Nie wypowiem się na temat łowienia pstrągów bo sm uważam, że jeszcze za mało potrafię. Natomiast w kwestii butów i owszem.
Z powodu braku samochodu często przemieszczam się komunikacją zbiorową i noszę cały dobytek na krzywych plecach. Po całym dniu pstrągowania odczuwam to co najmniej jako dyskomfort. Dlatego pomysł odchudzenia mojego sprzętu o parę butów jest nie do pogardzenia. Kiedyś to uczyniłem. Było fajnie, lato w pełni, brzegi suche i się dało.
Zadowolony byłem do czasu. Padający deszcz, rosa, nieznane odcinki rzeki i... mokro, czuję mokro, mokro czuję...
Ktoś może napisać, że w takim przypadku można mieć nieprzemakalne spodnie, takowe buty itd. Ano można, ale podejść dwa kroki w rzece by odczepić przynętę wiszącą na zaczepie już się nie da.
Epilog (

)
Zabieram ze sobą wodery, które wiele spraw załatwiają. Gdybym miał samochód zaparkowany blisko rzeki którą znam doskonale i warunki by na to pozwalały z chęcią chodziłbym w samych trampkach (tak zresztą też robiłem w zeszłym roku nad Bobrem jeden dzień). Niech każdy chodzi tak jak mu wygodnie.
Pamiętam opowieści pstrągarzy jak to było dawno temu. Mieli buty do brodzenia w których robili otworki by woda miała jak wyciekać jak wychodzili z wody. Robili tak bo buty i tak szczelne nie były

.