Bliskie spotkania trzeciego stopnia - nasze przegrane i inne historie
#61 OFFLINE
Napisano 04 maj 2011 - 22:26
#62 OFFLINE
Napisano 17 maj 2011 - 10:12
Do tej pory nie mogę pogodzić się z utratą co prawda nie życiówki ale pierwszej dużej ryby (oby nie ostatniej) na nowe wymarzone wędzisko, które co prawda zacznie swoją prace od czerwca HS1021F, ale zaprzyjaźniać już się zaczęliśmy.
Łowisko nasza królowa, miejsce wsteczny prąd przy napływie główki pierwszej z rzędu. Brzeg porośnięty gąszczem, jednak znalazłem 1,5m przerwy miedzy faszyną. Akurat aby oddać rzut wzdłuż brzegu. Pierwszy, drugi, trzeci rzut i bummm. Melodia najpiękniejsza dla uszu wędkarza. Sprzęgło gra swoją pieśni, wszystko pięknie. HS pracuje jak na Batsona przystało. Czuć zapas mocy w dolniku, wiem ze jak będzie potrzeba to nie pozwolę na wejście w patyki przeciwnikowi. Walka trawa w najlepsze, to w górę to w dół brzegu. Po kilku minutach pokazuje sie piękny esox (70-80cm) Zaczyna się wynurzać ( w tym momencie powinienem stać już na skraju faszyny w wodzie, jednak nie sprawdziłem tego wcześniej i byłem 1m od wody) prąd wsteczny wybija go w górę. Oczy jego wpatrzone w moje, coraz bardzie idzie ku powierzchni, napręża sie...( jakby chciały powiedzieć a teraz patrz). Piękny skok w górę z obrotem (brak możliwości pochylenia wędki aby kont zmienić) i pokazuje się w całej okazałości, na do widzenia oddaje pociętą gumę.Wniosek jakbym zszedł do wody to spokojnie jeszcze 1m mogłem w niej stanąć co napewno pozwoliło by na zrobienie fajnego zdjęcia:)
#63 OFFLINE
Napisano 20 maj 2011 - 16:58
#64 OFFLINE
Napisano 06 czerwiec 2011 - 00:31
Wybraliśmy się z przyjacielem na wieczorne polowanie na bolenie i sandacze.
Miejsce piękna Wiślana główka z równie piękną opaską na napływie.
Do 21 45 pokazywały się tylko pojedyńcze ryby nie porażające wielkością, które na domiar złego nie chciały w ogóle współpracować. Po kolejnych 15 min na napływie i na samym początku warkocza zaczał bić badzo ładny boleń, który jednak przez 45 minut ignorował wszystkie nasze przynęty.
Aż do momentu kiedy na agrawce wylądował mały 5 cm biały boleniowy Siek. W 4 rzucie na szczycie główki, na końcu napływu potężne brane. Zaciąłem i czuję przyjemne pulsowanie na kiju. Ryba przewalałe się pod powierzchnią kilka razy po czym zaczęła silnie murować. Nie chcąc zmagać sie z dużą rybą w silnym napływowym nurcie postanowiłem przeprowadzić ją przez szczyt główki i wylądować na spokojniejszej wodzie za ostrogą.
Jak się okazało był to błąd
Ryba w momencie kiedy znalazła się w warkoczu zaczęła powoli jednostajnie wysnówać żyłkę. Mówię do Piotrka - Piękny boleń stary, ta ryba ma moc będzie moja nowa życiówka. Możesz powoli szykować aparat.
W myślach uśmiechałem się do siebie bo po roku leżakowania w pudełku z druciakami, założyłem dzień wcześniej do Sieka mocne kotwice Gamakatsu.
Po wysnuciu 10 metrów żyłki ryba przystanęła na chwilę, ale tylko po to żeby ruszyć ponownie i już się nie zatrzymać. Po wysnuciu 70-80 metrów żyłki nadszedł czas na dokrencenie hamulca do granic wytrzymałości. Po kolejnych 20 metrach w trosce o to żeby ryba nie pływała z woblerem w pysku i ze 150 metrowym odcinkiem żyłi musiałem przytrzymać szpulę ręką i to był już koniec.
Węzeł na agrawce nie wytrzymał
Do tej pory wmawiam sobie że był to sum, bo jeśli jednak boleń czy sandacz boję się nawet pomyślaeć jakich musiał być rozmiarów.
40 minut później cała opaska przed glówką gotowała się od ataków sandaczy Piotrek przyciął nawet dwa. Dla mnie jednak nie było to już istotne.
