Hej!
To może trochę osobistych refleksji z dawnych czasów.
Otóż przygodę z łowieniem sportowym rozpocząłem dość dawno, w końcu lat 70-tych podczas zawodów "Lipień Drawy"
Spotkanie towarzyskie, łowienie bez sędziowskiego nadzoru, ale zgodnie z regulaminem PZW, świetne nawiązane wtedy przyjaźnie trwające do dzisiaj.
Obserwowanie Wojciecha Węglarskiego przy imadle, plenery jesiennej Drawy z jej unikatową wtedy populacją wielkich lipieni, widok wyskakujących łososi wchodzących na tarło - widziałem dwie olbrzymie sztuki -po prostu coś wyjątkowego.
Miałem wtedy kilkanaście lat, trudno się dziwić, że zawody muchowe wydały się facetowi przed maturą samym dobrem.
Jako że byłem o ok.40 lat i 20 kg. młodszy, a muszkowanie szło mi nieźle zostałem członkiem muchowej kadry Okręgu Poznańskiego i delegowano mnie do udziału w Muchowych Mistrzostwach Polski.
Mistrzostwa rozegrano nad Dunajcem w 1979 roku, rzeka i atmosfera urzekły mnie tym bardziej, że na treningu capnąłem kilka zgrabnych ryb.
Rozczarowanie przyszło dość szybko - gdy zajmowałem wylosowane stanowisko sędzia sektorowy poprosił mnie o obserwowanie mojego sąsiada na odcinku, bowiem...od dawna wiadomo o nim, że w trakcie zawodów odbiera złowione przez kogoś innego ryby.
Cała radocha poszła się..., no dobrze - cała radość z wędkowania minęła!
Co najgorsze przewidywania sędziego sprawdziły się, do mojego "kolegi po kiju" w trakcie łowów zbliżył się inny wędkarz bynajmniej nie uczestniczący w Mistrzostwach.
Dystans dzielący panów stopniowo się zmniejszał, ja oczywiście nie bardzo wiedziałem jak na tę absurdalną sytuację zareagować, gapiłem się zamiast łowić, koszyczki obu lewusów prawie się już dotykały choć oni udawali, że się nie widzą!
Kabaret zakończył przyczajony w krzakach sędzia wyskakując z nich z głośnym niecenzuralnym okrzykiem .Zawodnik i pomocnik zareagowali powolnym powiększeniem dystansu, do transferu ryb cudem nie doszło.
Reszta okoliczności, a w tym cudem złowiony wymiarowy pstrąg zaginęły w mej świadomości.
To tylko epizod, piszę o nim jednak traktując jako ciakawostkę.
Tata i ja startowaliśmy jeszcze potem parę razy w muszkarskich fechtunkach, Ojciec który kosił wtedy na Pomorzu jak mało kto, stanął nawet na pudle zdobywając w 1980 roku 3 miejsce w Muchowych Mistrzostwach Polski rozgrywanych nad naszą ukochaną Gwdą.
http://www.polishnym...olski-1977-2012
Nazwisko znajdziecie w załączonej tabelce.
Bardzo szybko porzuciliśmy zawody muchowe, kontemplacja wygrała z konkurencją.
Piszę o tym w naszym wątku nie dlatego, że jestem wrogiem współzawodnictwa muszkarzy, co więcej rozumiem kolegów oczekujących dreszczyku emocji, choć czuję to zupełnie inaczej, ale...
...łowienie ryb niewymiarowych i polepszanie tym swego wyniku uważam za niedopuszczalne.