Jak Sławka lubię, tak tym wędkarskim, muchowym ultymatem nieco mnie rozbawił. Nigdy do muchówki się nie wspinałem a teraz już chyba nawet nie dam rady. Za stary jestem. Byłaby może nawet muchówka ostatecznym narzędziem do sportowego połowu ryb, gdyby muchołapy używali tylko i wyłącznie chrusta i poławiali tłuszczaki, więcej nic. Ale nie, oni w pogoni za skutecznością tudzież białkiem, choćby i szczupaczym, nimfy wykoncypowali, które przecie nie są niczym innym jak samołówkami, tym tylko od sprężyny się różniącymi, że wymagają większego zaangażowania sprzętowego i ruchowego. Poza tym to jednakie paskudztwo. Za to ideologia dorobiona piękna, tyle że fałszem podszyta.
Tak więc pozostanę przy mało eleganckim i plebejskim spinningu. Przynajmniej nie muszę się zasłaniać żadnymi napuszonymi andronami.
Teraz z innej beczki: czasami łowię odległościówką. Nieczęsto, dwa, trzy razy w roku. Otóż twierdzę z całą stanowczością że skuteczny połów takich, na ten przykład. pięknych i walecznych płoci na delikatny zestaw, w dużej odległości, z maleńką kulką chleba na haczyku ( tak, tak, istnieją takie przynęty, w dodatku skuteczne; nie tylko biały barwiony rządzi ), to wyższa szkoła jazdy. Na tyle wysoka że niejeden muszkarz byłby dumny... gdyby umiał.
Użytkownik Fugazi edytował ten post 30 listopad 2014 - 22:17