Jechać, nie jechać??? Wszak to już listopad, dokładnie 7 dzień listopada.
Do tego wysoka, prawie powodziowa woda. Najgorsze, że temperatura wody szybko spada i wynosi juz około 7 stopni.
Z doświadczenia ubiegłych lat wiem, że to może być już koniec boleniowych łowów.
Jadę, tym bardziej, że umówiłem sie na ostatki z pewnym jegomościem ze stolicy Wielkopolski.
Na miejscu spotykamy się chwilę po świcie, ale nie ma to znaczenia, gdyż mgła jest tak gęsta, że nie widać drugiego brzegu, a Odra to przecież nie Amazonka
Szybki desant i płyniemy. Na razie nie zapuszczamy się zbyt daleko.
Plan jest taki, że obłowimy mety bliżej miejsca slipowania, a gdy mgła opadnie popłyniemy dalej.
Woda bardzo wysoka, główki mocno przelane i tylko znajomość wody pozwala namierzyć potencjale żerowiska.
Obławiamy dwie miejscówki i nic. Opadająca mgła potęguje odczucie zimna.
Stajemy na rozmyciu warkocza kolejnej główki. 11 - kilogramowy ciężarek kotwiczny przy tym uciągu nie daje rady, znosi nas kilka merów z nurtem rzeki.
Czas upływa w miłej atmosferze rozmów, oczywiście przez cały czas rzucamy.
Na końcu mojego zestawu zawisł wobler RH85. Większość rzutów oddajemy pod brzeg, na spokojniejszą wodę.
Zwijam rzeczonego RH'acza wolnym tempem i w momencie, gdy odwracam głowę tłumacząc coś Pawłowi vel Pimpek, następuje atomowe branie połączone z kilkumetrowym odjazdem.
Ryba wspomagana przez silny nurt stawia duży opór, wydaje się większa niż jest w rzeczywistości.
Rapa dzielna, ale do 70-ciu brakuje jej ułamek, złowienie jej napawa nas optymizmem na resztę dnia.
Mgła nie daje za wygraną - gęsta, że można ja nożem kroić.
Nurt spycha łajbę o kolejne kilka metrów. Niezmiennie rzucamy pod brzeg i zwijamy przynęty wachlarzem, aż do głównego nurtu na granicy którego parkuje łódka.
Po kilku rzutach mam kolejne branie, nie tak atomowe jak poprzednie, ale od razu czuję, że ryba jest dużo większa od poprzedniej.
Nie jest aż tak porywcza i gwałtowna jak jej saport, bardziej majestatycznie wygina wędzisko.
Hol mocny i zdecydowany nie trwa długo jak na rybę tych gabarytów.
Kompan na łodzi szybkim zdecydowanym ruchem podbiera rapę. Ryba duża i mocno spasiona, jej brzuch jest aż pękaty.
Szybki pomiar wskazuje 82,5 cm, ale nie długość, a jej masa robi największe wrażenie.
Po szybkiej fotce rapa w pełni kondycji wraca do wody. Pełni nadziei łowimy dalej.
Mgła opada dopiero około południa ukazując bezchmurne niebo. Jak przystało na prawdziwych łowców walczymy do zmroku.
Niestety okazało się, że dwie rapy były jedynymi rybami złowionymi tego dnia.
P.S. Zdjęcie nie oddaje jak gruba była ta rapa w rzeczywistości.
http://jerkbait.pl/g...-tasiek-fotojb/
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 27 listopad 2017 - 22:15