Brały również na Longa 2 - a to niemała blacha, Skinnera 12, Long Castinga 13 - to już kawał kabanosa. Streamery na rafach też powinny wciągać. Nie do złowienia były tylko ryby zbierające wieczorami na otwartej wodzie. Znikały i pojawiały się na przemian. Może muchówką można by się do nich dobrać, ale przy flaucie były bardzo czujne. Kiedy przepływaliśmy w pobliżu oczkowanie ustawało – musiały schodzić głębiej – podczas gdy w zatoczkach trwało w najlepsze.
O ile z rzutu dało się łowić, trol po rafach i kamerdolach (flat line) był w sumie dość prosty, choć ryzykowny, to deep trolling jest dla mnie nadal niewiadomą. Nie od dziś wiadomo, że tak się łowi największe oringi, feroxy, palie, trocie jeziorowe etc. Trochę ostatnio ćwiczyliśmy na Słowacji. Brania były albo liczne, albo nie gryzło nic. To nie przypomina łowienia szczupaków w toni, gdzie znalezienie jakiejś półki, blatu, głębokiej górki pozwala zdjąć kilka kilkanaście ryb na wieczór. To raczej jak polowanie na duchy – pływasz po otwartej wodzie i ryby ni stąd, ni zowąd zaczynają brać, chociaż miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym, za wyjątkiem tego że jest tam np. akurat 18m głębokości, a dookoła trochę głębiej albo trochę płycej. Chwilę później – świeci pustkami. Wygląda to tak, jakby ryby pływały stadnie i non stop przemieszczały się w toni. Frustrujące jest takie łowienie. Plus jest taki, że w Skandynawii zdarzają się przy takim łowieniu przyłowy w postaci ogromnych, toniowych szczupaków. A zatem długa, cieniutka stalka jest obowiązkowa. Jazda z taką rybą nawet na mocnym pstrągowym sprzęcie musi być niesamowita. Choć bez dwóch zdań wolałbym oringa, czy palię 70-80cm niż szczupaka 110.
Jak nic musisz przyfrunać do Bigosa na korepetycje
To co opisujesz bardzo przypomina łowienie tutaj na jeziorach.