Łowię u sąsiadów z zachodniej miedzy. Tych wschodnich -których zachodni Niemcy, często z zaciśniętymi szczękami nazywają "osti". Szczupak ma tam przerąbane. Wioskowe mongoły tłuką wszystkie które złowią. Szczupak to u nich wybitny rarytas kulinarny.
Nie zapomnę jak kiedyś w kwietniu chodząc z aparatem po rzece, wyłoniłem się z krzaków wprost na brezent, usłany ponad dziesięcioma szczupakami 80-90cm akurat w momencie kiedy dokładany był następny, dopiero co wyciągnięty krokodyl. Dwóch Niemieckich karków moczących żywcówki, obróciło się zaskoczonych w moją stronę. Mordy im zastygły, ja zastygłem, czas zastygł. Aparat mi ciążył i ...naprawdę pomyślałem że go użyję i trzasnę im 'fotę życia' jeśli ruszą. Obszedłem ich niby ornitolog nie zainteresowany światem pod nogami, a potem jak już zniknąłem za zakrętem zjarałem z pół paczki fajek.
Wiele razy widziałem wynoszone do samochodu pomnożone dzienne limity. Niemniej ryby jest dużo. Łowisko obfituje w pozalewane mateczniki olchowych zwalisk, niedostępnych zastoisk odciętych ruchomymi łąkami od głównego nurtu, gdzie nikt nie odważy się ruszyć ... i setki kanałów ciągnących się od rzeki głęboko w las.
Obserwuję że, poza okresami kiedy ryba jest naturalnie łatwa do złowienia, niemieccy mięsiarze łowią mniej skutecznie niż ich Polscy odpowiednicy. Przy tym chyba mają mniej psów i kotów do wykarmienia .