjsciu z mułu stanałem na rafie, ktora obmywał głowny nurt.
Na pierwszym wypadzie przyciałem w samo poludnie pieknego ponad 1,5 kg klenia. Na nastepnym dwa kolejne kloce. To była kapitalna miejscowa. Dzikie nie spłoszone ryby.
Czasem zapiałem jazika, czasem zaplatał sie ładny okon. Był tez wyniarowy szczupak i sandacz. Pogoda ciagle dopisywała. Typowe lato...upał, nizowka , upał...
Pewnego dzionka wybrałem sie po południu. Trzeba zaznaczyc ze byłem wtedy mało doswiadczonym wedkarzem. Chłonałem wiedze i konsumaweł ja nad rzeka. Kolejne gatunki były moim łupem, kolejne miejscowy zaczeły darzyc...
Zestawem zawsze mi towarzyszacy w tamtych czasach, był parabolik 270 5-25 z zyłka 0,20.
Poznym południem obławiałem stok rafy. Po złowieniu kilku dyzurnych okoni nastała cisza.
Ale...jednak...
Prowadzony 5cm siek został błyskawicznie pochwycony susem, dosłownie 5m od sczytowki. Chwila oceny i podjecie walki z mojej strony. Nie wiem czemu, ale wmowiłem sobie ze wzieła mi rapa.... co za ironia z perspektywy czasu.
Ryba przysiadła te 5m ode mnie. Kompletnie nie dała sie ruszyc przez chwile. Jednak za moment podniosłem ja i probowałem przyciagnac. Nurt jednak silny, a ja prawie po pas w wodzie.
Zaczelismy sie przeciagac i rybe miałem juz podniesiaona. Jednak nurt nie pozwalał na pzryciadniecie jej do siebie.
I nagle usłyszałem...zza plecow. Halo moze pomoc! Masz podbierak !
Nie nie trzeba - odparłem. Chyba mało stanowczo. Bo i zbyt młody byłem wtedy...
Facet wracał z ryb wzdłuz rzeki zobaczył mnie z wygietym wedziskiem. Chciał w koncu pomoc
Nim sie obejrzałem lazł juz po pas w rzece do mnie z pdbierakiem.
Czułem sie jakos tak nieswoja. Jakos tak sceptycznie nastawiony. Chciałem wygrac sam lub sam przegrac.
Zrownał sie ze mna i stanał 4m ponizej mnie. Naszykował podbierak. Zbyt mało byłem wprawiony w boju , by moc ocenic co za rybe mam na kiju.
Facet jednak oznajmił ze mam suma. Takiego ponad metr, a On juz pare sumow konkretnych wyjał i bedzie spoko!!!
Podciagnałem rybe wzdłuz rafy, aby jak mi sie wydaje, włozyc mu do podbieraka. Od ogona.
Ale jakiesz moje zdziwienie było ze gosc ponizej mnie probuje sumowi włozyc podbierak do japy. Pamietam...pamietam jak dolna kotwiczka sieka luzno zwisała...zwisała i czekała na siatke podbieraka.
Nie tak miało to sie skonczyc. Zwierzaka probował pdebrac od pyska i jedno szrpniecie i zaplatanie kotwiczki uwolniło sumka w odmety Narwi. Chwile tak stalismy. On moze nijak, a ja w potwornym grymasie. Pierwsze spotkanie z sumem dla nastolatka to wielkie przezycie. Przeciez mogł podebrac od ogona ! Juz mu go tam ,, puszczałem ,,.
Wrocilismy przez rzeke do brzegu. Po chwili zostałem sam. Siedziałem do wieczora wpatrujac sie w miejsce. Podziwiałem oczkujace kloce- klenie. Zimna noc odpedziła moja chec odegrania sie na wasaczach. Wszak byłem tylko w slipkach i koszulce. Czy znow mam dygotac cała noc jak dwa tygodnie wczesniej?...Nie! Choc wtewdy było warto....!!!
#28 OFFLINE
Napisano 21 wrzesień 2010 - 14:06
Ale chyba każdy z nas miał takich przygód kilka, a może i kilkanaście...
Sam osobiście miałem również kilka takich przypadków, ale jeden dalej żywo stoi mi przed oczami...
Mieliśmy ze znajomymi piękną rybną rynnę, okolice Czerwińska nad Wisłą, przy samym brzegu około 1,5 metra wody a w najgłębszym miejscu około dwóch, może dwóch i pół, leniwy uciąg, miejscówka aż śmierdziała grubą rybą.
