Wydaje mi się, że wpis @sebola trafia dość mocno i jedzie po kompleksach tych co zaczynają zauważać że proporcje pomiędzy tym co zaprząta ich wygodę łowienia zwanym wprost sprzęciarstwem a tym do czego ma to służyć czyli samym łowieniem ryb mocno się już rozchwiały.
Ogólna bryndza panująca w polskich łowiskach dopełnia wycia z żalu (prawie wilkowego wycia ) bo nie daje alternatywy.
Do tego wpisuje się dość mocno w nurt zauważalny na forum czyli łowie na taniochę ale jestem takim miszczem, że mam wyniki lepsze od tych co za swój sprzęt mogą spokojnie rok na bezrobociu posiedzieć bez pomocy Państwa i nawet nie zauważyć, że coś się zmieniło i już słychać w podtekście propozycję iż owy miszcz ze względu na swoje miszczostwo powinien właśnie łowić tymi wszystkimi customami-srustomami a owy sprzęciarz godny nie jest nawet robinsona (oczywiście przyslowiowego robinsona)
Ot takie żałosne wprawianie w zakłopotanie tych co mają troszkę więcej.... a, że mamy jako naród wrodzoną skłonność do kompleksów to i odzew jest na miarę...
Ten kompleks ma jeszcze inną twarz, twarz socjalistycznej równość jaką przejął homo-sovieticus i podskórnie kontynuuje. W tym przypadku kompensacji coś za coś i porównania tego w naczelnym imperatywem (więcej i lepiej) a bardziej z chęcią postawienia sobie pomnika (wędkarskiego stachanowca)...
Sebol także sprytnie pisze o tych 300 dniach nad wodą i 500 (magia liczb) złowionych rybach nie pisząc czy to sandacze czy inne ryby, czy wyprawy nad wodę to godzinne epizody czy całodniowe łowienie itd. Sprytnie wsadzony kij w mrowisko ale wynik marniutki, poniżej 2 ryb dziennie...
Pamiętam długie lata w których bywałem nad wodą ok 150 razy w roku i wiem jakim wysiłkiem wielu osób było to okupione.
Całe szczęście, że miałem bardzo dobrych pracowników i wzorową wręcz sekretarkę której mogłem zostawić na głowie całą firmę i zniknąć nawet tam gdzie nie było zasięgu. Jednak warto sobie uzmysłowić iż to były dwa wypady całodniowe w tygodniu i kilka razy w roku dłuższe wyjazdy gdzieś dalej, co podganiało tzw statystykę.
Nie wyobrażam sobie tempa życia w amoku 300 dni na rybach i myślę ze po takim roku zmienił bym chyba hobby
Ale chyba także słyszę w tym sobolowym bajaniu taką nutkę jaką znamy wszyscy z czasów komuny kiedy marzyliśmy o codziennej szyneczce,- bo nie była osiągalna a jak już była osiągalna to po roku obrzydła nam i to samo marzenie przerzuciło się na inne aspekty życia...w tym także na wędkarstwo
Takie czasy, że umiar i równowaga są passe,- bo nie da się na nich dobrze zarabiać a mądrzy ludzie tak jak nie byli potrzebni komunie tak i nie są potrzebni mamonie.
Mnie się podoba że wszyscy jesteśmy inni, różni itd.
Użytkownik Rheinangler edytował ten post 22 grudzień 2013 - 07:41