A może to tak jest, że trzydziestaczek pstrąg lub lipień nie stanowi już dla nas atrakcji?
Tyle ich złowiliśmy na przestrzeni lat...
Czasami zdarza się, że jestem niespecjalnie zadowolony, gdy się taki wyrostek uwiesi.
Na Rudawie, rzece, na której wędkuję w kwietniu-maju, a która płynie w sztucznie usypanych wałach, łowienie jest o tyle ciekawe, że nader często widać biorącą rybę, jak wypływa ze swojego domu i łapie muszkę. Wtedy urządzam sobie zabawę: schodzę wolno brzegiem, rzucam mokrą muchę i staram się zabrać ją sprzed pyska wychodzącego pstrąga. I cieszę się, widząc jego głupią minę, jak chwilę stoi, myśli(?), może klnie?
Mówię mu wtedy: a widzisz łakomy piegusie !
Chyba sprawia mi to większą przyjemność, niż gdybym go wytarmosił w garści.
I jeszcze dwa słowa do Roberta.
Nie możemy uznawać, że wszystko już mamy, że nie potrzeba nam już niczego z przyborów wędkarskich.
Cały czas trzeba dążyć do zakupu czegoś nowego, choćby wbrew rozsądkowi. Jeżeli nie będziemy mieć pragnień, to co nam zostanie? Czekanie na co? Na ...hm...
Mam takiego farta, że jestem z mądrą kobietą, z wykształcenia psy...
Jak widzi, chodzę jakiś taki niezadowolony, mówi: a kupiłbyś sobie coś nowego na ryby! Zawsze jej wtedy daję posłuch