Rynna miała około 30 metrów długości, praktycznie przez całą jej długość na brzegu rosły różnej maści krzaki a ich korzenie wchodziły plątaniną do wody.
W rynnie tej od pierwszych przymrozków roiło się od szczupaków, od pistoletów po nasze ukochane i pożądane mamuśki.
Parę lat wstecz, późny listopad, szaruga, śnieg, wiatr, generalnie pogoda na miętusa, lub ewentualnie barowa .
Stajemy ze znajomymi poniżej rynny i zaczynamy czesać, już w pierwszych poderwaniach gumek z dna są kontakty z rybami, mi spina się średniak, kolega wyjmuje 60-taka.
Po kolejnym rzucie czekam jak przynęta opadnie na dno, dwa skoki i ewidentne przytrzymanie...zacinam i zaczyna się walka, czuję że ryba konkret, nie jakiś tam siedemdziesiątak. Po paru miutach walki udaje mi się rybę podprowadzić pod brzeg. Nie jest jeszcze gotowa na podebranie ale jej wielkość poraża, poraża nie tylko mnie, ale i moich kompanów.
Każdy strzela ile może mieć 100, 110 może 115, niestety niegdy się nie dowiemy...
Kolejne parę minut przeciągania liny i ryba jest już na tyle zmęczona że można myśleć o podebraniu, powoli podprowadzam ją pod brzeg, niestety sam jej nie podbiorę, z brzegu odchodzą korzenie które są oblodzone i boję się że skończe hol w lodowatej wodzie, proszę więc kumpla który stoi najbliżej mnie o pomoc...ale słyszę tylko ...spie...j on jest grubości Twojego uda......w tej chwili szczupak chyba skumał że mamy problem, zrobił świecę i pozbył się haka...
Ja zostałem na brzegu z kocią mordą a kumpel chyba zrozumiał że dał ciała, usłyszałem tylko ...sorry...
Jako ciekawostkę dodam że w tym miejscu mieliśmy na kiju cztery razy szczupaczego giganta i za każdym razem z nami wygrywał, cały czas zastanawiam się czy była to ta sama ryba, czy mamuśki odwiedzały to miejsce w wiekszych ilościach
Jako drugą ciekawostkę (smutną) powiem że musieli nas podpatrzeć miejscowi, gdy przyjechaliśmy tam następnym razem rynna świeciła pustkami, no może nie do końca pustkami, gdyż przez całą jej długość były rozłożone sieci
Tak skończyło się rynnowe eldorado które obdarzyło nas wieloma wiślanymi szczupakami.
Pozdrawiam
Kuba
#29 OFFLINE
Napisano 22 wrzesień 2010 - 08:13
- bertus lubi to
#30 OFFLINE
Napisano 22 wrzesień 2010 - 08:56
pozdr
J
#31 OFFLINE
Napisano 22 wrzesień 2010 - 11:46
Oj, mam zupelnie odmienne doswiadczenia i to z wyjeta ryba, nie stracona.Szczupaka z miejsca wykluczam bo nie walczy tak dynamicznie i nie robi odjazdów na 30m, tym bardziej pod koniec listopada
#32 OFFLINE
Napisano 22 wrzesień 2010 - 12:21
Wiele lat temu pracowalem jako kierowca w firmie przeprowadzkowej w Londynie. Kolejny dzien, pakowanie rzeczy klienta, zaladunek itd. Nastepnego dnia dojezdzamy na dostawe. Okazuje sie ze przez srodek posesji wlaczajac stary mlyn przeplywa rzeka nazywajaca sie Test. Czekajac na klucze udalismy sie na maly rekonesans. Ilosc ryb byla niesamowita- co chwila uciekal duzy pstrag, na wylocie przed samym domem stal 55+, co chwila bylo stado lipieni. Idac wraz z pradem doszedlem do bardzo ciekawego miejsca. Tuz za starym mostkiem wymyty byl wielki dol podtapiajac dodatkowo korzenie rosnacego tam drzewa. Az pachnialo wielka ryba. Podszedlem najciszej jak sie dalo i po dluzszej chwili oczekiwania pojawil sie dobry szescdziesiatak. Liczylem na cos wiekszego ale i tak widok byl niesamowity. Po skonczonej pracy zaczalem rozmawiac z klientka. Okazalo sie ze rzeka wraz z otaczajacym ja terenem nalezy do niej i po dluzszej chwili powiedziala ze raz na jakis czas moge przyjechac i polowic sobie ryby.
