Napisano 30 maj 2012 - 07:32
ja tam się specjalnie nie zachwycam (acz rozumiem że taki rodzaj wędkarstwa/gier zręcznościowych/sportu przełajowego może wciągnąć) ani specjalnie neguje. Ktoś chce prywatnie łazić za pstrągami to niech sobie łazi i poluje na okazy, a ktoś chce je wyławiać na czas i wtym się specjalizować mając w d....e okazy.
Wielokrotnie miałem okazję łowić z czołowymi sportowcami wędkarskimi i zawsze się zastanawiałem, dlaczego z ich wiedzą i umiejętnościami, niemal kompletnie ignorują próby poławiania okazów danych gatunków. Oczywiście na zawodach to pewnie szukanie igły w stogu siana i strategia na to nie pozwala, ale dla nas, największa chwała to nie jest złowienie 100 pstrągów po 30cm każdy, tylko wytropienie i przechytrzenie tego jednego - 70cm. jak śledzę nasze zmieniające się forum, to też przestaliśmy się zachwycać nad kolejnymn bolkiem 60-takiem (no chyba, że jest pierwszy w roku), ale peany są roztaczane nad łowcą ryby w okolicach 90cm.
Panowie sportowcy mają wszystko co potrzebne, aby takie ryby łowić i pewnie gdyby tylko zaczęli poważnie do tematu podchodzić, mogliby szybko zdystansować tzw. przypadkowych łowców. jednak tego nie robią i ja długo tego nie rozumiałem, aż do pewnej rozmowy z Jackiem Stępniem. Bo wędkarstwa prawdziwszego od prawdziwych nie da się zdefiniować i uszeregować. Równie wspaniałe dla kogoś może być łowienie płotek w stawie, co ganianie metrówek po szwedzkich szkierach. jeden lubi chłopca a inny dziewczynkę. Nie ma co pi.....ć, że to jest złe, a to lepsze... Różnice są takie jak między sportem amatorskim a wyczynowym. Jedno i drugie jest piękne, te same reguły gry. Wędka, żyłka i przynęta. Światy zupełnie inne.
Byłem na MŚ, widziałem z bliska jak to wygląda. Łowiłem w tych samych miejscach i jest przepaść, choć na prywatnych rybkach staram się dotrzymywać kroku Andrzejowi, Jackowi, Krzyszczykowi itp. jednak gdy przychodzi co do czego, to ja łowię ryby te, które chcą się złowić: żerują, akurat miałem farta, itp. na tyle starcza mojej wiedzy i umiejętności. Panowie sportowcy wygrywają zawdoy dlatego, bo potrafią skusić do brania te ryby, którym się nie chce... widziałem jak Andrzej wkładał do pyska woblera pstrągowi, który kompletnie nie reagował. W końcu go złowił na wodzie po kostki, gdzie zwykły śmiertelnik nie rzuciłby kamieniem. gdybym tego nie widział, to bym nie uwierzył. Stałem za plecami i gdy zaczął tam łowić pomyślałem, że się poddał i siadła mu psycha. Złowił tam chyba dwie czy trzy ryby i uratował cały start, a ja byłem w szoku. Generalnie stojąc z boku wydaje się, że wiele rzeczy zrobiłoby się lepiej, inaczej. Tylko jak się stanie w szranki i konkury, to nagle dostaje się ostry łomot...
Inny przykład. Czechy - trening prze MŚ, rzeka pełna świnek (do tego pstrągi, brzany, klenie, wszystko...). Tysiące ryb, które kompletnie olewają spinningowe wabiki (mówię o świnkach, bo reszta brała całkiem przyzwoicie). Przypadkowe rybki zapięte na mikro woblerki. Ja bym pewnie tak łowił cały dzień ciesząc się na koniec z kilku fartownych sztuk. Panowie podumali, porzucali i po godzinie łowili świnkę za świnką. Oczywiście, gdy już zaboczyłem co i jak, to szybko wiedzę przyswoiłem i też łowiłem, ale sam doszedłbym do tego po wielu godzinach, może nieudanych dniach. jeśli w ogóle chciałby mi się szukać metody na świnki. Im to zajęło nie dłużej jak godzinkę...
Także każdy ma swoje wędkarstwo, każdy lubi coś innego. Tak to już jest i nie ma co szkalować jednego czy drugiego.
Co do Bobru. Miejscowi dostali szanse na fajne łowisko. Nie wierzę, aby z niej skorzystali, ale może miło się zdziwię... Tuż po zawodach ludziki już łazili z reklamówkami. Tak jak napisał Tomek, część ryb jednak przetrwa i stanie się silną lokalną populacją, której już dawno tam nie było, albo była w szczątkowej formie... Co do regulacji to nie bardzo wiem, co można regulować w uregulowanej już rzece. Chyba tylko mogą ją pogłębić, ale to akurat może jej wyjść na dobre...