Straciłem rybę życia
Na pewno jeszcze kiedyś sie spotkamy
Kij Dragon Millenium Heavy Duty 2,85 5-25gr, kołowrotek Shimano STL 3000 Ship (dostał pierwsze baty na Wiśle) żyłka trabucco 0,22 strzeliła jak włos
#65 OFFLINE
Napisano 07 czerwiec 2011 - 23:55
D-Day, czyli 06-06.
Dwa zestawy.
Pierwszy, to mocarny YAD Cleveland Exellent Jerk 1,8 m, cw. 50-120 g; młynek to Curado 301e, plecionka Stren Sonic Briad 40 lb plus linka tytanowa 35 cm o wytrzymałości 23 kg.
Drugi to siedmiostopowy BPS Bionic Blade BNC70MHT-2, cw. 3/8 - 1 1/2 uncji, moc 10-20 lb; młynek to Abu Revo sx z plecionką 20 lb (również stren)
Miejscówka to płaski do bólu blat 1,5 - 2 m, rzadko porośnięty (kapelony, rdesty). Kilka minut po 15-tej.
Na początek lekki prztyczek w nos. Potężne branie, eksplodująca powierzchnia jeziora, luźna plecionka... Zerwał? Uciął nad przyponem? Nie miałem pojęcia jak to się stało. Wiedziałem natomiast, że ryba była spora (zdecydowanie czułem to w ręku), a także to, że skoro raz dziabła, to może ponowić atak. Chwyciłem więc za lżejszy zestaw i próbowałem.
Silne branie w trzecim rzucie, niemal dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio. Czuję na kiju, że ładna. Pokazuje się -KROKODYL! Ryba skacze przy łodzi, a potem ostro idzie pod łódź... Zobaczcie zresztą sami, jak pięknie utarła mi nosa.
#66 OFFLINE
Napisano 08 czerwiec 2011 - 15:51
#67 OFFLINE
Napisano 08 czerwiec 2011 - 16:10
Film jest genialny oczywiście współczuję porażki.
#68 OFFLINE
Napisano 08 czerwiec 2011 - 18:21
#69 OFFLINE
Napisano 08 czerwiec 2011 - 18:47
Nie dość że prztyczka w nos to jeszcze dwa Slidery zabrał łobuz!
Film jest genialny oczywiście współczuję porażki.
Te slidery martwią mnie o tyle, że ryba może stracić przez nie życie. Podejrzewam, że pierwszego odgryzła ponad przyponem i wytrząsnęła. Drugi mógł zostać w paszczy... To jest najgorsze.
A porażka? Nie byłoby zabawy bez porażek.
#70 OFFLINE
Napisano 11 czerwiec 2011 - 23:48
Historia tegoroczna, majowa.
Jak to w maju po pracy wybrałem się na spacer z wędką w poszukiwaniu bolenia. Na miejscówkę dotarłem przed 18.00. Po zmontowaniu zestawu podchodzę do wybranego miejsca i zaczynam łowienie. Sprzęt jak zwykle, kij 2,3m Dragon, multiplikator Curado 201 plecionka 10lb tym razem z przyponem z FC 0,20. Drugi rzut boleniowym woblerkiem i kiedy przynęta przechodzi przez przelew przy szczycie ostrogi STRZAŁ !!! SIEDZI !!!. Plecionka miarowo ucieka ze szpuli, myślę sobie ładny jest. Ale ryba z sekundy na sekundę ”rośnie” i przyśpiesza. Od razu przypomina mi się historia z połowy kwietnia tego roku gdzie przegrałem walkę z jakimś U-Botem po około 8 minutach walki przyłożył wtedy w 3 cm paproszka. Ryba dalej odjeżdża, patrzę na zegarek jest 18:00.
W końcu udaje mi się zatrzymać przeciwnika. Spoglądam na szpulkę i widzę podkład a nawinięte mam 80m plecionki. Czyli rybka jest około 60-ciu metrów ode mnie. Myślę sobie niezłe jaja, jak to jest bolas to… serducho wali. Rybsko spokojnie wachluje sobie na środku rzeki, nie mogę nic zrobić tylko go trzymać. Jak próbuję odzyskać choćby metr zaraz odchodzi na trzy. Po kilku minutach idzie do góry widzę wir na środku rzeki i już docierają do mnie myśli, że to chyba nie jest boleń. Udaje mi się odzyskać troszkę linki 5, 10, 15 metrów idzie do mnie. Jednak po chwili zawraca. Myślę sobie; silny jesteś skurczybyku. Ryba dopływa dokładnie do tego samego miejsca co po pierwszym odjeździe i się zatrzymuje i znowu sobie wachluje. Po paru minutach idzie znowu do góry. Tyma razem pomachała ogonem a raczej pomachał bo już sprawa jasna z kim się siłuję. Wobka capnął Pan SUM!!! Różne myśli przelatują mi przez głowę. Jak ja go w ogóle wyjmę z wody, jaki jest duży…?
