hahaha na etykę i moralności się wam zebrało...
Rozważanie czy wędkarstwo samo w sobie jest etyczne czy nie, nie ma więskzego sensu, bo z marszu musielibyśmy szukać nowego hobby. Jeśli przyjmiemy, że rybactwo (czyli mniej lub bardziej zawodowe pozyskiwanie rybiego mięsa) jest odpowiednikiem hodowli, a kiedyś w przeszłości łowiectwa, to konieczne staje się zdefiniowania wędkarstwa. We współczesnym wykonaniu jest to hobby lub szeroko rozumiany sport, który będąc głeboko osadzony w interakcjach z żywymi istotami otaczającej nas przyrody, wywiera na nich mniejsze lub większe piętno. Wydawało mi się, że jest to oczywiste. W idealnym świecie, żyjąc w pełnej harmonii z naturą, pewnie nie łowilibyśmy dla frajdy łowienia, tylko ewentualnie dla zdobycia pokarmu, a naszym hobby byłoby uganianie się za półnagimi kobietami... ech.... gdzie te czasy...
Poniewaz pokarmu mamy nadto, zaczęliśmy łowić dla zaspokojenia naszych ambicji, aspiracji, chęci przeżycia przygody itp. Podobnie myślistwo. Mało kto poluje bo przymiera głodem. Raczej zabity stwór jest tylko zwieńczeniem całej przygody, a że smaczny...
To tylko chyba w naszym kraju i pewnie całym bloku wschodnim, totalna bieda doprowadziła do tego, że wędkarz stał się utożsamiany z rybakiem. Nie było różnicy czy ktoś łowił sieciami czy wędką bo i tak wszystko szło do worka. Oczywiście sieć była dużo wydajniejsza, więc wędkarzy uznano za pasjonatów, którzy wolą inaczej, może przyjemniej ale dla tej samej idei - rybki na kolację, obiad, dla cioci, kota, sąsiadki, itp.
Jeszcze później okazało się, że rybek jakby ubywa. Kasy na zarybienia niet, nie ma komu pilnować wód i tarlisk, bo lepiej łowić to co zostało. Do tego zanieczyszczenia, tamy, eutrofizacja i całe inne zło dla naturalnych ekosystemów. W cywilizowanych krajach zrodziła się idea wypuszczania ryb.
Skoro jedzenia jest pełno to po cholerą odbierać sobie radość z łowienia dużych ryb. Zatoczyliśmy koło, ale to bardzo ważne. Jeśli ktoś powie, że czerpiemy przyjemność z męczenia zwierząt, to z przykrością trzeba poniekąd przyznać mu rację. Wówczas nie pozostaje nic innego, jak wrzucić na allegro cały sprzęt i biegać po łąkach zachwycając się motylkami. Natomiast tak jak wspomniał @zanderix, rodzajów czerpania radości z rozmaitych interakcji ze zwierzętami jest na świecie tysiące. Dlatego sprowadzanie dyskusji do tego poziomu mija się z celem, bo wypadałoby nas (ludzkość)uznać za nieuleczalnego wirusa i tępić do upadłego.
Reasumując C&R stało się narzędziem ochrony tych resztek, które pozostały w wodach. Na świecie weszło to tak w krew (w końcu żarcia nadal nie brakuje), że mimo lepszego stanu populacji ichtiofauny, nikomu nie przychodzi do głowy powrót do zabijania i pozyskiwania mięsa. Po prostu wartość emocji związanych z walką z rybą przewyższa jej wartość konsumpcyjną. Do takich wniosków trzeba niestety dojrzeć, a tego zdecydowanie brakuje 99% naszej wędkarskiej społeczności. Oczywiście z czasem C&R została dopisana do różnych postaw. Znaleźli się ludzie, którzy lubią obcować z wodnym światem a nie lubiąj eść ryb, inni są na tyle leniwi, że wolą rybkę wypuścić niż bawić się w skrobanie, inni traktują to wybiórczo (okoń do wody bo ciężko się skrobie, sandacz do worka bo skrobie się lepiej itp.), tudzież bo taka jest właśnie moda... Jeszcze inni to kompilacja tych wszystich zachować, która w połączeniu z ogólną miernotą naszych łowisk, kazała im wypuszczać wszystkie ryby dla idei. Nie wchodząc w szczegóły, bez pytań dlaczego, po prostu wypuszczać bo tak będzie lepiej.
Z naszego punktu widzenia im więcej ludzi zacznie wypuszczać rybki (nie ważne z jakiego powodu) tym lepiej. Przydałaby się reklama, że nie rybka dobra na wszystko tylko rybka z polskich wód fe, chemia i rak - może za ostro, ale pewnie i tak wiele ludzi by olało taki komunikat, bo skoro dziad, ojciec, wójek i sąsiad Zdzichu (zbieżność z imionami zupełnie przypadkowa) to niby dlaczego mnie nie wolno...
Dlatego kończąc ten nieco przydługi wywód (tak jakoś mi się zebrało) to w naszym wspólnym interesie, zarówno tych uwalniających 100% ryb, jak i tych co to czasem lubią coś przekąsić, a nawet tych co jedzą zgodnie z regulaminem, powinno być propagowanie uwalniania ryb, tak aby populacje mogły sę odbudować, aby wycieczki na metrowe szczupaki planować na Mazurach, a nie w Skandynawii. Wówczas jak ktoś zje jednego szczupaczka nikt nie będzie na nim wieszał psów. Zbyt liberalne prawo - owszem. Żeby je zmienić to trzeba stanowić silną grupę, a nas piszących po portalach jest garstka, która ma się nijak do setek tysięcy wędkujących...
YO!