Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Który chwytak kupić?

catch and release catch&release

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
295 odpowiedzi w tym temacie

#161 OFFLINE   jbk

jbk

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1278 postów
  • LokalizacjaKętrzyn , Meolo(I)
  • Imię:Jarosław
  • Nazwisko:Balik

Napisano 29 maj 2013 - 09:35

U mnie sprawa jest prosta. Od tego roku na większości łowisk jest zabroniony. W obawie o dłonie używam rękawicy.

#162 OFFLINE   platynowłosy

platynowłosy

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1274 postów
  • LokalizacjaWarszawa

Napisano 29 maj 2013 - 09:38

Witam Panowie

 

 

Sporo prawdy w tym co Raziel napisał

Ja chwytak kupiłem niedawno jako awaryjne rozwiązanie przy łowieniu w oceanie, głównie z kajaka. Szczerze powiedziawszy bardziej to widzę przy wypuszczaniu ryby, gdy jest ona w wodzie, niż do wyciągania czy prezentowania na foto. Ale, raz ze ryby o wiele mniejsze, dwa ze mniej głupich pomysłów miewają po złowieniu niż szczupaki. W łowieniu szczupaków bardzo szybko podziękowałem za to rozwiązanie, widząc jak demoluje ich pyski.

Zdecydowanie NIE dla chwytaków przy szczupakach.

Witam Panowie

 

Potwierdzam słowa Kuby. Odszedłem od chwytaków, mimo, że jeszcze niedawno sam na taki polowałem.

Zdarza się szczupak który musi oprzytomnieć po holu. Nawet najbardziej humanitarnym. Chwyt za ogon  i pod brzuch nie zawsze, przynajmniej mnie, się udawał....

Zapinam zębatego za szczękę i prowadzę w wodzie. Paszczę ma otwartą, woda skutecznie go dotlenia. Kiedy jest gotowy, odpinam i zębaty odpływa..

I jeszcze jedno. Miałem taki szeroki chwytak Rapali.. Powiem tylko..masakra..

 

Pozdrawiam

Alek



#163 OFFLINE   pitt

pitt

    Jadę na ryby ... na zawsze

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 9353 postów

Napisano 29 maj 2013 - 09:39

pomimo, ze temat byl tyle razy walkowany, nawet kilka tygodni temu, to warto od czasu do czasu wywolac wilka z lasu, chociazby po to, zeby uswiadomic nieswiadomych :)



#164 OFFLINE   Dienekes

Dienekes

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 2272 postów
  • LokalizacjaSyreni Gród/ Jadwisin
  • Imię:Radosław

Napisano 29 maj 2013 - 09:40

Ten temat wraca na forum niczym bumerang. Nie tak dawno Pitt wklejał sznurek do stronki, dla osób o przytępionej wyobraźni, obrazujący do czego prowadzi posługiwanie się tym wynalazkiem. Zdaje się, niezależnie od doświadczenia i umiejętności wędkarza...

 

Padło tam fajne stwierdzenie, które zapewne wywołało burzę i wywoła kolejne. Oto jego parafraza: nie potrafisz podbierać szczupaków w sposób, którzy jest dla nich najwzględniejszy? Zacznij łowić inne ryby :lol:

 

Dla wydelikaconych chłoptasiów, a wiem, że są tu tacy  :D , polecam rękawicę, niekoniecznie kewlarową  :rolleyes:  W sytuacjach realnego zagrożenia kotwicami pozostaje zaś stary dobry podbierak lub kołyska, do zrobienia której przymierzam się już od pewnego czasu  ;) 

 

Ps. O narzędziach tortur fińskiej marki lepiej nie wspominać, coby im reklamy nie robić.


  • Guzu lubi to

#165 OFFLINE   pitt

pitt

    Jadę na ryby ... na zawsze

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 9353 postów

Napisano 29 maj 2013 - 09:41

voilà http://jerkbait.pl/topic/22988-chwytak-obrotowy/page-3?hl=chwytak :)



#166 OFFLINE   krzysiek

krzysiek

    Ekspert

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 6187 postów
  • Imię:Krzysztof

Napisano 29 maj 2013 - 10:54

 A z chwytaka należy umieć korzystać

 

Przy umiejętnym korzystaniu ryzyko perforacji jest bardzo duże, przy średnich, żwawych rybach jest prawie pewne. Strach pomyśleć, co się dzieje, jak ktoś nie umie  :(  Ja w tym roku postanowiłem korzystać wyłącznie z mojego K-Dona.



