Ależ MaleX sie, wszystko to przecież trochę żart i zabawa.
Jako jak sądzę doświadczony pstrągarz spinningista, wiesz, ze kołowrotek pstrągowy poddany jest niezłym wyzwaniom, wszak wykonujemny mnóstwo rzutow, upadamy nurzając cacko w wodzie i czasem błocie, uderzamy o kamienie i konary, ostro walczymy z zaczepami, a czasem nawet holujemy rybę...
Ilość rzutów ma tu decydujace znaczenie, elementy kabłąka są szczególnie szybko wyeksploatowywane. Sprężyny? No oczywiscie, przecież co chwilkę, co parę metrów kabłąk spada. Cały kołowrotek stopniowo się zuzywa, elementy z tworzywa sztucznego wycierają się lub pękają. Tak było ze śliczną Daiwą z serii Team Daiwa w czarno zlotych odcieniach, niewielkim lekkim pstrągowym kolowrotkiem , ktory na prosbę importera przez kilka lat testowałem. Podobnie z Mitchellem 330 Otomatic( tak chyba się nazywał), w ktorym ciekawy system spustowy kabłąka podał tyły po kilku latach.Przyznam, ze był świetny i fartowny
Uszkodzeniu uległ też system hamulca w małym japończyku Sportsmann, mocowanie kabłąka po prostu umarło i zakup z warszawskich Domów Centrum( ok 1970) też poszedł na złom.
Kołowrotek pstrągowy najczęściej jest niewielki, a to dlatego, ze lubimy gdy jest lekki, choć i tu bywają wyjatki. Jaroslaw Magdziarz, poznański pstrągarz i artysta produkujacy blystki ( tak bym to okreslił) lowił strumieniowce Rileh-Rexem pochodzacym z obszaru zamieszkiwania narodu panów, drugiej-komunistycznej-kategorii
Tak lubił, ciężko i solidnie. Alternatywą w zakresie produktow z bloku wszchodniego był Forelle (nomen omen) -lekki, lecz zawodny kolowrotek z nadzwyczajną przypadlością umieszczania żylki na osi , a nie na szpuli...
Pękające spręzyny kabłąka to oczywiście paskudna przypadlość, szczególnie gdy po awarii nie można spuścić kabłąka ręką i prowadzić przynęty ( tak ma staruszek cardinal 44), trochę lżej gdy -jak w moim c-3 - możemy nadal rzucać skladając kabłąk ręką. W woblerowaniu całkiem całkiem, ale przy wirowkach pod prąd -padaczka.
Swoiste awarie poprzez zajechanie prezentuja bezkabłąkowce , ale tu już musialbym siegnąć do opowiesci dziadka Florka i jego Pezon&Michel, fajnego futurystycznego projektu być moze przewidzianego do lżejszego dla sprzetu lowienia.
Dziś sprawa jest chyba prostsza, Daiwa i Shimano rozdaja karty i wystarczy klikąc w netowe okienko z napisem Stella by, jeśli srodki na to pozwalaja, pominąć mnóstwo dylematow.
A ja tak trochę po staremu, nostalgicznie...
pozdrawiam Paweł