Nie potrafię wytłumaczyć fenomenu Siemianówki w temacie sandacza w trollingu. Nigdy nie spotkałem się z taką skutecznością tej metody na tym gatunku.
Z opowieści znam mordercze zapędy Finów, którzy trollingiem i siatami zabili całą populację sandacza w swoich jeziorach w latach 90-tych. Poszli po rozum do głowy i odbudowali ją w ostatnich latach. Teraz na większości sandaczowych jezior trolling jest zabroniony, ale to nie jest polska "dorożka", tylko profesjonalne maszyny z planerami, obciążeniem na linach i windach itp.
Dlaczego na S. te sandacze biorą jak durne w trolu? Nie rozumiem tego.
Dlaczego zabraniać tej metody? Ano dlatego, że wędkarze nie dorośli do tego, żeby łowić kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt ryb dziennie. Nie potrafią ograniczyć swojego, atawistycznego, popędu do zabijania i gromadzenia mięsa. Nikt z nich nie myśli, że można zniszczyć populację. Lepiej zabić, zamrozić, sprzedać, nakarmić kota i teściową, a i sąsiad wpadnie w zachwyt. Opinie typu "Panie, tych ryb nikt nie przełowi, chyba że rybak" są na porządku dziennym. Kolejne fajne tłumaczenie, to "Jak ja wypuszczę, to inni wezmą". Dlatego metoda zabija na tym zbiorniku. Zjazd białostocki dał narzędzia do efektywnego pozyskiwania rybiego białka ludziom bez skrupułów, a oni to wykorzystują.
Może zakaz zabierania ryb złowionych tą metodą przyniósłby jakieś efekty, ale myślę, że najbardziej efektywnym narzędziem ochrony jest kontrola, codzienna, nieuchronna i bezwzględna. SSR nie może nakładać mandatów, ale może kierować sprawy do PSR i Policji, które mają obowiązek zająć się tematem, a na ukaranie w postępowaniu mandatowym jest 30 dni od daty wykroczenia. Jeśli delikwent nie stawi się, to przed upływem 30 dni można skierować wniosek o ukaranie do sądu i skargę na brak działań ze strony PSR i Policji do ich przełożonych i do Prokuratury. To na prawdę działa, przećwiczyłem.