Przeczytałem cały wątek i zacznę od tego, że nie mogę (niestety) zadeklarować się jako wędkarz stosujący C&R bądź "no kill" by byłbym hipokrytą. Wynika to stąd, że w sezonach 2012 i 2013 zabrałem z wód PZW dwa szczupaki (po jednym w każdego roku). W tym roku mam mocne postanowienie, że tego nie zrobię, ale dopiero jeśli na 31 grudnia 2014 r. to założenie zrealizuję, będę mógł powiedzieć o sobie, że wszedłem do klubu.
Propagowanie C&R uważam za bardzo słuszne i szlachetne, tak ze względów praktycznych jak i humanitarnych, a Kolegów, którzy te ideę wyznają darzę ogromnym szacunkiem.
Nie zamierzam jednak w najmniejszym stopniu piętnować etycznych wędkarzy, którzy w zgodzie z postanowieniami regulaminu, czasem zabiorą rybę (na marginesie jestem za radykalnym ograniczeniem limitów i wprowadzeniem wymiarów widełkowych), jednak będę do nich apelował by przemyśleli temat ..... Jeśli owe apele lub, co bardziej prawdopodobne, radykalne rozwiązanie prawne (np całkowity zakaz zabierania ryb) miałyby doprowadzić do do istotnego ograniczenia liczby wędkarzy w Polsce, a co za tym idzie zmniejszenia ich aktywności na wodą, to wypadałoby się zastanowić na konsekwencjami takiego zjawiska. Na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji pozwolę sobie postawić tezę, że jedynym naturalnym, powszechnie występującym wrogiem kłusownika na polskich wodach jest wędkarz. Gdy ten jest nad wodą "kłusol" siedzi w domu, albo za miedzą i czeka dogodnej chwili. Gdy wędkarz wkracza w jego "rewir" rżnie głupa i udaje, że po prostu spaceruje na rzeką w odludnym miejscu (mój przypadek sprzed niespełna miesiąca). Tak więc, w moim przekonaniu, jeśli na skutek prawnego wymogu "no kill" znikną wędkarze to może i na chwilę rybostan sie poprawi, jednak sukcesywnie przybywać będzie kłusowników. Nikt mi nie wytłumaczy, że wraz ze spadkiem liczby wędkarzy będzie rosła aktywność PSR, SSR i Policji, a służby te skutecznie zapobiegną temu zjawisku.
Oczywiśnie nie zamierzam lamentować nad tymi "pseudowędkarzami", którzy idą nad wodę po rybie mięso i maja w d..... wszelkie limity i ograniczenia - dla mnie to nie są wędkarze tylko kłusownicy tyle, że stosujący wędkę zamiast "elektryki".
Podobnie jak niektórzy z moich przedmówców w tym temacie, nie uważam by za kiepski stan rybostanu polskich wód odpowiadali wędkarze, którzy czasem zabieraja ryby. Problemem są przede wszystkim zanieczyszczenia wód, których konsekwencje ciągną się przez dziesiątki lat, fatalne pomysły przy różnych "hydro-inwestycjach", idiotyczna gospodarka rybacka, oraz kłusownictwo na skalę niemal hurtową (przykład - niektóre jeziora mazurskie)...., a wędkarze konsumenci rybiego mięsa, są wg mnie dość daleko z tyłu.
Szanowni Koledzy - często padają przykłady innych krajów, w których woda czysta i ryb mnóstwo - zwróćcie uwagę, że to kraje bogate, w których przeciętny obywatel nawet nie pomyśli by nałowić ryb na kolację. A gdzie my jesteśmy w porównaniu z taką Szwecją, Norwegią czy Holandią ? - w czarnej d...... I jeszcze jeden istotny aspekt - wskazane kraje stroją na bardzo wysokim poziomie rozwoju cywilizacyjnego także dzięki poszanowaniu dla prawa. A w jaki sposób wymagać poszanowania prawa w Polsce od przeciętnego obywatela, skoro niemal otwarcie, publicznie drwią z niego przedstawiciele "elit" rządzacych ?
Na koniec jeszcze jedna refleksja - bardzo sie boję, że idea C&R czy "no kill", zwłaszcza gdy dać jej postać obowiązującego prawa stanie się poczatkiem końca wędkarstwa w ogóle. Nie trudno wyobrazić sobie tezy różnych ekologów, etyków, filozofów i wszelkiej innej maści "naprawiaczy rzeczywistości", którzy zapytaja nas - dlaczego przysparzamy rybie cierpień wbijajac w nią hak i wywlekając z wody, skoro nie chcemy jej upolować ? Póki C&R będzie humanitarnym aktem łaski dla przechytrzonego ale szanowanego przeciwnika, może damy się jakoś radę obronić, ale w przeciwnym wypadku......
Na koniec - żeby było jasne. Chcę być w klubie C&R, póki co w sezonie 2014 jestem i zamierzam tę ideę propagować, co nie zmienia faktu, że pewne watpliwości mam.
Serdeczności. Robert.