To ja dorzucę parę słów od siebie...
Jestem zagorzałym zwolennikiem posiadania broni palnej, i to bez żadnych upokarzających procedur.
Ja widzę to tak, że obywatel o nieskazitelnej opinii idzie do sklepu z dowodem osobistym, może jeszcze z zaświadczeniem o niekaralności, i kupuje strzeladło, które następnego dnia rejestruje na policji. Wszystko.
A po co mi broń palna, bo takie pytania padły ze strony przeciwników posiadania tejże?
Bo mi się tak podoba i nie mam zamiaru się przed nikim tłumaczyć. Tak, jak nie tłumaczę się z zakupienia szczoteczki do zębów, czy długiego noża do chleba, który, nawiasem, niejednokrotnie może być groźniejszy od palnej, a rany zadane takim kosiorem na ogół są niebezpieczniejsze od ran postrzałowych.
Zresztą, z ogólnie dostępnych materiałów można skonstruować w warunkach domowych broń działającą na jakieś trzy, cztery metry, bardzo niebezpieczną, cichą...Doprawdy, wolałbym przeciwnika z klasycznym pistoletem...
Któryś kolega poruszył kwestię zrobienia sobie krzywdy nieumiejętnym obchodzeniem się z bronią.
Szanowny kolego, nawet ci się nie śni, jakie asiory, zawodowcy, podziurawiły sobie łydki lub stopy przy szybkim strzelaniu oburącz, z dwóch pistoletów...Raczej ich sprawa.
Wypadki oczywiście się zdarzają, ale przeważnie są efektem zabaw po alkoholu, czy niepoważnych popisów; to trzeba eliminować.
Przez wieki broń była dostępna - i jakoś ludzkość nie uległa zagładzie. Nawet zaborca, po Powstaniu Styczniowym, dość lekko traktował posiadaczy tych przedmiotów: w "Lalce" Prusa widzimy, że nad łóżkiem Rzeckiego wisi sobie dubeltówka, i nie ma nalotów żandarmerii rankiem.
Cóż, zdaję sobie sprawę, że istnieją, i będą istnieć przeciwnicy wszystkiego, co strzela i hałasuje, lecz psychoanalizy nie będę próbował, choć pobudki tej niechęci mogą być bardzo interesujące...A i ja nie jestem w pełni obiektywny, bo przez pewien czas obijałem sobie biodro kaburką z gnatem lub łopatki czymś większym i cięższym.
Jednak mnie nie przekona żaden argument przeciw.