Trzy dni temu wróciłem z seszeli ( tydzień na katamaranie) jigging i popping -wyprawa życia. Jest jednak jedno wielkie ALE… jeśli raz spróbujesz pelagic fishing- w Polsce już się nie odnajdziesz…
A ja się nie zgodzę. Oczywiście wielkość, ilość i waleczność ryb to zupełnie co innego, ale łowienia w "swojej" wodzie tamtejsze mi nie zastąpią. Ja nigdy nie będę się czuł tak spełniony na zagranicznej wodzie, jak po kilku nocach nad Wisłą. Tutaj jestem u siebie, znam rytm przyrody, tropię te ryby, każdy sukces jest wypracowany, a ja czuję jedność z otoczeniem. Na Karaibach czułem się trochę jak na paszokach, przez udział przewodnika i wynajętej łodzi to było doświadczenie czysto komercyjne. Musiałbym się tam przeprowadzić, całkowicie usamodzielnić i wrosnąć w przyrodę, żeby te wielkie ryby skutecznie zastąpiły moja wodę.
Oczywiście przygoda jest warta doświadczenia, to nie tak, że "za granicą się nie liczy". Tylko zwracam uwagę, że dla romantycznych wędkarzy to doświadczenie nie da się przełożyć jeden do jednego na nasze wody. To zupełnie inna rzecz, wykraczającą daleko poza same ryby jako takie.
Użytkownik Dziad Wodny edytował ten post 03 grudzień 2023 - 18:20