Mały offtop sucharowy - Czemu jest przegroda w nosie? Żeby nie kusiło.
A wracając do ad remu, czytając ten wątek coraz bardziej rzuca mi się w oczy zaufanie do technologii, przy jednoczesnym zapominaniu o najważniejszym. Póki co to nie samochód jedzie, tylko my jedziemy samochodem. To od nas w największym stopniu zależy bezpieczeństwo nasze i innych.
Bardzo dużo mi dało krótkie kilkugodzinne szkolenie z jazdy, zachowania się w sytuacja awaryjnych, również na płycie poślizgowej. A najbardziej utkwił jeden drobiazg. Właśnie na płycie poślizgowej miałem porównanie kierownika samochodu konstrukcyjnie z lat 90tych, poza ABSem nie posiadającego żadnych systemów kontroli trakcji, na kiepskich zimówkach, robiącego rocznie poniżej 30tys. km i kierownika wszystkomającego samochodu projektowanego ze 20 lat później, na dobrych zimówkach i robiącego przebiegi roczne rzędu kilkuset kilometrów. I wiecie co? W symulacji sytuacji awaryjnej na śliskim obaj walili w przeszkodę z podobną częstotliwością. Uświadomiło mi to skrzętnie pomijany fakt - to wkładka mięsna w samochodzie jest najsłabszym elementem.
Koronny argument fanatyków opon zimowych, to co to będzie jak ten jeden jedyny raz zdarzy się hamowanie na śniegu przy dużej prędkości?
1. Nie zapierda..j na śliskim, bo nawet jeśli masz super samochód
a ) on i tak w miejscu nie stanie
b ) często wtedy jest ograniczona widoczność, wydłużony czas reakcji i nawet jak ty zdążysz ten za tobą już niekoniecznie
2. Przećwicz wcześniej manewry w sytuacjach awaryjnych, naucz się co w takiej sytuacji robić, poznaj swój samochód.
3. Jak nie musisz, nie jedź. W większości przypadków naprawdę świat się nie zawali, jeśli poczekasz pół dnia, aż odśnieżą drogę.
Miałem w życiu kilka sytuacji kiedy byłem naprawdę posrany ze strachu na śliskim, jedną z nich była gołoledź nocą na odcinku około 100 kilometrów, warstwa gładkiego lodu, na którą wciąż padał zamarzający deszcz, miałem wtedy opony zimowe, jednak w tych warunkach żadna opona nie będzie dobra (na kolce było za mało lodu), a pozostałe to kiedy śnieg mnie zaskoczył z założonymi oponami letnimi.
Wnioski, które mi się po kilkunastu latach jazdy wyciągnąłem i po trzydziestu nie zmieniam.
W opcji jeżdżę dużo i muszę jeździć w każdej pogodzie to - dwa komplety kół i zmienianie ich nie 2 razy w roku, a w zależności od warunków tyle razy, ile trzeba.
W opcji jeżdżę mało i w razie naprawdę złych warunków mogę jazdę sobie odpuścić, choćby biorąc urlop na żądanie, warunki zimowe na drodze nie trwają kilka miesięcy, a zdarzają się kilka-kilkanaście dni w roku, do rozważenia są opony jedne na cały rok.
A najważniejszy to - żadna opona nie jest magiczną tarczą chroniącą mnie przed złem całego świata. Znacznie więcej dadzą umiejętności i dostosowanie jazdy do warunków na drodze. Co szczególnie polecam panom, którzy piszą - ja to spoko sobie radzę na wielosezonowych, ale żona to już w żadnym wypadku. Może warto zafundować żonie kurs doszkalający z jazdy w trudnych warunkach? Albo pójść we dwoje?
Jak również bardzo polecam taki kurs, tym którzy uważają, że mając dobry samochód i dobre opony są bezpieczni i mogą zapierdzielać, ile silnik pozwala.
Edyta:
Może mi ktoś wytłumaczyć w jaki sposób napęd na cztery koła ma przewagę nad napędem na jedną oś w kwestii drogi hamowania? Najlepiej w sposób z grubsza zgodny z prawami fizyki i w miarę łopatologicznie, żebym był w stanie zrozumieć.
Użytkownik witeg edytował ten post 20 marzec 2023 - 10:46