#167 OFFLINE   robert.bednarczyk

robert.bednarczyk

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 2064 postów
  • Lokalizacjalubelskie
  • Imię:Robert

Napisano 29 maj 2013 - 10:58

Witam. Zdecydowanie przyłączam się do głosu przeciwników tego dziwnego urządzenia. Przyznaję, że po powrocie do wędkarstwa w ub. roku (po wieloletniej przerwie) kupiłem chwytak "Rapali" i nawet raz czy dwa go użyłem. Po tych doświadczeniach wniosek jest prosty - nigdy więcej. Nie jestem jakiś szczagólnie wrażliwy ale nie zamierzam wiecej katować ryby, dziurawiąc przy okazji jej dolną szczękę. Uważam, że należy tego zakazać, nawet w przypadku gdy ktoś decyduje się rybe uśmiercić i zabrać. Tyle w temacie.
RB.

#168 OFFLINE   krzysiek

krzysiek

    Ekspert

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 6187 postów
  • Imię:Krzysztof

Napisano 29 maj 2013 - 11:12

Żuchwę, please :)



#169 OFFLINE   platynowłosy

platynowłosy

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1274 postów
  • LokalizacjaWarszawa

Napisano 29 maj 2013 - 15:03

Żuchwę, please :)

Medyk? :)



#170 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 29 maj 2013 - 15:56

1. Rok 1996, wrzesień, Wisła poniżej Goczałkowic. Woda opada po powodzi. Łowię sandacza, który obie szczęki ma rozbite o betonowe zęby poniżej zapory. Górna szczęka jest rozpołowiona na odcinku około 2 cm, dolna (żuchwa ;) ) co najmniej 5 cm. Rany są świeże, krwawiące. Sandacz łyknął twistera bez najmniejszych oporów.

 

2. Na łodzi zawsze staram się mieć chwytak. Ryby, których nie planuję zabrać/sfotografować/są objęte okresem ochronnym/niemiarowe - odczepiam w wodzie. Bez zbędnych ceregieli i wyjmowania z wody ręką czy podbierakiem - dolna szczęka w chwytak, peany i pa pa. 

 

Jakoś tak mam wrażenie, że ścierając śluz podbierakiem czy łapami robię rybie niedźwiedzią przysługę, gorszą niż możliwa rana od chwytaka. I na marginesie, zdarzyło mi się przy wyczepianiu sandacza złamać mu zęba, ale nie przedziurawiłem mu szczęki. A cała operacja przeprowadzona w wodzie ogranicza ilość otarć i urazów.

 

Tak myślę.

Ale cóż, nie jestem nieomylny.



#171 OFFLINE   suli102

suli102

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 468 postów
  • LokalizacjaDerby/Glogow

Napisano 29 maj 2013 - 16:20

Najlepiej tego badziewia wcale nie używać.

#172 OFFLINE   pitt

pitt

    Jadę na ryby ... na zawsze

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 9353 postów

Napisano 29 maj 2013 - 16:27

1. Rok 1996, wrzesień, Wisła poniżej Goczałkowic. Woda opada po powodzi. Łowię sandacza, który obie szczęki ma rozbite o betonowe zęby poniżej zapory. Górna szczęka jest rozpołowiona na odcinku około 2 cm, dolna (żuchwa ;) ) co najmniej 5 cm. Rany są świeże, krwawiące. Sandacz łyknął twistera bez najmniejszych oporów.

 

ale to nie swiadczy o tym, ze chwytaki sa odpowiednimi narzedziami do ladowania ryb, prawda? :)

 

Jakoś tak mam wrażenie, że ścierając śluz podbierakiem czy łapami robię rybie niedźwiedzią przysługę, gorszą niż możliwa rana od chwytaka.

 

takze ta teza, jest wedlug mnie, co najmniej dziwna :)  caly swiat, przepraszam, prawie caly, zaleca ladowanie mokra reka, zeby wlasnie jak najmiej sluzu z ryby zetrzec, a tu prosze, cos calkowicie kontra :)  czytajac takie rzeczy, bez roznicy czyjego autorstwa, bo to akurat to nie gra wiekszej roli, uswiadamiam sobie, ze proby wytlumaczenia czegokolwiek owocuja w ten sam sposob, co zawracanie wisly kijem ... tak, wiem maruda jestem, profesor, czepialski i do tego malkontent ... fruwa mi B)



#173 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 29 maj 2013 - 17:07

1. Rok 1996, wrzesień, Wisła poniżej Goczałkowic. Woda opada po powodzi. Łowię sandacza, który obie szczęki ma rozbite o betonowe zęby poniżej zapory. Górna szczęka jest rozpołowiona na odcinku około 2 cm, dolna (żuchwa ) co najmniej 5 cm. Rany są świeże, krwawiące. Sandacz łyknął twistera bez najmniejszych oporów.



"ale to nie swiadczy o tym, ze chwytaki sa odpowiednimi narzedziami do ladowania ryb, prawda?"

 

Prawda. To świadczy, że zarówno pojęcie bólu, jak i rozległości urazu dla człowieka i ryby to różne pojęcia. I antropomorfizowanie tych pojęć jest bez sensu.

 

 

Jakoś tak mam wrażenie, że ścierając śluz podbierakiem czy łapami robię rybie niedźwiedzią przysługę, gorszą niż możliwa rana od chwytaka.


"takze ta teza, jest wedlug mnie, co najmniej dziwna caly swiat, przepraszam, prawie caly, zaleca ladowanie mokra reka, zeby wlasnie jak najmiej sluzu z ryby zetrzec, a tu prosze, cos calkowicie kontra czytajac takie rzeczy, bez roznicy czyjego autorstwa, bo to akurat to nie gra wiekszej roli, uswiadamiam sobie, ze proby wytlumaczenia czegokolwiek owocuja w ten sam sposob, co zawracanie wisly kijem ... tak, wiem maruda jestem, profesor, czepialski i do tego malkontent ... fruwa mi"

 

Widziałem zdjęcia. Niestety, kolega miał twardy reset i je utracił, a były bardzo ciekawe.

Otóż złowił sandacza 89 cm. Kilka ujęć, piękna ryba. W czasie pozowania upadła na dno łodzi. Czasem tak bywa - w końcu to dzikie zwierzę walczące o życie. Wróciła do wody w niezłej formie.

Dwa tygodnie później jego przyjaciel łowi koło tego samego, bardzo charakterystycznego karcza sandacza 89 cm. Dopuszczam możliwość, że była to inna ryba. W końcu na naszych przełowionych wodach takie same (na długość) ryby, bytujące w tym samym miejscu nie są nieprawdopodobne. Choć może?

Ten drugi sandacz miał postrzępione płetwy, pleśniawkę na brzuchu i koło ogona oraz paskudnie wyglądającą ranę na pysku. Kształt ran bardzo przypominał umiejscowieniem i wielkością dłonie łowcy z pierwszego zdjęcia, a rana na pysku odpowiadała urazowi w czasie upadku. Może przypadek. A jeśli nie?

Dodam, że obaj łowcy "znają się na rzeczy", ryby do suchych łap nie biorą, a i puszczanie metrowych ryb nie jest im obce. 

Wspomniane zdjęcia miały służyć jako ilustracja do artykułu, jednak uszkodzenie dysku zniweczyło te plany.



#174 OFFLINE   pitt

pitt

    Jadę na ryby ... na zawsze

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 9353 postów

Napisano 29 maj 2013 - 17:15

sorry, ale co ma piernik do wiertarki? :)

#175 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9640 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 29 maj 2013 - 17:28

To raz

Dwa, ze obserwacje jakie miałem an rybach w akwa nie potwierdziły wpływu "złego dotyku".

Ani szczupak, anie okoń nie miały z tym problemu, nie raz do czyszczenia je przenosiłem albo mokrą siatką podbieraka albo po prostu w rękach. Bez upadku i uderzenia, co kiedyś tez było opisane, nie było nigdy problemów.



#176 OFFLINE   Fiskare

Fiskare

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 307 postów
  • LokalizacjaMalmö
  • Imię:Maciej

Napisano 29 maj 2013 - 18:18

Miała być konstruktywna dyskusja, a widzę tutaj zebranie przeciwników chwytaka, których żaden argument nie jest w stanie przekonać? Rozumiem, że koledzy każdej rybie przed wypuszczeniem dezynfekują ranę po kotwiczce? Ja używam chwytaka jako jednej z metod trzymania ryby od wielu lat  (a tu gdzie mieszkam pięciokilowy szczupak nie jest specjalnym wyczynem) i nigdy nie zdarzyło mi się uszkodzić pyska w jakiś "straszny" sposób. Musimy w końcu uświadomić sobie że łowienie ryb na wędkę same w sobie jest niehumanitarne. Już łowiectwo i zabijanie zwierząt z broni palnej przysparza w/g mnie mniej cierpień ofierze. Czy zastanawiał się ktoś jaki stres u ryby wywołuje wyjęcie jej z wody na czas potrzebny do zrobienia zdjęcia chociażby? Moim zdaniem niech przeciwnicy chwytaka wyjmują ryby czymkolwiek im sie podoba, ale niech nie demonizują jego szkodliwości. Przypadkowy upadek ryby na dno łodzi z pewnością jest bardziej dla niej szkodliwy niż nawet spore rozcięcie żuchwy.


Użytkownik Jose edytował ten post 30 maj 2013 - 18:08


#177 OFFLINE   Dagon

Dagon

    :P

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 3079 postów
  • LokalizacjaWarszawa

Napisano 29 maj 2013 - 18:46

Przypadkowy upadek na dno łodzi szkodliwy jest, ale też jest, jak zauważyłeś-przypadkowy, nikt normalny nie kozłuje szczupakami w łódce. Używanie chwytaka jest celowe. Co do porównania z łowiectwem to…

…a cholera wie co … jak porównać wypuszczoną, nawet taką po chwytaku rybę do ewidentnie ubitej zwierzyny, daj Boże ubitej celnym strzałem?


Użytkownik Dagon edytował ten post 29 maj 2013 - 18:46


#178 OFFLINE   pitt

pitt

    Jadę na ryby ... na zawsze

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 9353 postów

Napisano 29 maj 2013 - 18:53

Pułkownik usiadł i odchylił się do tyłu, spokojny, szczwany i nagle podejrzanie uprzejmy.

— Co mieliście na myśli — zaczął wolno — mówiąc, że nie możemy was ukarać?
— Kiedy, panie pułkowniku?
— Ja tu zadaję pytania. Wy macie odpowiadać.
— Tak jest, panie pułkowniku. Ja...
— Myśleliście może, że sprowadzono was tu po to, żebyście to wy zadawali pytania, a ja
żebym odpowiadał?
— Nie, panie pułkowniku. Ja...
— Więc po co was tu sprowadzono?
— Żebym odpowiadał na pytania.
— Słusznie, do cholery! — ryknął pułkownik. — A teraz załóżmy, że zaczniecie odpowiadać,
zanim wam urwę wasz cholerny łeb. Więc co, do diabła, mieliście na myśli, wy skurwysynu,
mówiąc, że nie możemy was ukarać?
— Nie sądzę, abym kiedykolwiek wystąpił z podobnym twierdzeniem, panie pułkowniku.
— Głośniej, proszę. Nie słyszę was.
— Tak jest, panie pułkowniku. Ja...
— Proszę głośniej. Pan pułkownik was nie słyszy.
— Tak jest, panie pułkowniku. Ja...
— Metcalf.
— Słucham, panie pułkowniku.
— Czy nie mówiłem wam, żebyście stulili ten swój głupi pysk?
— Tak jest, panie pułkowniku.
— Na drugi raz, kiedy wam powiem, żebyście stulili swój głupi pysk, to stulcie swój głupi
pysk. Zrozumiano? A wy może uprzejmie odpowiecie. Nie słyszę was.
— Tak jest, panie pułkowniku. Ja...
— Metcalf, czy to wasza noga?
— Nie, panie pułkowniku. To pewnie noga porucznika Scheisskopfa.
— To nie moja noga — powiedział porucznik Scheisskopf.
— W takim razie możliwe, że to jednak moja noga — powiedział major Metcalf.
— Zabierzcie ją.
— Tak jest, panie pułkowniku. Ale pan pułkownik musi najpierw zabrać swoją nogę. Pan
pułkownik postawił ją na mojej.
— Każecie mi zabrać nogę?
— Nie, panie pułkowniku. Ależ skąd, panie pułkowniku.
— Więc zabierzcie nogę i stulcie ten swój głupi pysk. A wy może uprzejmie odpowiecie.
Nadal was nie słyszę.
— Tak jest, panie pułkowniku. Powiedziałem, że nie powiedziałem, że nie można mnie
ukarać.
— O czym wy, u diabła, mówicie?
— Odpowiadam na pytanie pana pułkownika, panie pułkowniku.
— Jakie pytanie?
— “Co, u diabła, mieliście na myśli, wy skurwysynu, mówiąc, że nie możemy was ukarać?"
— odczytał ze swego protokołu kapral, który umiał stenografować.
— W porządku — powiedział pułkownik. — Więc co, u diabła, mieliście na myśli?
— Wcale nie mówiłem, że nie można mnie ukarać.
— Kiedy?
— Co kiedy, panie pułkowniku?
— Znowu zaczynacie zadawać mi pytania.
— Przepraszam, panie pułkowniku. Obawiam się, że nie rozumiem pytania.
— Kiedy nie powiedzieliście, że nie możemy was ukarać? Nie rozumiecie pytania?
— Nie, panie pułkowniku. Nie rozumiem.
— Już to słyszeliśmy. A teraz może byście odpowiedzieli na moje pytanie.
— Jak mogę odpowiedzieć, kiedy go nie rozumiem?
— Znowu zadajecie mi pytania.
— Przepraszam, panie pułkowniku, ale nie wiem, co odpowiedzieć. Nie powiedziałem, że nie
można mnie ukarać.
— Pytam was, kiedy nie powiedzieliście, że nie możemy was ukarać? Clevinger wziął
głęboki oddech.
— Nigdy nie mówiłem, że nie można mnie ukarać, panie pułkowniku.
— No, nareszcie, panie Clevinger, tyle że to bezczelne kłamstwo. A wczoraj wieczorem w
latrynie? Czy nie szeptaliście, że nie możemy was ukarać, do tego drugiego cholernego
skurwysyna, którego nie lubimy? Jak on się nazywa?
— Yossarian, panie pułkowniku — odpowiedział porucznik Scheisskopf.
— Tak, Yossarian. Słusznie. Yossarian. Jaki znowu Yossarian? Czy to jego nazwisko?
Yossarian? Co to za nazwisko, do cholery?
Porucznik Scheisskopf miał wszystkie fakty w małym palcu.
— To nazwisko Yossariana — wyjaśnił.
— Tak, słusznie. Więc nie szepnęliście do Yossariana, że nie możemy was ukarać?
— Nie, panie pułkowniku. Szepnąłem tylko, że nie można uznać mnie winnym...
— Widocznie jestem tępy — przerwał mu pułkownik — bo nie widzę tu żadnej różnicy. Tak,
muszę być bardzo tępy, bo nie widzę najmniejszej różnicy.
— Ja...
— Wiem, jesteście strasznie pyskatym skurwysynem. Czy to chcieliście powiedzieć? Nikt
was nie prosił o wyjaśnienia, a wy chcecie wyjaśniać. Stwierdzałem fakt, a nie prosiłem o
wyjaśnienia. Jesteście pyskatym skurwysynem czy nie?
— Nie, panie pułkowniku.
— Nie? Zarzucacie mi kłamstwo?
— Ależ nie, panie pułkowniku.
— To znaczy, że jesteście pyskatym skurwysynem?
— Nie, panie pułkowniku.
— Chcecie mnie wciągnąć w bójkę?
— Nie, panie pułkowniku.
— Więc jesteście pyskatym skurwysynem?
— Nie, panie pułkowniku.
— Do cholery, widzę, że jednak chcecie bójki. Za marne dwa centy gotów jestem
przeskoczyć przez ten cholerny stół i rozerwać wasze tchórzliwe ciało na strzępy, wy
śmierdzielu.
— Niech pan to zrobi! Niech pan to zrobi! — zapiał major Metcolf.
— Metcolf, wy skurwysyński śmierdzielu! Czy nie mówiłem, żebyście stulili swój
śmierdzący, tchórzliwy, głupi pysk?
— Tak jest, panie pułkowniku. Przepraszam, panie pułkowniku.
— Więc słuchajcie tego, co do was mówię.
— Próbowałem tylko uczyć się od pana pułkownika. Jedyny sposób, żeby się czegoś nauczyć,
to próbować.
— Kto tak powiedział?
— Wszyscy tak mówią, panie pułkowniku. Nawet porucznik Scheisskopf tak mówi.
— Czy to prawda?
— Tak jest, panie pułkowniku — odpowiedział porucznik Scheisskopf. — Ale to nie jest
tylko moje zdanie.
— W porządku, Metcalf. Umówmy się więc, że spróbujecie trzymać ten swój głupi pysk na
kłódkę i może w ten sposób nauczycie się, jak się to robi. Na czym to stanęliśmy?
Przeczytajcie mi ostatnie zdanie.
— Przeczytajcie mi ostatnie zdanie — odczytał kapral, który umiał stenografować.
— Nie moje ostatnie zdanie, idioto! — ryknął pułkownik.
— Przeczytajcie mi ostatnie zdanie — odczytał kapral.
— To jest znowu moje zdanie! — wrzasnął pułkownik purpurowiejąc z wściekłości.
— Ależ nie, panie pułkowniku — sprostował kapral. — To jest moje ostatnie zdanie.
Odczytałem je panu pułkownikowi przed chwilą. Czy pan pułkownik zapomniał? To było
przed chwilą.
— Na Boga! Przeczytajcie mi jego ostatnie zdanie, idioto. Powiedzcie, jak wy się, u diabła,
nazywacie?
— Popinjay, panie pułkowniku.
— Wy będziecie następni, Popinjay. Jak tylko zakończymy jego sprawę, zajmiemy się wami.
— Tak jest, panie pułkowniku. O co zostanę oskarżony?
— A co to za różnica, do cholery? Słyszycie, o co on mnie pyta? Dowiecie się, Popinjay,
dowiecie się, tylko skończymy z Clevingerem. Podchorąży Clevinger... Jesteście podchorąży
Clevinger, a nie Popinjay, prawda?
— Tak jest, panie pułkowniku.
— W porządku. Co...
— To ja jestem Popinjay, panie pułkowniku.
— Popinjay, czy wasz ojciec jest milionerem albo senatorem?
— Nie, panie pułkowniku.
— No to wpadliście jak śliwka w gówno, Popinjay. A może wasz ojciec jest generałem albo
wyższym urzędnikiem państwowym?
— Nie, panie pułkowniku.
— To dobrze. A co robi wasz ojciec?
— Nie żyje, panie pułkowniku.
— To bardzo dobrze. W takim razie wpadliście naprawdę, Popinjay. Czy Popinjay to wasze
prawdziwe nazwisko? Coś mi się tu nie podoba. Cóż to za nazwisko, u diabła?
— To nazwisko Popinjaya, panie pułkowniku — wyjaśnił porucznik Scheisskopf.
— Nie podoba mi się wasze nazwisko, Popinjay, i nie mogę się doczekać, kiedy rozerwę to
wasze śmierdzące, tchórzliwe ciało na strzępy. Podchorąży Clevinger, może uprzejmie
powtórzycie, co, u diabła, szepnęliście czy też nie szepnęliście do Yossariana wczoraj późnym
wieczorem w latrynie?
— Tak jest, panie pułkowniku. Powiedziałem, że nie można uznać mnie winnym...
— Od tego zaczniemy. Uściślijcie, co mieliście na myśli, podchorąży Clevinger, mówiąc, że
nie możemy uznać was winnym?
— Nie mówiłem, że nie można uznać mnie winnym, panie pułkowniku.
— Kiedy?
— Co kiedy, panie pułkowniku?
— Do cholery, znowu zaczynacie?
— Nie, panie pułkowniku. Przepraszam, panie pułkowniku.
— No to odpowiadajcie na pytania. Kiedy nie powiedzieliście, że nie możemy uznać was
winnym?
— Wczoraj późnym wieczorem w latrynie, panie pułkowniku.
— Czy to był jedyny wypadek, kiedy tego nie powiedzieliście?
— Nie, panie pułkowniku. Ja nigdy nie mówiłem, że nie można uznać mnie winnym.
Powiedziałem tylko do Yossariana...
— Nikt was nie pytał, co powiedzieliście do Yossariana. Pytaliśmy was o to, czego nie
powiedzieliście. To, co mówiliście do Yossariana, zupełnie nas nie interesuje. Czy to jasne?
— Tak jest, panie pułkowniku.
— No to możemy iść dalej. Co powiedzieliście do Yossariana?
— Powiedziałem, panie pułkowniku, że nie można uznać mnie winnym przestępstwa, o które
zostałem oskarżony, nie obrażając...
— Kogo? Co tam mamroczecie?
— Przestańcie mamrotać.
— Tak jest.
— I mamroczcie “panie majorze", kiedy do mnie mamroczecie.
— Metcalf, wy skurwysynu!
— Tak jest, panie pułkowniku — wymamrotał Clevinger. — Sprawiedliwości. Że nie można
uznać mnie...
— Sprawiedliwości? — zdumiał się pułkownik. — Co to jest sprawiedliwość?
— Sprawiedliwość, panie pułkowniku...
— To nie jest sprawiedliwość — powiedział zjadliwie pułkownik i znowu zaczął walić w stół
swoją potężną pięścią. — To jest marksizm. Ja wam powiem, co to jest sprawiedliwość.
Sprawiedliwość to kolanem w brzuch z ziemi w zęby w nocy skrycie nożem z góry w dół na
magazyn okrętu przez worki z piaskiem wobec przeważającej siły
w ciemnościach bez słowa ostrzeżenia. Za gardło. Oto, czym jest sprawiedliwość, kiedy
musimy być twardzi i niezłomni, aby stawić czoło szkopom. Z biodra. Rozumiecie?
— Nie, panie pułkowniku.
— Przestańcie z tym “panie pułkowniku"!
— Tak jest, panie pułkowniku.
— I mówcie “panie pułkowniku" — rozkazał major Metcalf.


