Z pytania postawionego na początku "Zdjęcia keltów pro i kontra", zrobiła się dyskusja o moralnych aspektach łowienia keltów. Każdy (no, prawie każdy ) odpowiadający na tytułowe pytanie, zwracający uwagę na konieczność zachowania poziomu estetyki, natychmiast jest odsądzany od czci i jedynej słusznej wiary. To tak dla przemyślenia, o co się chce tak naprawdę zapytać i czy naprawdę chce się poznać czyjeś opinie, czy tylko poklepywania po plecach...
Zadałem sobie odrobinę trudu i sprawdziłem miejscowości, z których pochodzą odpowiadający w tym wątku. Są to:
Toruń, Poznań, Bielsko, Łódź, Krosno, Bydgoszcz, Szczecin, Pilawa, Warszawa, Białołęka, Wzgórze Tumskie, Bielsk Podlaski, Poznań, Gdynia, Zamość. Obok tego jeszcze Dolny i Górny Śląsk oraz Pomorze. A także Szkocja, Irlandia, Holandia, Niemcy i Francja. Kilkoro adresów, nie będąc pewnym - opuściłem. Po co to sprawdzałem? Otóż chciałem zobaczyć, co mają do powiedzenia Koledzy, których - z racji zamieszkania - problem jakby najbardziej dotyczy. I co? Jeden wpis z Gdyni, jeden "Pomorze", nawet gdyby "za uszy" naciągnąć i dodać Pilawę, Szczecin, a nawet Toruń czy Płock, to i tak tych wpisów jest ledwie tyle, co "zagranicznych". A pozostali mają średnio ponad 400 kilometrów do pomorskich, keltowych rzek. Osoby mające największe szanse na złowienie tych ryb wymownie milczą...
W czasie dyskusji wielokrotnie miały miejsce zabiegi socjotechniczne. Celnie postawione pytanie natychmiast nakierowuje na jedyną właściwą odpowiedź. Ale jak to z takimi sztuczkami bywa, mentalności człowieka nie zmieniając, wpływu na niego nie mają. Kiedyś wyborcy w Kalifornii mieli odpowiedzieć w referendum na pytanie, czy rodzice dziewcząt, które chciały dokonać aborcji mają być o tym fakcie powiadamiani przez placówki medyczne. I co się okazało? Większość odpowiedzi zależało od tego, jak przedstawiano tą kwestię - z punktu widzenia praw rodzicielskich, czy praw dziewcząt...
Dam przykład. Osoba, której wiedzę i umiejętności, a także wiele poglądów bardzo sobie cenię, napisała:
(...)
I nie da się "zjeść ciastka i mieć ciastka", tak jak nie da się pogodzić kierunku w górę i w dół, bo to by była sytuacja jak w przedziale pociągu kolei transsyberyjskiej, w której jeden pasażer pyta drugiego: "A ty dokąd?" "Ja z Moskwy do Władywostoku, a ty dokąd?" "A ja z Władywostoku do Moskwy". "No popatrz jaka to dzisiaj technika" ...
(...)
Jeśli mówimy i odmieniamy na wiele sposobów kwestie ochrony zasobów, to ma znaczenie czy to kelt czy srebrniak, czy duży czy mały pstrąg, oraz jak złowiony, w jakich warunkach, jak fotgrafowany i po co, a także z jakim skutkiem ...
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
Kilka dni wcześniej, ten sam przeze mnie naprawdę bardzo szanowany Jerzy był łaskaw opisać swój ponoworoczny wypad z muchówką na San. Pstrąg w okresie, lipienia zabierać nie wolno, więc i nikogo nad wodą nie było. Nie da się bez cienia moralnych wątpliwości iść "kłuć" ryby będące w okresie ochronnym, łowiąc teoretycznie tylko ryby, które akurat łowić można. W maju łowienie na streamera jest przynajmniej bardziej selektywne, a i lipień złowiony w wodzie cieplejszej niż +4 ma jakby troszkę większe szanse na przeżycie niż wychudzony podgórski kelcik potokowca. I nie chodzi mi tu o ogromne umiejętności, jakie Jerzy posiadasz. Sam potrafię w sposób zawodniczy podebrać większość zapiętych na muchę ryb. Ale zdając sobie sprawę, że na swoim podwórku nie jestem osobą nieznaną, więc i po trochu i naśladowaną, odpuszczam już sobie lutowo-marcowe pstrągowanie. Przynajmniej na naszych, niewielkich, podgórskich wodach. Bo nie można mieć innych poglądów dla kolegów mieszkających 600 i więcej kilometrów ode mnie, samemu stosując inne kryteria. Zgadzam się, nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka.