Witajcie.
Pewien czas temu przytrafil sie mnie jeden z takich dni ktorych sie nie zapomina przez dlugie lata. A jest to napewno jeden z wyjatkowych dniw sezonie !
Wybrałem sie na jezioro dosc pozno, bo na sesje popoludniowa.
Ok godz 16 kotwica poszla na głebokosc 11m. Za mna 15m. Przede mna wznoszacy sie stok na -7, 8m i ciagnacy sie taki blat az do wyspy.
Bodajze pierwsze 5 rzutów i na 15 cm kopyto wyjmuje dwa wsciekłe szczupaki. Brania w opadzie na 9m. Rozmiar stadard 75cm.
Od polnocy na horyzoncie, pojawia sie złowieszcza chmura. Za moment posypia sie pierwsze krople w promieniach słonca..
Ukazuje sie piekna tecza...podwojna i podwojnie zamnknieta. Postanawiam splynac tuz do brzegu i przeczekac te niewiadomą.
Kanapka i ciepła herbata pod starymi swierkami smakuje nader wybornie.
Po 40 min wracam. Przejasniło sie...
Stawiam łodz identycznie. 11m. Pierwszy rzut na wypłycenie. Chwila na kontakt przynety z dnem i...jebuut. W drugim skoku.
Dobre 80 z plusem. Mijaja ze 3 minuty i kolejny łomot. Niestety wypina sie...Za chwilke ,, jade ,, po stoku w dół i na 10 m mam poterzne uderzenie. Jak gdyby spadł na przynete worek cementu. Action - reaction i kij wygiety w prabole, az uchwyt trzeszczy. Czuje grubego zwierza. Nie chce sie poddac. Idzie głeboko. Zanim zobaczyłem ,, dziada ,, ten wypial sie z haków. Jest lekki zawod i rozczarowanie. To tez jednak mobiluzuje . Kolejny rzut, kopyto pikuje w dół na otwartym kabłaku kołowrotka. Po 2-3 sek nagle przestaje sunac po tafli jeziora. Tnę !!! Siedzi !! Kolejna 80 tka.
No i kulminacyjny moment. Ciskam gume w strone 7m. Sytuacja identyczna. Plecionka w pewnej chwili - zbyt wczesnie - zatrzymuje sie. Ciecie...i ten przemiły opór.
Do lodzi doprowadzam prawdopodobnie rybe sezonu. Do wyrownania PB zabrakło 1 cm. Wielki monstrualny łeb jak wiadro. 112cm podbieram reka. ( Z reszta jak wszystkie ) Brzydze sie podbieraków !!! Kopyto luzno wisi w paszczy by zaraz - mimo dozbroiki - odpiac sie samoistnie.
Szybka sesja i do wody. Mamuska nie moze zlapac rownowagi. Pomagam jej 20min. To skutkuje. Około 15 min stoi jeszcze w poblizu łodzi. Za moment jest swiadkiem sesji z 99cm i dwoch 70-80cm. Czas konczyc....odpalam silnik. Mamuska na dzwiek zamieszania wsciekle i widowiskowo znika w otchłani jeziora.
Przez nast kilka dni niemam w ogole cicnienia na lowienie, ale mysle ze wiecie czemu...
Z wedkarskim pozdrowieniem Marcin
Użytkownik Marcel edytował ten post 09 lipiec 2015 - 00:36