Nic nie sugeruję, ale dręczy mnie robak niepewności, więc zapytam - czy to nie ktoś z Twojej rodziny był pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku naczelnikiem czy inspektorem d/s ochrony środowiska w Urzędzie Wojewódzkim w Bielsku-Białej? Dostrzegam pewne pokrewieństwo w śmiałości głoszonych, dość rewolucyjnych idei
Przykro mi,od pokoleń jestem "powiązany" z Warszawką,jeśli moje korzenie są aż tak interesujące.
Reszty cytatów nie będę powielał,bo znów byłby elaborat na pół strony,postaram się krótko i zwięźle.
Aha,nikomu nie ubliżam,jeśli ktoś poczuł "ubliżenie" to cóż,może warto brać Positivum .
Więc zacznę jeszcze raz,co w myślistwie jest nie tak.
Myśliwy ma zastępować drapieżnika-a kto,jak nie myśliwy,najpierw powybijał te drapieżniki? Jeżeli nie ma drapieżników,to powinno się dać im reprodukować na wolności,a nie straszyć,że zaraz wyżrą okoliczne wsie i miasta,to jest po prostu pretekst. Bardzo ciekawym określeniem myśliwych jest syndrom Bambiego-oznacza on to,że człowiek nie może pogodzić się z prawami natury,które rządzą tym światem i sam,nieudolnie,ze szkodą dla wszystkich (oprócz siebie),próbuje ingerować. No bo jak to możliwe,że lis zje zajączka (choć wiadomo,że głównie zjada gryzonie,jest sanitariuszem lasu),albo wilk sarenkę? Przecież to takie okrutne! Trzeba zabić wilka i lisa,żeby ratować te biedne zwierzątka. A potem samemu je zabić,już bardzo humanitarnie. Proszę znów zajrzeć do netu,jakimi zajęczymi pokotami przechwalają się myśliwi. Włos im z głowy nie spadnie.To tak,jakby wędkarze domagali się wycięcia w pień drapieżników,bo im te skurczybyki karpie wyjadają . Wędkarze też popadali w bambinizm masowo uśmiercając okonie i jazgarze,najlepiej trach gdzieś w trawę,niech dogorywa.
Tak samo z kornikami-korniki się pojawiają tam,gdzie nie ma naturalnych wrogów,jak choćby dzięcioła,który jest coraz bardziej zagrożony wyginięciem. Ale nie myśli się o odbudowie populacji,tylko wyrżnięciu jak największej ilości drzew. Swoją drogą,ostatnio,w okolicach Wyszkowa też pojawił się kornik,bo piły poszły w ruch i to ostro. To samo z kleszczami. Panowie myśliwi,to wszystko wcale nie jest takie proste,jak myślicie,pukawkami nie rozwiążecie problemu,choć jest to na pewno najłatwiejszy i dla wielu najprzyjemniejszy sposób. Druga sprawa-karmienie zimą. Przecież każdy wie,że najedzone zwierzęta będą po pierwsze,bardziej ufne i będą podchodzić do osad ludzkich,po drugie,będą się mnożyć w nadmiernej ilości,kółko się zamyka.
Kolejna sprawa,ile waży ołów w naboju? Kiedyś znalazłem kilka niewystrzelonych,ale nie miałem okazji ważyć,jednak na oko to 40 gram. No i teraz policzmy,ile tego pójdzie do środowiska. Tak,wiem,wędkarze też rwą przynęty i to akurat nie jest dobre porównanie,stąd ja odpowiednio się zabezpieczam przed utratą zarówno ołowianych jak i innych przynęt,a nawet znajduję podczas każdego łowienia chwilę,aby powyjmować potopiony złom,a także pozdejmować ozdoby choinkowe z drzew,nawet 4-5 metrów nade mną. Czy myśliwi też chodzą i szukają wystrzelonego śrutu? Chyba raczej nie,a jak doświadczenie wskazuje,gubią też kompletne naboje,co w nieodpowiednich rękach wiadomo,czym grozi.
I kolejny temat-polowania z psami,szczególnie na "grubego zwierza". Kiedyś,choć nie jestem wrażliwy,zrobiło na mnie wrażenie pewne zdjęcie,na drugim planie leżał dzik z rozszarpanym brzuchem,obok dwa albo psy,które oberwały równie mocno i pokazały również swoje wnętrze. Na pierwszym planie uchachany i wyprężony myśliwy. O czym to świadczy? Że zwierzę,nie tylko te,na które polujecie,ale i wasz (podobno) najwierniejszy przyjaciel pies,który nie jest niczemu winien,że ma takiego właściciela to po prostu przedmiot,który,gdy się zużyje,jest wymieniany. Były przypadki dobijania poranionych psów przez swoich "panów",na pewnym forum też można pewnie do dziś spotkać wpisy typu "wyszkoli się nowego",a tekst w stylu "mój Azor poszedł na L4" w pewnym sensie jest śmieszne,ale i straszne. Zwierzęta dla myśliwych to tylko statystyka,tyle i tyle do ubicia,a wiele wskazuje zwierzęta jako zagrożenie dla społecznościi,przynajmniej lokalnej.
O wchodzeniu na prywatne tereny i strzelaniu w pobliżu domów,a nawet bezczelnemu wchodzeniu na posesję nie wspomnę (choć wspominam). Wyobraźcie sobie,że przychodzi nad wasz prywatny staw zgraja wędkarzy i każąc się wynosić,bo oni muszą zrobić "odłów" szczupaka. Realne tylko wśród myśliwskiej braci. Ostatni przypadek-zastrzelenie psa,który był kilkanaście metrów od właścicielki,na jej prywatnym terenie,potem przepraszanie i próba załagodzenia poprzez załatwienie nowego psa. Kolejny przykład uprzedmiotowienia zwierzęcia. To idąc tym tropem,myśliwy,który zabił ostatnio człowieka dzika,powinien zaproponować w ramach zadośćuczynienia nowego ojca/męża/kochanka?
I tak jeszcze na koniec,chciałbym ruszyć sumienia przynajmniej niektórych myśliwych,zróbcie coś dobrego dla zwierząt,zamiast je dokarmiać i ubijać,kupcie karmę,zbierzcie jakieś koce,posłania i inne niepotrzebne wam rzeczy i zróbcie choć raz na pół roku to,co ja zrobię dziś ze swoją dziewczyną-załadujcie graty do schroniska i zawieźcie je,może przy okazji zdobędziecie nowego przyjaciela na dobre (oby tylko) i złe. Ten apel kieruję szczególnie do forumowego arcyksięcia,który epatuje swą męskością nie imając się kleszczy i meszek,użyję bardziej prostego,acz nie obraźliwego języka-chłopie,pokaż,że masz jaja i bądź mężczyzną,a nie zapatrzonym w siebie narcyzem,co zawsze i wszędzie ma rację.
Pozdrawiam,miłej niedzieli,schronisko czeka .