Jak latwo zgadnac w nastepny weekend sie tam zameldowalem. Nie lowilem wtedy jeszcze na muche wiec w moim reku byl spin- nie pamietam juz dokladnie jaki ale chyba Daiwa Whisker do 30 gram. Zylka moj standard czyli 0.22 mm Stroft. Poczatkowo lowilem na obrotowki. Po przejsciu 200 metrow mialem juz kilka ryb na koncie w tym piecdziesiataka. Raj na ziemi. Powoli dochodzilem do mostku. Standardowa wymiana wezla, zmiana na wobler, cos ze stajni Salmo i z trzesacymi sie delikatnie rekoma pierwszy rzut w dol strumienia. Wprowadzenie przynety w dolek, obrot korbka, potezne rabniecie, ucieczka ryby w korzenie i po sprawie. Nawet jej nie zobaczylem. Szlag by to trafil ale trudno. Dolowilem jeszcze kilka ryb i pojechalem spowrotem do domu strasznie wkurzony na siebie.
Na kolejna odslone musialem czekac dwa tygodnie. Sprzet jaki ze soba zabralem nadawal sie bardziej na trocie i lososie ale koniecznie chcialem wyjac rybe. Wedka miala 3.20m, 25 funciakow mocy i parabliczna akcje. Zalozylem do tego kreciolek w rozmiarze 4000 i zylke 0.35 mm. Wobler ze stajni Jozka Sendala, 6 cm uzupelnial zestaw. Skradajac sie doszedlem w okolice mostku. Wszystko bylo przyszykowane na ten jeden rzut. Chwila oczekiwania, takie same podanie przynety jak za pierwszym razem,znowu walniecie w woblera, zaciecie z mojej strony. Ryba momentalnie wyskoczyla w powietrze. Pstrag mial bite 70 cm. Dwa, trzy szarpniecia i jakims cudem znowu znalazl droge w korzenie. Niestety byla to moja wina- za slabo dokrecilem hamulec w Sustainie i ten metr wystarczyl. Trzeciej odslony juz nie bylo, odpuscilem chociaz bylo mi ciezko.
Upragnionego siedemdziesiataka zlowilem kilka lat temu w Szwecji ale ryba z Test na zawsze pozostanie w mojej pamieci tym bardziej ze byl to dzikus a nie jakis wpuszczak z hodowli. Zlowiony zostal jakis czas pozniej i z tego co sie dowiedzialem wazyl ok 4 kg ale i wtedy mial szczescie gdyz zostal wypuszczony spowrotem do swojego krolestwa. Moje fatum dalej ciazy na mnie. Corocznie mam podobna rybe na kiju, glownie podczas polowu lipieni na sucharka. Konczy sie zawsze tak samo- wyskok i ucieczka w jakies habazie badz rosliny. Ryby w okolicach 60 cm lowie dosc regularnie ale wieksze zawsze wygrywaja. Zostalo jeszcze trzy tygodnie sezonu, moze cos sie odmieni
Bujo
#33 OFFLINE
Napisano 30 wrzesień 2010 - 22:39
Opisać to wszystko zajęło by sporo czasu i mógłbym klawisze powycierać zatem wstawię tylko 3 zarejestrowane kamerą porażki z czego jedna była wielkim sukcesem gdyż udało nam się zarejestrować branie suma co przy moim sprzęcie graniczy z cudem
Branie suma
Sum 150cm
Zerwanie suma
#34 OFFLINE
Napisano 02 październik 2010 - 14:26
Ale filmy fajne...
#35 OFFLINE
Napisano 03 październik 2010 - 19:32
#36 OFFLINE
Napisano 03 październik 2010 - 19:35
Zamieszkaj na Pigallu w centrum Paryża to zaraz zmienisz zdanie. Na rybach to bajka a w domu to do 4 rano neony z burdeli wala po oknach.
Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma a poza tym to nie jest jedyne miejsce w którym sumy łowimy i już wole tutaj wyczekać jednego wąsacza niż niż tłuc się tysiące km do miejsca gdzie ich są masy.
Takie industrialne sumowanie lubię.......
#37 OFFLINE
Napisano 03 październik 2010 - 19:46
#38 OFFLINE
Napisano 03 październik 2010 - 19:51
#39 OFFLINE
Napisano 03 październik 2010 - 20:01
#40 OFFLINE
Napisano 03 październik 2010 - 20:07
Moją największą porażką jest to że mieszkam tutaj. Bardzo bym chciał mieszkać na południu FR czyli coś pomiędzy Ebro a Sekwaną. Wtedy byłbym szczęśliwy
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych