Co dla wędkarza w Szwecji jest najważniejsze?
Coś co sprawia, że czuje satysfakcję, ulgę, co poprawia komfort łowienia i zwiększa niewątpliwie wędkarską koncentrację?
Wiadomo. Toaleta. W naszych wojażach po Szwecji, wcześniej, czy później znajdziecie wynalazek diabła o nazwie electrical toilet, lub dry toilet.
W teorii wszystko jest piękne, zamiast kanalizacji, kopania w szwedzkiej skale szamba, Szwed za 18 tyś. zł kupuje to ustrojstwo, podłącza prąd i rurę kominową na zewnątrz i myśli, że zrobił Wam dobrze.
Nie przewidział jednak, że jego gośćmi będą wieśniaki z Koźla, czyi ja z szanowną małżonką
Zaczęło się dobrze: wykładasz serwetkę, robisz, co masz zrobić, machasz wajchą, i to co oddałeś z siebie najlepszego spada do komory. Teraz wystarczy nacisnąć przycisk small, lub big. Przyciski dodatkowo oznaczone ikonkami, które bez względu na znajomość szwedzkiego sprawią, że nie będziecie mieli wątpliwości co nacisnąć. Po naciśnięciu wasz udział się kończy, należy pozwolić działać kosmicznej technologii NASA.
Tylko, że nie zawsze. Pierwsze użycie było fajne, przez szparkę widziałem ognie piekielne, które spalały wszystko w komorze. Schody zaczęły się przy drugim użyciu. Na monitorku wyskoczył napis: heating time approximatelly 4200 min. Zdenerwowany nie policzyłem ile to godzin, ale wyszło mi, że po takim czasie spalania to spalę toaletę, domek, sąsiednią wioskę i tysiąc hektarów okalających nas lasów. Wyłączam toaletę z prądu, nic to nie daje. Diabelstwo działa dalej. Lecę, więc po pomoc do sąsiada. Miły Szwed, jak zacząłem mu tłumaczyć o co chodzi i prosić o pomoc okazał się poliglotą. Znał znaczenie słów: electric toilet i z dumą zaprosił mnie do łazienki i pokazał, że też taką ma. Na tym jego znajomość angielskiego się skończyła...
Biegnę do kolejnego, ten z angielską flegmą, łamanym angielskim mi mówi: zjem kolację i za godzinę podejdę. Chłopie, myślę sobie, za godzinę to będzie wypalona dziura do Australii, czy co tam jest pod Szwecją. W tym momencie dostaję telefon od żony i jej krzyk:
- w łazience coś głośno wybuchło, a na jakimś zegarze pokazuje 350 stopni.
Mówię więc do Szweda: jeśli kiedykolwiek jeszcze chcesz zjeść kolację w tych pięknych okolicznościach przyrody to masz ostatnią szansę przed wybuchem atomowym w mojej toalecie.
Biegniemy razem. W drzwiach wita mnie żona, blada jak ściana, ale ewidentnie żywa. Wpadamy do łazienki. Wybuch okazał się uruchomioną pompą od wody, a 350 stopni C okazało się 350 kPa ciśnieniem w kompresorze...
Toaleta pokazuje jednak dalej informację, że będzie palić do dnia sądu ostatecznego. Szwed okazuje się inżynierem geniuszem. Za pomocą tylnego przycisku restartuje toaletę. Wszystko wraca do normy. Ja się też uspokajam i przypominam sobie, że słowo heating to nie to samo co słowo burning. Toaleta działa na zasadzie: bardzo długo heating, krótko burning i znów długo cooling. Uratowani od eksplozji skupiamy się na rybach.
CDN, lub nie nastąpi, zależy czy choć pies z kulawą nogą wyrazi zainteresowanie
Użytkownik Yelcyn edytował ten post 08 wrzesień 2024 - 08:42