  • Kuba Standera, Andrzej Stanek, Dagon i 1 inna osoba lubią to

#179 OFFLINE   gulf

gulf

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 2700 postów
  • LokalizacjaRoztocze
  • Imię:Mateusz

Napisano 29 maj 2013 - 18:58

Nigdy nie miałem tego urządzenia . Czy źle się "podbiera" czy nie , to nigdy nie słyszałem żeby podbierak rozerwał rybce mordkie na pół :)  A to coś rozrywa <_<


  • Dagon i Dienekes lubią to

#180 OFFLINE   Dienekes

Dienekes

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 2272 postów
  • LokalizacjaSyreni Gród/ Jadwisin
  • Imię:Radosław

Napisano 29 maj 2013 - 18:59

Trudno przekonać kogoś "argumentem", który nim w istocie nie jest :rolleyes: Zwłaszcza popadanie ze skrajności w skrajność doskonale wpisuje się w retorykę (wybaczcie przerost formy nad treścią) zwolenników chwytaków i zdaje się być ich ulubionym "argumentem" właśnie. 

 

Tak w telegraficznym skrócie, bo na walkę z wiatrakami nie przewiduję zbyt wiele czasu: to, że ryba z rozwalonym pyskiem jest w stanie żerować nie oznacza, że można jej ów pysk rozwalać, zarówno w zamiarze bezpośrednim, jak i ewentualnym. To po pierwsze.

 

Po drugie, to, że wędkarstwo, samo w sobie, nierozerwalnie (złe słowo celowo dobrane) związane z zadawaniem rybom ran kłutych, nie jest najbardziej etycznym zajęciem, nie oznacza, że wędkarz zwolniony jest z myślenia nad konsekwencjami swych działań (w tym użycia akcesoriów, które do skutecznego łowienia ryb są najzwyczajniej zbędne). A contrario, nowocześni hobbyści powinni skłaniać się ku ograniczeniu czynności, które mogą zaszkodzić rybie.

 

Jeśli mimo pełnej świadomości zagrożeń związanych z chwytakiem ktoś wciąż decyduje się z niego korzystać - jego, w większości łowisk, prawo. Jednak ze współczesnym wędkarstwem niewiele ma to wspólnego.

 

Innymi słowy - wędkarz ryby bez haczyka nie złowi (mowa o gatunkach występujących naturalnie w Polsce), natomiast bez chwytaka, owszem.

 

Wszelkie propozycje dotyczące oglądania programów przyrodniczych są więc idiotyczne, jako niestanowiące alternatywy względem wędkarstwa, jaką jest podebranie ryby ręką lub podbierakiem względem chwytaka.


Użytkownik Dienekes edytował ten post 29 maj 2013 - 19:01

  • Dagon lubi to





Również z jednym lub większą ilością słów kluczowych: catch and release, catch&release