Hej
Tym razem trochę pobubam.
Po pozytywnych doświadczeniach z tymi śpiochami sprzed lat, gdy pojawiły się ponownie kupiłem je szybko, nie bacząc na ostrzeżenia kilku osób ze bywają z nimi spore problemy. Chwilę dłuższą trwało nim przyjechały do mnie do IE i nim w końcu zdecydowałem się zacząć je używać. Pierwszego lub drugiego dnia przytarłem je na lewej nodze ładując kajak na dach. Ot - kilka mm. Podkleiłem, żeby materiał nie puszczał dalej i o sprawie zapomniałem.
W efekcie - śpiochy użyte kilka razy, głównie podczas zlotu i kajaka. Jakiż był mój zonk, gdy zaczęła ostro lać jedna z nogawek - dla odmiany prawa. Łowiąc z Tomcastem wylewałem wodę z nogawki, dobrze ze stare visiony były na zmianę. Po bliższym obejrzeniu okazało się, ze rozlazł się neopren na prawej stopie. Niezła jakość, ale, rozmawiam z Tomcastem i mówi że jego kolega z tymi śpiochami miał identyczną akcję - po kilku łowieniach zaczynają lać na potęgę i zalepianie dziur nic nie daje bo leją z nowych. Napisałem do Fishing Martu, kazali śpiochy odesłać, muszą się im "uważnie przyjrzeć". Akurat słałem paczkę do Tomka, więc dopakowałem swoje śpiochy, kilka dni później on odesłał je dalej kurierem. Czas mija, ze sklepu cisza. Po jakimś czasie od maila "co dalej" dostaję zdawkowe szczekniecie "uszkodzenie mechaniczne gwarancja nieuwzględniona". Na prośbę o rozwinięcie dostaję równie lakoniczne "Uszkodzone wodery zostały zaklejone przez Pana jakimś klejem".
Troszkę zaczyna mną wkurw telepać, bo jest to ewidentne szukanie pretekstu ze strony sklepu do nie uznania reklamacji. Pisze więc do szanownej pani usiłując wytłumaczyć, a może bardziej zapytać - co ma piernik do wiatraka? Co ma paćka kleju mniejsza od zapałki wspólnego z rozpadającym się neoprenem na drugiej stopie i śpiochami wykonanymi poniżej jakichkolwiek standardów? Przy okazji poprosiłem też o nazwisko osoby, która podjęła decyzję, by ułatwić sobie dalsze działania przed rzecznikiem konsumenta. I co? I zapada znowu cisza, do momentu, gdy dostaję dość oschłego maila od samego Szefa (zaszczycik..) , z którego dowiaduję się, ze z ich strony sprawa jest zamknięta, reklamacji sam Szef nie uznaje i mam powiedzieć co dalej ze śpiochami, bo je zutylizuje.
Nie wiem gdzie ten pan uczył się kontaktów z klientami, ale trochę kiepskim warzywniakiem mi tu zaleciało i "polskim szefem" co mówi jak będzie.
Oczywiście informacji o możliwym odwołaniu od decyzji gwaranta przez "przypadek" Jego Eminencja Szef nie podał, bo po co.
Sprawa idzie do rzecznika, jednak lekki wkurw na ten sklep spowodował, ze postanowiłem opisać sprawę i tutaj.
Zarówno jakość, czy też brak jakości Solvkrokenów, które okazały się być równie trwałe jak gacie z ceraty za 100plnów jak i jakże przyjemny kontakt z obsługą sklepu i samym właścicielem.
Dobrze się zastanowię przed kolejnymi zakupami w tym sklepie, a akurat dość sporo kasy u nich zostawiłem.
Nie wierzę w to, by kogokolwiek w sklepie to ruszało, dość mocno się odczuwa w kontakcie z nimi, że na klienta mają jak to młodzież mawia wy.... prezentując zachowanie znane raczej z allegro-cwaniaków niż z niby poważnego sklepu (jak się poczyta np Forsa to widzę, że to dość normalne podejście z ich strony) i bliżej im do "płać i sp..." niż do klient nasz pan.
Do czasu pamiętnego zalta byłem dość zadowolony z tego sklepu. Były czasem spore potknięcia, niechlujnie zapakowane paczki itd, ale z grubsza mieściło się to w akceptowalnym standardzie, plusem było to, że nie musiałem szukać po różnych sklepach jak potrzebowałem pierdół różnych firm.
Dziwne zachowanie ze strony sklepu zaczęło się już przy gwarancji zalta, którą po długim czasie, trochę okrężnymi kontaktami przez dystrybutora udało się załatwić. Sklep nawet zwrócił kasę i to 2 razy. Za szybkie odesłanie kasy im z powrotem i wyjaśnienie w mailu oczywiście nawet słowa...
Jak to jest, że jak kupujesz śpiochy np w uk, gdzie przerób mają ileś razy większy, to z reklamacją problemu nie ma. Ciekną - sa wymieniane lub dostajesz kasę, a w PL są zawsze szopki i szukanie jakiegokolwiek pretekstu by zostawić z problemem na lodzie, w dodatku w dość arogancko olewający sposób? Inna kultura czy brak "byznesmenów" z koziej wólki i Bożej łaski?