Zlikwidujmy PZW, przecież to "komunistyczny" wymysł. To takie chwytliwe określenie.
Pytanie kto zapłaci za dzierżawę wody, za operaty rybackie? Ja wiem, że zawsze można przecież te wszystkie debilne przepisy zlikwidować, ale co wtedy zostanie? Czy będzie jeszcze jakaś ryba w wodzie? Zaręczam, że nie. Nie z naszą mentalnością. Nad polskim wędkarzem musi być jakiś bat. Niestety. Czy to będzie PZW czy powiedzmy NSZW (niezależny samorządny związek wędkarski zawsze to będzie jakaś władza. A dla większości władza jest zawsze skorumpowana, zawsze kradnie, zawsze jest "be".
Ja lubię wędkować na łowiskach nieskomercjalizowanych. Tak mam. Nie interesuje mnie jeżdżenie za każdym razem w to samo miejsce. Lubię wędkować na rzece, na wodzie stojącej. Dziś tu, jutro tam, godzinę w jednym miejscu, następną gdzie indziej. Jadę 50 km za pstrągiem na okręg sieradzki, pochodzę 2 godziny, jadę na rzeczkę w częstochowskim, a wieczorem zahaczę łowisko rodzime z piotrkowskiego. Jak to będzie wyglądało gdy zlikwidujemy PZW? Ten staw będzie prywatny, tamten jakiegoś towarzystwa. Już dziś, kiedy nie ma opłaty krajowej jesteśmy bardzo ograniczeni w wybieraniu łowisk i mamy dużo problemów z uzyskiwaniem zezwoleń, rejestrów itd. Ale dalej są to wody PZW i sposób zdobycia zezwolenia jest klarowny, choć kłopotliwy. Jak to może wyglądać, gdy każdy odcinek rzeki, zbiornik mógłby mieć innego właściciela/dzierżawcę, wolę nie myśleć. Łatwo jest coś rozwalić, tylko pytanie co potem? Czy będzie lepiej? Wątpię.
Koszty.
Czy składka pełna, czyli okręgowa + członkowska w wysokości 171 zł (okręg piotrkowski) to dużo. Dla jednych tak, dla innych nie. Podniesienie tej składki, czy to przez PZW, czy to przez inny czynnik ( stowarzyszenie, właściciel wody itd.) spowoduje tylko jedno. Odejście od sformalizowanego sposobu wędkowania i przejście w "szarą strefę", czyli kłusownictwo. Nie ma innej opcji. Owszem, ogrodzone łowiska, piękne, ze stanowiskami z podłączonym prądem zapewne się obronią, ale w wodach typu rzeki, starorzecza, ryby się nie uświadczy.
Na co idzie składka? Nie wiem do końca. Ale wiem, że skarbnik w moim kole od końca grudnia, do mniej więcej lipca jest codziennie rano i wieczorem w sklepie wędkarskim u naszego kolegi, gdzie odbiera i zostawia karty wędkarskie, Przez 7 dni w tygodniu ludzie do niego dzwonią, przychodzą do domu, często wieczorem, przed samym wyjazdem na ryby, by opłacić składkę. Owszem, dostaje za to pieniądze z okręgu, ale to ciężka praca. Przynajmniej 12 wyjazdów z rozliczeniem do okręgu, dostaje delegację, ale czemu miałby nie dostać. Jest w naszym kole ponad 700 członków. Do pracy przy sprzątaniu zbiornika, organizacji Dnia Dziecka (uczestniczy w nich około 100 dzieciaków z rodzicami, wujkami, dziadkami itp.) i wszelkich innych przedsięwzięciach chętnych jest około 10, zawsze tych samych osób. Czy to wina PZW? Czy jak ta organizacja zniknie, a pojawi się "lepsza" w wyniku "dobrej zmiany" to będzie lepiej?
Brak ryb i zarybienia.
W każdym okręgu jest ichtiolog, zarządzie głównym nie jeden. Zakładam, że znają się na tym co robią. Zarybienia się odbywają, przynajmniej na wodach w mojej okolicy. Skąd to wiem? Bo bardzo często przy nich uczestniczę. Jadę, patrzę, robię zdjęcia. Ale mam później podstawę od powiedzenia coś w tym temacie.
Tydzień temu nad wodą rozmowa z jednym wędkarzem. Pytanie do mnie: Panie, dlaczego nie zarybili (tu nazwa łowiska) dużym karpiem, tylko takie małe wpuścili.
Ja: bo operat nie zezwala, a poza tym to jak dla mnie można by wcale nie zarybiać karpiem
On: a lubię karpia, jest najsmaczniejszy
Ja: z takim podejściem, to ryb nie będzie wcale
On: panie, ja na Zarzęcin jeżdżę, tam stawiam przyczepę, siedzę 2 miesiące, prąd mam i 2 lodówki, po 10-30 leszczy łapię dziennie, i to takie powyżej 40
ja: i co pan z nimi robisz? zjesz je wszystkie?
on: nie, ja to ryb nie biorę, tylko karpia, ale znajomi przyjadą, to wezmą
To jest główna przyczyna dla której nie ma ryb w wodach. To my wędkarze. Nie PZW. Ci sami ludzie na łowiskach komercyjnych ryb nie wezmą, śmieci nie zostawią, a jak pojadą na wody ogólnodostępne, hulaj dusza.
Taka wredna mentalność. Bydlak śmieci u siebie nie zostawi, musi być czysto, bo to jego, ale już do lasu, na pole można.
Lekarstwem jest wzmożona kontrola. Ale tutaj potrzeba pieniędzy, nikt za darmo tego nie zrobi. Policja ma to w dupie, sam wielokrotnie dzwoniłem, I tylko na idiotę i pieniacza wyszedłem. Przykładem, że można coś zmienić jest Wisła w okolicach Tyńca, tam kontroli spodziewać się można codziennie, i od lądu i od wody. I to najczęściej ze strony policji.
Lekarstwem nie jest rozwiązanie PZW. Komuś wydaje się, że jest mądrzejszy. "Co, nam będą leśne dziadki mówić, co mamy robić!". Jednego "leśnego dziadka" w pewnej stadninie zwolnili, jest lepiej? To od nas wędkarzy wszystko zależy. Ale najłatwiej się mądrować, prowadzić dysputy pod sklepem wędkarskim, na rybach, a jak jest zebranie przychodzi 40, z ponad 700 członków. A później słyszę, "znowu k...wa zawody na tym bajorze zrobili".
No tak, oni, to pieprzone PZW!