Dzisiaj dostałem lekcję od Boleni, którą zapamiętam na bardzo długo...
Przyjeżdżam w miejsce nr 1 cisza spokój nic się nie dzieje obławiam 2h i jadę dalej.Docieram na miejsce numer 2 a tam obłęd...rzeź...masakra...zbiorowa egzekucja Obserwuję sytuację przez jakieś 30min i biorę się do roboty... Ryby momentami praktycznie wskakują mi na kolana...przerzucam pudełko po kolei i bez efektów.
Po około 1,5h zakładam małego Hiciorka. Widzę już skąd ryby napływają na drobnicę i w których miejscach do niej wychodzą...schemat cały czas ten sam. Wrzucam wobka przed siebie 5 metrów od załamania brzegu "winkla" widzę jak patrolująca ryba płynie w jego stronę i czekam na atak...jest dobrze hiciorek smuży po powierzchni wody i następuje atak.
Ryba częściowo wynurza się z wody jest fajna na oko 70+. Pierwszy odjazd jest bardzo agresywny i tuż pod lustrem wody....hamulec gra melodię przyjemną dla uszu. A po chwili następuje luzzzzz okraszony soczystym wiadomo co Stoję na brzegu z miną kota srającego na pustyni i nie wiem o co biega. Myślę spięła się. Ale nie okazuje się, że żyłka zaraz za przynętą była przetarta i wobek odpłyną razem z Raperem. Zazwyczaj sprawdzam co kilka rzutów żyłkę ale nie dzisiaj No nic jedziemy dalej myślę. Wrzucam kolejne przynęty do wody przez jeszcze 2h i efektów brak. Ryby żerują na całego. O 21 się poddaję i wracam w ciszy do domu. Jutro też jest dzień
Musiałem się wygadać. Bajo!
Użytkownik Qcyk edytował ten post 13 maj 2016 - 21:42