Wczoraj miała miejsce dyskusja - wymiana poglądów na temat ciśnienia atmosferycznego i jego wpływu na żywe istoty. Głównie na ryby, ale również na Homo sapiens.
Jako że miało to miejsce w wątku poświęconym lurebuilding'owi, postanowiłem nie śmiecić wątku koledze i umożliwić wypowiedzenie się szerszemu gronu userów w bardziej stosownym miejscu.
Wszyscy znamy wpływ, jaki pogoda wywiera na środowisko. Temperatura, nasłonecznienie (lub jego brak), wiatr, deszcz, susza - wszystko wpływa na przyrodę. W tym ciśnienie atmosferyczne.Zacznę od podstaw.
Ciśnienie jednej atmosfery to 1000 hPa (hektopaskali). Ciśnienie słupa wody o wysokości 10 metrów to (co za przypadek ) również jedna atmosfera. Czyli gdy zanurkujemy na głębokość 15 metrów, będzie na bas działać siła równa 1,5 atmosfery. Sto atmosfer to jak łatwo policzyć głębina równa jednemu kilometrowi.
10 metrów słupa wody (jedna atmosfera) to 1000 cm. Związek z hektopaskalami nieprzypadkowy.
Teraz dochodzimy do sedna problemu. Jeśli gwałtowna zmiana ciśnienia atmosferycznego rzeczywiście ma wpływ na ryby, to powinny one móc kompensować te zmiany prostym przemieszczaniem w słupie wody. I tak dobowy spadek ciśnienia (potężny!) o 20 hPa, można zrównoważyć wpływając na miejscówkę o 20 cm głębszą. Hura! Ciśnienie wewnątrz pęcherza pławnego nie uległo żadnym zmianom.
Meteoropata Homo sapiens, narzekający na złe samopoczucie związane ze spadkiem ciśnienia, zupełnie spokojnie znosi jazdę windą w wieżowcu, przemieszczanie się samochodem po górskich drogach lub wyjazd kolejką górską. Również nurkowanie, które wiąże się z częstymi i raptownymi zmianami ciśnienia. Tak samo ryby, zarówno w czasie przepływania z jednego stanowiska na drugie (mniej), jak i w czasie żerowania (bardziej) przemieszczają się w słupie wody. Pstrąg wielokrotnie podnosi się z dwumetrowego dołka do owada płynącego po powierzchni. Okoń płynący w okolicach dna na 4 metrowym blacie potrafi gromadnie podnieść się do powierzchni i "cmokać" za drobnicą. Podobne przykłady można mnożyć.
Jeśli więc nie ciśnienie, to co?!
Bo wpływ zmiany ciśnienia na otaczającą przyrodę jest "namacalny" i bezdyskusyjny.
Otóż zmiana ciśnienia oznacza przejście frontu. Ciepłego, zimnego lub zokludowanego. A front to również wiatr. Który wytwarza dźwięki słyszalne (20 do 20.000 Hz), oraz niesłyszalne (dla nas ), czyli infradźwięki (poniżej 20 Hz).
Infradźwięki posiadają ciekawe właściwości. Poruszają się szybciej i na dużo większe odległości (słabe tłumienie) niż dźwięk słyszalny. Znakomicie rozchodzą się w wodzie, co przez pewien czas wykorzystywała marynarka wojskowa USA do komunikacji z okrętami podwodnymi. Jednym z głównych źródeł naturalnie występujących infradźwięków jest wiatr...
W zależności od stopnia natężenia mówimy o dźwięku (słabym lub umiarkowanym) oraz o hałasie. Hałas infradźwiękowy może rozchodzić się na znaczne odległości i wpływać na nasze (i choćby ryb) samopoczucie z odległości 300 km, a w górach nawet z odległości 500 km. Tym wpływem tłumaczy się zwiększoną przestępczość oraz zaburzenia zdrowia mieszkańców gór na dobę przed nadejściem lokalnego silnego wiatru. W Polsce jest to wiatr Halny (ciepły) i Orawiak (zimny).
Wpływ infradźwięków (za Wikipedią):
"Wiele opracowań wskazuje, że przy narażeniu na wysokie poziomy infradźwięków mogą wystąpić: poczucie ucisku w uszach, dyskomfortu, nadmiernego zmęczenia, senności oraz zaburzenia sprawności psychomotorycznej i funkcji fizjologicznych, a nawet apatii i depresji"
Tak więc myślę, że mówienie o tym, że wahanie ciśnienia ma jakikolwiek wpływ na ryby, jest zbytnim uproszczeniem tematu. Wyrównywanie tych zmian jest w środowisku wodnym banalnie łatwe. Natomiast ukrycie się przed hałasem już nie.
Pozdrawiam
Janusz