Propagowanie .... taaaa, ale w jaki sposób? Dla przykładu:
1. Nie jadam ryb, nie lubię, więc jestem za C&R - gdzie tu zasługa?
2. Karpie żrą własne g.... - więc ci co jedzą hodowlane karpie to idioci, a świeża rybka z jeziora jednak jest lepsza? Czyli co tu promujemy?
3. Czy ktoś zabiera w roku jedną, dziesięć, czy tysiąc ryb, to taki sam mięsiarz, plebs i odszczepieniec - czyli na jedno wychodzi, więc lepiej walić w łeb jak leci?
4. Jestem samotnym odludkiem, sam nie gotuję, nie mam co zrobić z rybami, więc ich nie zabieram ... - świadomy orędownik C&R? Czy raczej osoba dorabiająca ideologię "pod siebie"?
5. Nie zabiorę sandacza znad wody, ale za to pójdę kupić takiego w markecie ... - a tam skąd się te ryby biorą?
Jeżeli ktoś może i powinien przekonywać nas do wypuszczania wszystkich ryb (bez wyjątku) to musi to być osoba która ryby jeść LUBI, ma rodzinę która na ryby czeka ...... a pomimo tego wszystkie ryby wypuszcza, bo takie ma poglądy Nie wiem jak jest w rzeczywistości, ale na forum widziałem wpisy kilku takich osób (porozrzucane w różnych wątkach), więc jest się na kim wzorować .... i jest nadzieja
ps. Niestety ja idealny nie jestem, nie zabieram więcej niż jednej ryby w miesiącu, nie biorę ryb małych, niesmacznych (czyli wszystkich poza sandaczem i szczupakiem), starych, ale nie potrafię wytłumaczyć żonie (ryby jeść uwielbia) dlaczego ma iść kupić szczupaka w sklepie, skoro ja takiego złapałem .... i wypuściłem. Na nieszczęście jestem przekonany, że te trzy, cztery ryby rocznie nie czynią ze mnie potwora, tym bardziej, że wcześniej zabierałem ich duuużo więcej. Najgorsze jest to, że świadomie wypuszczając większość ryb (nawet tych smacznych) byłem do niedawna przekonany, że "czynię dobrze", ale właśnie odarto mnie ze złudzeń wtrącając w otchłanie nieuświadomionego plebsu (mam nadzieję, że tylko wędkarskiego)
.... i cała praca nad moją skromną osobą legła w gruzach