Januszu, dzisiaj łowiłem Twoimi woblerami - "Słonecznica" i do tej pory jeszcze nie mogę wyjść z podziwu Powiem tak, ten wobler w wodzie żyje swoim życiem!! Wystarczy go wrzucić do wody i mu nie przeszkadzać a woblerek zachowuje się jak żywa rybka. Lekko lusterkuje a za chwilkę myk w boczek... naprawdę wystarczy tylko trzymać go na napiętej żyłce .
Świetna przynęta, wielki szacun!! Naprawdę
Wielkie dzięki za Twoją opinię.
Wszystkim czytającym chętnie zdradzę "tajemny sekret " tak zachowującej się przynęty.
A zacząć muszę od sztucznej muchy. Przepraszam za przydługi wstęp.
Dobre "naście" lat wstecz łowiłem na "Pucharze Romaniszyna" (zwanym zemstą Romaniszyna ) ramię w ramię z Januszem Widełem. Sektor "C", stanowisko bez możliwości wejścia do wody. Pod brzegiem 2 metry wody bez uciągu. Może streamer z super ciężkim sznurem, problem w tym, że na tonące sznury i streamery zapomniałem w domu... Jedyne wejście na przykosę jest zaraz powyżej naszego stanowiska, zawodnicy i sędziowie pozwalają i wchodzimy do rzeki. Obławiamy rynnę schodząc na przemian przykosą i wyprowadzając nimfy "na spacer", bez żadnych efektów. W końcu Janusz zaraz na początku naszego stanowiska zacina i podbiera dobrego lipienia. Po chwili drugiego, trzeciego. Woła mnie do siebie i pokazuje, jak łowi. Prawdziwi mistrzowie nawet na zawodach nie mają sekretów!
Stoimy po kostki w bystrzu, rzucamy nasze nimfy na tą płyciznę za i powyżej siebie, i pozwalamy im zatonąć w głębokiej na jakiś metr szybkiej rynnie. Woda zaraz za kosą zwalnia, wiruje, za moment przyśpiesza. Janusz łowi lipienie, ja patyki. W końcu zapinam miarowego lipienia, sędzia mierzy i wypuszcza rybę, a Janusz zacinając kolejnego lipienia łamie wędkę. Żaden z nas nie ma zapasowej. Ja wiem, że dziś wyniku nie zrobię, a skoro już zapunktowałem, oddaję lepszemu od siebie wędkę. Szacuję, że może wygrać sektor, a z pewnością znajdzie się w pierwszej trójce. Z powodów, których nigdy nie poznałem Janusz odmówił przyjęcia wędki i łowiąc dalej złamanym kijem dołowił jeszcze jednego. Na zakończenie tury wręczył mi swoją nimfę (imitacja bezdomkowego chruścika) i rozstaliśmy się do następnego dnia.
Myślenie włączyło mi się dopiero wieczorem. Zaaferowany zawodami nie zauważyłem oczywistej rzeczy - ja wyjąłem z dna rynienki kilkanaście patyków i urwałem jakąś tam muchę, a Janusz Wideł miał tylko jeden "patyczany" zaczep. Jego mucha była bez porównania lżejsza od tych, które ja zakładałem.
Nurt wody nigdy nie jest jednorodny. Pełno w nim różnych wirów, cieni prądowych, woda faluje to w jedną, to w drugą stronę w swoim własnym, zrozumiałym dla żyjących w niej istot rytmie. Dotyczy to nawet wód "stojących", które nigdy do końca stojące nie są... Moja ciężka nimfa poruszała się po linii prostej, a "Widełka" myszkowała zgodnie z meandrowaniem nurtu.
Od tamtej pory starałem się zawsze swoje nimfy zakładać zgodnie z zasadą "najlżejsze, którymi mogę dotrzeć w okolice dna".
Dokładnie tą samą zasadą staram się kierować przy wyważaniu woblera. Jeśli pływający, to lekko, nie jak korek. Jeśli tonący, to lekko, nie jak kamień. Tak, by nurt "woził" woblera, a nie walczył z nim.
Są miejsca, metody i chwile, które wymuszają zmianę tego celu. Gdy priorytetem staje się dalekosiężność lub głębokie nurkowanie woblera. Wtedy albo zasady, albo skuteczność. Albo "Pheasant Tail" obciążony tylko miedzianym drucikiem, albo "Glajcha" (ochotkus gigantus). Muszkarze rozumieją
Wobler wyważony neutralnie staje się pomocnikiem wędkarza, poruszając się w wodzie w sposób naturalny, Myszkując zgodnie z niewidocznymi nurtami, zwodząc drapieżniki. Nie zastąpi jednak wędkarza który decyduje o miejscu podania wabika, steruje nim podnosząc i opuszczając wędzisko, stosuje właściwe tempo zwijania lub oddawania żyłki. Łowi. I myśli.
Jeśli ktoś twierdzi, że jego przynęty "same łowią", to próbuje się wywyższać i umniejszyć rolę wędkarza. Którego umiejętności i znajomość zwyczajów ryb jest najważniejsza.
PS
Na wniosek Janusza Wideła zostałem uhonorowany nagrodą "fair play".
A ja do dziś nie wiem, dlaczego nie przyjął tej wędki...