Dzisiejsze łowienie mogę zaliczyć do tych z rodzaju horroru - nad wodą od 17:00 i długo, długo nic Około 19:00 nad wodą pojawiła się pijana hołota z pontonem Pływali wzdłuż i wszerz Wisły, prawie pod nosem, skutecznie płosząc ryby Zwróciłem im uwagę że za blisko rafki pływają i płoszą ryby, oraz to że ponton podziurawią Najwidoczniej mieli to gdzieś, bo wracając jak na złość przepłynęli mi pod nosem, zaczepiając śrubą silnika plecionkę i wybierając mi całą z kołowrotka.... Wkurzony udałem się w miejsce, gdzie wodowali ponton - co się ukazało? Czterech podchmielonych smarkaczy, cztery tak samo wyglądające smarkule - przyjechali pewnie pożyczonym od tatuśka mercem Powiedziałem im co o tym myślę, zaczęli mi ubliżać Tak mnie wkurzyli, że wyciągnąłem nóż z zamiarem zrobienia im dziury w pontonie, ale się powstrzymałem (z mojej strony trochę z tym nożem przesadziłem) Ręce opadają
Hołota, hołota i jeszcze raz hołota Mało tego, dostałem sms-a od kolegi z zapytaniem czy jestem na miejscówce - potwierdziłem że tak Zapytał mnie czy jest jeszcze mały czarny piesek - potwierdziłem że tak... Okazało się że kolega tam łowił od 4 rano i piesek już był... Głupota ludzka nie zna granic... ktoś po prostu psa wyrzucił...na prawie bezludziu
Tak mnie to wkurzyło że łowienia miałem dość, choć bolenie zaczęły żerować około 20:30...