Mija 25-ta minuta holu ( tak sądzę) nadgarstek zaczyna boleć. Widzę po lince że ryba po raz kolejny podchodzi do powierzchni ale tym razem płynie w kierunku brzegu. Postanawiam iść brzegiem ile się da czyli max 15 metrów bo dalej już tylko stroma burta i gęste krzaki. Dochodzę do miejsca „zero” ryba jest po samym brzegiem jakieś 10-12m ode mnie. Podnoszę suma do powierzchni i znowu serce wali jak oszalałe ryba ma miedzy 130 a 150cm. Myślę sobie ładny mi się klamot trafił. Czuje że osłabła. Delikatnie podciągam go do siebie i cały czas powtarzam ; tylko nie odpływaj, nie odpływaj. Niestety potężny wir i sumisko rusza. Zatrzymuje się znowu około 60 m dalej jakby miał zakodowaną tą odległość. Minęło pół godziny i scenariusz do znudzenia się powtarza. Widzę po lince że idzie do góry. Postanawiam przyciągnąć go po raz drugi po burtę. Ale ryba nie ma na to ochoty trzy mocne szarpnięcia i co??? Kij się prostuje ależ to paskudne uczucie. Myślę sobie znowu, znowu nie wytrzymał węzeł. Zwijam zrezygnowany linkę ale czuje woblera. Spadł nie to nie możliwe. Na pewno kotwice rozgięte. Wyciągam wobka z wody, cały i zdrowy, kotwice cale. Po prostu spadł. Spoglądam na zegarek 18:36. Do zobaczenia w lipcu…
Pozdrawiam.
#71 OFFLINE
Napisano 12 czerwiec 2011 - 13:31
Mam nadzieję ze Twój sum tam na Ciebie czeka bo niestety z tego co zaobserwowałem przez kilka ostatnich nocy sezon sumowy na Warcie trwa w najlepsze... A najgorsze jest to ze nie są to jacyś amatorzy tylko panowie przyjeżdżający drogimi samochodami z porządnym sprzętem
#72 OFFLINE
Napisano 13 czerwiec 2011 - 17:26
Bo w takim stanie rzeczy do lipca nie będziesz miał co połowić na swoim odcinku ... czego nie życzę.
pozdr.
#73 OFFLINE
Napisano 16 czerwiec 2011 - 13:03
Straciłem rybę życia
Na pewno jeszcze kiedyś sie spotkamy
No i masz odpowiedzi na obydwa stwierdzenia:
nie i tak
#74 OFFLINE
Napisano 16 lipiec 2011 - 11:59
D-Day, czyli 06-06.
Dwa zestawy.
Pierwszy, to mocarny YAD Cleveland Exellent Jerk 1,8 m, cw. 50-120 g; młynek to Curado 301e, plecionka Stren Sonic Briad 40 lb plus linka tytanowa 35 cm o wytrzymałości 23 kg.
Drugi to siedmiostopowy BPS Bionic Blade BNC70MHT-2, cw. 3/8 - 1 1/2 uncji, moc 10-20 lb; młynek to Abu Revo sx z plecionką 20 lb (również stren)
Miejscówka to płaski do bólu blat 1,5 - 2 m, rzadko porośnięty (kapelony, rdesty). Kilka minut po 15-tej.
Na początek lekki prztyczek w nos. Potężne branie, eksplodująca powierzchnia jeziora, luźna plecionka... Zerwał? Uciął nad przyponem? Nie miałem pojęcia jak to się stało. Wiedziałem natomiast, że ryba była spora (zdecydowanie czułem to w ręku), a także to, że skoro raz dziabła, to może ponowić atak. Chwyciłem więc za lżejszy zestaw i próbowałem.
Silne branie w trzecim rzucie, niemal dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio. Czuję na kiju, że ładna. Pokazuje się -KROKODYL! Ryba skacze przy łodzi, a potem ostro idzie pod łódź... Zobaczcie zresztą sami, jak pięknie utarła mi nosa.UWAGA!Film zawiera wulgaryzmy. Jeśli masz wrażliwe uszy, nie klikaj powyższego linka.
Filmik super!
