Dziś miałem ciekawą sytuację na Parnicy niedaleko centrum. Łowiliśmy we dwóch z kumplem z łodzi na nowej miejscówce (dołek 9 metrów), na której tydzień temu mieliśmy kilka fajnych sandaczy 50+ i ze 40 sztuk drobiazgu. Przez godzinę nic się nie działo, później podpłynął do nas jakiś starszy jegomość. Po 15min złowił szczupaka pod 80cm. Chwila przerwy i w tym samym miejscu zębaty ucina plecionkę kumplowi. Pół godziny później ja wyciągam szczupaka 67cm... Co ciekawe przez 3 godziny nie złowiliśmy w tym miejscu żadnego sandacza. Zaobserwowaliście kiedyś podobne sytuacje na Odrze/Parnicy? Możliwe, że szczupaki upatrzyły sobie to miejsce na zimowisko i sandacza tam już nie będzie?
Nie jestem specjalistą, moja wiedza na temat rzecznego łowienia sandaczy jest znikoma dlatego jeśli moje pytanie jest śmieszne lub głupie (lub i takie i takie) to przepraszam
Tak, wielokrotnie.
Tylko bardziej związałem to z tym, ze jak żrą szczupaki, to nie bardzo mogłem tego dnia znaleźć sandacze i na odwrót. Do tego stopnia, ze jak miałem ze dwa szczupłe to potrafiłem zmienić wędkę i cały styl na bardziej szczupakowy - woda się otwierała i sporo esoxów siadało.
Co do terytorializmu - mam takie adresy, gdzie co kilka sandaczy wyjeżdża szczupły.
Tapatalknięte z Teixa za pomocą Stelli