A dlaczego Wasze upodobanie do łatwego mięsa ma być ponad moim, które inaczej bolenia i wędkowanie widzi? Oczekuję od PZW działań racjonalnych, a nie zaspokojenia apetytów społeczeństwa. Zarybianie rybami które na bieżąco są wyławiane nie ma żadnego sensu. Pierwsze "upadki" Mietkowa miały miejsce przed dużymi spustami wody i były bezpośrednio związane z najazdami i ciągłą eksploatacją zbiornika przez dzikie hordy z całego województwa i sąsiednich. Wszystkie dojazdy się zwracały bo mięsko było w dużych ilościach, gdy jazdy było więcej niż kg pozyskanych, entuzjaści szybko rezygnowali i chór wzrastał w słowie: Zarybiajcie, gdzie te sandacze! Płacimy 250 - chcemy ryby za 2500!
Był to też czas, którego pamiętać nie musicie bo w przedszkolach ganialiście i kijem w kałuży grzebaliście. To czas, kiedy dało się złowić kilkanaście lub więcej boleni dziennie, połowa z nich przekraczała grubo 70 cm. Nikt ich wtedy raczej nie łowił i chyba za bardzo nikogo nie interesowały, bo brały duże sandacze. Dzisiaj przez wasze jęki i oczekiwania fanów mięska regulaminy związkowe, oraz sam Związek coraz częściej dopuszczają się aktów barbarzyństwa na boleniu jak np. pomiędzy Paczkowem a Otmuchowem. Nie ma dużych boleni i dużych sandaczy. Dobrym rozwiązaniem wydaje się nadanie tym łowiskom statusu "no kill" i pozostawienie ryb w spokoju. Jestem przekonany, że będą jedne i drugie.
Zdziwionych, że ryby zjadają się wzajemnie i wielkości populacji okresowo się zmieniają odsyłam do podręczników biologii. Przypominam też, że Bystrzyca to rzeka, a Mietków to wrzód na niej o znaczeniu po pierwsze retencyjnym, później kopalnianym a na końcu miejsce do zabaw i uciech, gdzie każdy ma swoje ulubione;)