#75 OFFLINE
Napisano 30 sierpień 2011 - 22:46
1. Mam jakieś 7 lat i jest to mój drugi sezon łowienia. Chodziłem sam nad mazurskie jezioro gdzie byłem na wakacjach. Miejscówka na zwalonym pniu wielkiego dębu wchodziła kawałek w bardzo przejrzyste jezioro. Łowiłem płoteczki gdy nagle koło mojego pnia zaparkowała spora kłoda. Spojrzałem był to szczupak, pewno 50-60cm.Stał nieruchomo jakby mnie nie widział. Powoli nałożyłem na haczyk kilka robaków i zamachałem nimi mu przed nosem. Powoli ruszył do przodu, otworzył paszczę i je połknął. Nieśmiało zaciąłem. Rozpętało się małe pieklo, nie wiem jak nie wpadłem do wody. I nagle luz, przegryzł..Długo dochodziłem do siebie
2. Druga historia miała miejsce z 3 l temu, łowiłem pstrągi na małej nizinnej rzeczce. Trafiały się tam sporadycznie w okolicy 30cm., ale miałem miejsce gdzie kiedyś widziałem bardzo dużego pstrąga.Obławiając powoli zakręt ustawiłem się prawie przy brzegu osłonięty wysokimi pokrzywami, rzuciłem pod drugi brzeg obrotówką i sprowadzałem ją wachlarzem. Gdy była już pod moim brzegiem nagle tuż na przeciwko mnie wypłyną za nią spod kłody mój pstrąg, ponad 50 cm. Płynął za nią powoli muskając prawie ale nie zaatakował a mi skończyła się żyłka. Powoli się cofnąłem i przeszedłem kilka m w górę nurtu na dogodniejszą pozycję. Po kilku pustych próbach zmieniłem obrotówkę na srebrną i rzuciłem tuż przed zwalisko pod którym siedział. Prawie od razu bardzo silny opór myślałem, że przerzuciłem i to zaczep. Zaciąłem ale bez przekonania. To była ryba z która na bardzo małej i płytkiej rzeczce powalczyłem kilkanaście sekund. Kilka młynków i niestety obrotówka wróciła do mnie pusta
#76 OFFLINE
Napisano 13 wrzesień 2011 - 12:41
1. Łowiłem głęboko w przerzedzonym trzcinowisku soft4playem. Długo, długo nic, zaczynałem się już nieco denerwować i zastanawiać, czy wina leży po mojej stronie czy raczej mam niefart pogodowy. Jeszcze z 15minut i nie wierzę własnym oczom pod samą łódkę gumę odprowadziła co najmniej metrowa mamuśka. Dwa następne rzuty i SIEDZI! Kij mało nie wypadł mi z ręki, zacinam, nic! Wyciągam gumę; drugi segment był prawie całkowicie oderwany od pierwszego przez korpus gumy szły trzy głębokie i długie na kilka centymetrów szramy. Hak częściowo wypadł z przynęty.
2. Następnego dnia lecę nad wodę z tą samą gumę tyle tylko że uzdrowioną [niestety wziąłem po 1 sztuce w każdym barwieniu; jak na tydzień okazało się że to trochę za mało]. Obławiam płytki blacik i pusto przez jakieś pół godziny. W końcu czuję klepnięcie, zacinam i nic! Stwierdziłem, że w takim razie dozbroję gumę [bo offset to w savage'ach jednak za mało] i za kilka godzin znowu zaatakuję to samo miejsce. Pierwszy rzut po przerwie, czuję że ryba siedzi. Kij wygina się i dotyka szczytówką wody; ryba płynie prosto w trzciny. Dokręcam hamulec na multiku, nic ryba nadal snuje plecionkę tak samo jak wcześniej. Nogi miękki, w głowie pustka. Widzę, że ryba idzie prosto w trzciny i zrobiłem największy błąd w życiu; dokręciłem hamulec! Chwila siłowego holu i ROZPROSTOWANE ZAPIĘCIE w agrafce... Ponadmetrówka poszła z moim soft4playem Mam nadzieję, że kiedyś doczekam się rewanżu!
#77 OFFLINE
Napisano 13 wrzesień 2011 - 17:29
w
#78 OFFLINE
Napisano 13 wrzesień 2011 - 18:35
#79 OFFLINE
Napisano 13 wrzesień 2011 - 20:33
możliwe - dlatego przestałem już używać big game'owych fluocarbonów dragona
Ha, trzeba było do nas szybciej zawitać - od kilku lat FC dragona mówięnie choć nie ukrywam ... na początku byłem bardzo zadowolony. Tytan good ale agrafki nie good
#80 OFFLINE
Napisano 13 wrzesień 2011 - 20:56
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych