Mowa o moich rodzinnych stronach, więc czuję się wywołany do tablicy. Za cały poprzedni sezon chodzenia nad Wieprzem kleszcza miałem na ubraniu raz, może dwa. Dziwią mnie bardzo te historie o plagach kleszczy bo już kilka ich słyszałem. Może mam szczęście albo taki "bezkleszczowy" odcinek.
Nie do końca tak jest. Jak wcześniej wspomniałem, kilka lat temu miałem przyjemność łowić nad Wieprzem w świetnym towarzystwie i byliśmy na odcinku łąkowym. Kolega chodził w śpiochach a ja w woderach. I gdyby kolega nie zaczął mówić o kleszczach, to pewnie byłbym nieświadom, że one tam były. Co zmiana stanowiska, to znajdował co najmniej po dwa kleszcze wspinające się po nogawkach. Na szczęście trawa jeszcze nie była wysoka. Moje śliskie wodery uniemożliwiały złapanie kleszcza, po prostu nie miały jak przyczepić się. Obserwowałem kolegę i co jakiś czas ściągał z siebie kleszcze. Podczas kilkugodzinnego łowienia naliczył ich ponad 20 szt. Ale psychoza też mi udzieliła się. Co przejście na nowe miejsce sprawdzałem stan pasażerów na gapę . Doliczyłem się jednego, znalazł się na łączeniu buta z resztą wodera, było tam zagięcie. I tam znalazł swoją przystań . Nigdy tak na pstrągach nie zachowywałem się, bo nad Kwisą czy Bobrem nie ma tak dużo kleszczy. Koledzy łowiący na tych samych rzekach co ja nie wspominali o złapanych kleszczach.
Wybacz Piotrze, że zaśmiecam Twój wątek dysputą o kleszczach. Chciałbym pojawić się na Roztoczu, ale w momencie, gdy tych kleszczy będzie zdecydowanie mniej.