W związku z nadchodzącym Street Fishing i tym jak lubię tłumy (a zwłaszcza na rybach), postanowiłem zorganizować sobie Wild Fishing.
W tym celu wykorzystałem mojego jokera, czyli weekendową przepustkę na wyjazd na wschód. Aby mieć pewność powodzenia wysłałem żonę zakupy, przystałem na ponadprogramowe wakacje i kilka ostatnich dni byłem jak do rany przyłóż. Oj z wiekiem wędkowanie drożeje i to nie za sprawą coraz bardziej wyrafinowanego sprzętu..
Zakupy zrobiłem w czwartek, swoją część mieszkania posprzątałem w piątek. Tego samego dnia spakowałem samochód. Następnego dnia miałem wyjechać. Prognoza zapowiadała wzrost temperatury. Wszystko wskazywało, że będzie dobrze : )
Mój plan zakładał objazdówkę po ulubionych miejscach, z możliwie najtrudniejszym dojazdem, z dala od innych wędkarzy. Droga okazała się znośna, na trasie w miarę pusto, nie musiałem zbyt często wyprzedzać. Gdy dojechałem było jeszcze chłodno i bardzo mocno wiało. Pozostało przebranie się w spodniobuty i można zaczynać.
Pierwszy zameldował się kleń. Taki chudy 40+. Wziął na załamaniu nurtu. Żaden okaz, ale miły początek. „Zapunktowałem”, ale trzeba zacząć łowić właściwie ryby. W końcu nie do kleni przyjechałem.
Zmiana miejsca, dość długa jazda po wertepach i potem jeszcze wędrówka po krzakach. Przywitał mnie piękny widok i pustka. Kamienistą rynnę obławiałem standardowo, powoli schodząc w dół rzeki. Pierwsza wzięła delikatnie. Tak samo też ją holowałem. Jeszcze nie przyzwyczaiłem się do plecionki, poza tym bardzo nie lubię tracić pierwszych ryb. Krążyła w rynnie robiąc krótkie odjazdy. Po kolejnym krótszym dała się wyciągnąć z kamieni w szybko trafiła do podbieraka. Takie mocne 70+.
Kilka zdjęć i bezpiecznie odpływa do swojego królestwa.
P7295072.JPG 81,56 KB
48 Ilość pobrań
P7295074.JPG 59,82 KB
45 Ilość pobrań
Kilkanaście metrów niżej kolejne branie. Właściwie wszystko działo się podobnie, poza jednym wyjątkiem. W momencie, gdy myślałem już o podbieraniu, ryba zrobiła nagły zwrot i wpłynęła do rynny parkując między kamieniami. Byłem pewny, że stanęła w zaczepie. Wchodząc głębiej żałowałem w myślach, że nie próbowałem siłowego rozwiązania. Podchodząc do ryby byłem już na granicy spodniobutów i wtedy zrozumiałem, że to nie zaczep. Brzana nagle odjechała kilkanaście metrów i zaczęła spływać z prądem. Szybko cofnąłem swoje durne myśli. Tak postępując na pewno miałbym brzanę… co najwyżej rozgiętego ownera! Ale to już przeszłość. Teraz rybka nabrała wiatru w żagle i trzeba ją gonić. Daleko się zejść nie dało. Przy brzegu była rynienka nie do przejścia. Szpula bardzo płytka. Szybka decyzja, trzeba się cofać. Poluzowałem hamulec i zacząłem iść pod prąd. Na brzeg przedostałem się w ostatniej chwili. Potem jeszcze sprint w dół rzeki i można wrócić do walki. Chyba oboje byliśmy zmęczeni więc postanowiłem rozwiązać sprawę sprytem. Ustawiłem się poniżej ryby na mieliźnie i zacząłem holować z prądem, a kiedy na mnie napływała sprawnym ruchem podniosłem pod powierzchnię, jednocześnie zagarniając podbierakiem. Chciała odjechać, ale było już za późno. Piękna ryba, gruba osiemdziesiątka, moja ulubiona i do tego jeszcze w cudownej scenerii. Dla takiej chwili warto dużo poświęcić.
P7295102.JPG 71,06 KB
42 Ilość pobrań
P7295110.JPG 70,14 KB
43 Ilość pobrań
P7295118.JPG 73,51 KB
44 Ilość pobrań
P7295127.JPG 70,31 KB
42 Ilość pobrań
P7295128.JPG 76,26 KB
43 Ilość pobrań
P7295130.JPG 46,85 KB
43 Ilość pobrań
To był czas na odpoczynek i obiad. Wieczorem pojechałem w inne miejsce. Tym razem założyłem wobler jaskrawy. Branie znacznie agresywniejsze, hol w miarę możliwości siłowy, bo w końcu co mam do stracenia, swoje złowiłem. Wbrew pozorom ryba broniła się dość długo, ale w końcu i ona trafiła do podbieraka. Dość sprytnie, bo nie była jeszcze zmęczona. Po prostu chciała przepłynąć obok mojej nogi : ) Większa od pierwszej, mniejsza od drugiej, stawiam na 75cm.
P7295140 — kopia.JPG 63,73 KB
41 Ilość pobrań
P7295146.JPG 49,07 KB
41 Ilość pobrań
Wieczorem chciałem jeszcze dołowić sandacza lub suma, ale nie można mieć wszystkiego. Zanotowałem jedynie aktywność dużych boleni, jednak te pozostały nieuchwytne. Koło 23.00 odpuściłem.
W niedziele szło mi dość opornie. Zdecydowanie więcej słońca, wypitej wody i oddanych rzutów. Z pewnego letargu wyrwało mnie szarpnięcie i dość agresywny odjazd rynną w dół rzeki i ….nagle poczułem luz. Tego się nie spodziewałem. Albo brzana ciachnęła płetwą, albo co bardziej prawdopodobne sum zastosował tarkę. Nie chciał grubej baryłki, a połakomił się na malutkiego kiełbika. Szkoda.
Kolejną niespodzianką był okoń, taki ze 30cm. Chciałem zdjąć grasującego na płyciźnie bolka i w pierwszym rzucie trafił się on, na spirita. Jak się pewnie domyślacie, tego bolenia już nie złowiłem.
Mój czas dobiegał końca, ale przed powrotem chciałem odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Bardzo je lubię i gdy jestem okolicy staram się mu poświęcić chociaż 40 min. Tak też było i tym razem, za co w nagrodę otrzymałem brzanę. Na długość mniej więcej jak pierwsza, tylko jakaś taka chudsza i chyba najsłabsza. Również branie było delikatniejsze. Jedynie puknęła w przytrzymanego w nurcie woblera.
P7305161.JPG 50,3 KB
40 Ilość pobrań
P7305165.JPG 33,92 KB 40 Ilość pobrań
Zostało jeszcze tylko kilka minut. Gdy już myślałem o końcu łowienia nastąpiło branie - w najsilniejszym nurcie, na przeciążoną baryłkę. Ostatnia niespodzianka, jaź. Mimo niewielkiego rozmiaru (41cm) bardzo silny. Walczył lepiej niż nie jeden pięćdziesiątak.
P7305166.JPG 70,53 KB
40 Ilość pobrań
Więcej już nie rzucałem. Uznałem, że wystarczy. Rybki złowione, baterie naładowane. Czas posiedzieć trochę u rodziny, a potem wracać do Stolicy. Składając powoli wędkę w myślach zawędrowałem nad lewy brzeg Wisły. Ciekawe jak tam wyniki?
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 31 lipiec 2017 - 21:45